Recenzja Fly Punch Boom!

Fly Punch Boom Cover

O „chińskich bajkach” można powiedzieć wiele. Ich fabuły, ilością upchanych w nich zwrotów akcji zawstydzą samego Szekspira, projekty postaci nierzadko przypominają efekt kooperacji odrzutków z akademii mody i fryzjerstwa, a w niektórych produkcja szczucie cycem sprawia, że z niepokojem spoglądamy na drzwi do pokoju, by upewnić się, że właśnie nie wchodzi nimi mama. Nawet jeśli już dawno nie mieszkamy z rodzicami. Nie da się im jednak odmówić jednego – jeżeli już na ekranie dochodzi do walki, to w ruch nie tylko idą miecze i kije, ale całe planety! Fly Punch Boom! autorstwa Jollypunch Games ma natomiast na celu sprawienie, że i my poczujemy się niczym Goku walczący z Friezą.

Fly Punch Boom 3

Brzmi to bardzo ambitnie i trudno jest nie podchodzić do haseł reklamujących grę z deka sceptycznie, bo przecież podobnej widowiskowości nie oferują nam nawet wysokobudżetowe gry AAA (z małymi wyjątkami), a co dopiero tytuły niezależne. Okazało się jednak, że Jollypunch Games wcale nie rzuca słów na wiatr i, ku mojemu zaskoczeniu, Fly Punch Boom! faktycznie pod tym względem dowozi. Każda kolejna potyczka to epickich rozmiarów batalia, w trakcie której w ruch idą budynki, olbrzymie kałamarnice, a pokonany wojownik ostatnim ciosem wysyłany jest do „ciemnej strony” Księżyca lub zostaje użyty do rozłupania Ziemi na dwie połowy.

Żałuję jednak, że w parze z widowiskowością nie idzie dobry system walki, czyli coś absolutnie dla tego typu gry podstawowego. Fly Punch Boom! to bowiem nic innego jak wzbogacona o sekwencje QTE gra w papier, kamień, nożyce. Zatem w trakcie zabawy musimy wybierać swoje kolejne ataki pamiętając o trzech prostych zależnościach: kontra pokonuje cios, cios pokonuje rzut, a rzut kontrę. W przypadku kontry dodatkowo trzeba będzie jeszcze ponaciskać wyświetlane na ekranie przyciski, a kiedy obaj gracze wybiorą ten sam atak, wygrywa ten, kto najszybciej „zmashuje” Y na padzie. W efekcie wyniki walk zależą w dużej mierze od szczęścia. Może w przypadku walki z żywym przeciwnikiem można stosować jakieś proste taktyki, ale to wciąż gra, w której nie do końca liczą się nasze umiejętności, bo nawet wykorzystując zdolności specjalne (uruchamiane przy pomocy zbieranych z planszy kulek energii) i dysponując najzwinniejszymi paluchami w mieście – jeżeli nie dopisze nam szczęście, przeciwnik zdemoluje nami miasto.

Fly Punch Boom

Są tutaj też elementy przywodzące na myśl otoczone kultem Super Smash Bros., a mianowicie fakt, że im więcej obrażeń zadamy przeciwnikowi, tym trudniej będzie mu wyratować się z opresji. Większość walk nie kończy się bowiem, kiedy jednemu z walczących wyczerpie się pasek energii, a wtedy, gdy wyrzucony poza mapę lub przynajmniej w odpowiedni jej fragment nie zdoła zaliczyć prostej minigry polegającej na zatrzymaniu lecącego paska na żółtym polu, które to kurczy się równomiernie ze zdrowiem nieszczęśnika. Za pokonanie oponenta w ten sposób nagradzani jesteśmy krótką animacją, w trakcie której nasz przeciwnik zostaje uśmiercony na jeden z kilkunastu uroczo głupkowatych sposobów, jak chociażby wlecenie we wspomnianą „czarną stronę” Księżyca.

Z resztą cały klimat Fly Punch Boom! jest dość… specyficzny. Widać to już na pierwszy rzut na przykładzie oprawy graficznej przywodzącej na myśl stare gry flashowe, które ogrywało się za dzieciaka na MiniClipie czy też Newgrounds. Powiem bez bicia, że początkowo styl ten nieco mnie odrzucał, ale po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do niego, a nawet (możliwe, że w wyniku growego syndromu sztokholmskiego) w końcu zaczął mi się podobać. Pasuje on idealnie do zwariowanego klimatu gry, której absurdalne założenia fabularne, a mianowicie fakt, że bohaterowie rozmnażają się przez walkę, sprawiają, że można by ją określić jako najdziwniejszą grę erotyczną na świecie.

Fly Punch Boom 2

Fly Punch Boom! to co prawda gra z całkiem sporym potencjałem imprezowym, bo jej mechanika oparta jest przecież o dziecięcą zabawę, ciesząc przy tym oko ilością akcji na ekranie, ale całkiem prawdopodobne jest to, że szybko się nią znudzicie. Każda kolejna walka wygląda niemalże identycznie, dostępni bohaterowie na dobrą sprawę różnią się od siebie wyłącznie wyglądem i jednym atakiem specjalnym, a poza pojedynczymi potyczkami możemy poszaleć jedynie w klasycznej arcade’owej drabince. Grze na ratunek nie przychodzi nawet tryb wieloosobowy, bo znalezienie innego gracza chętnego do wspólnej zabawy jest po prostu niemożliwe. Zatem jeżeli szukacie czegoś do ogrywania w trakcie koleżeńskich imprez, Fly Punch Boom! sprawdzi się w tej roli świetnie, ale obawiam się, że w każdym innym przypadku odczujecie brak głębi tej produkcji.

Plusy
  • Widowiskowe, dynamiczne walki...
  • Dla wychowanych na flashówkach - styl graficzny
  • Głupawy, acz uroczy humor
Minusy
  • ...oparty na grze w papier, kamień, nożyce
  • Kosmetyczne różnice między postaciami
  • Trochę za mało zawartości
5.5
Ocenił Konrad Noga
Nintendo Switch

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli Nintendo Switch

Recenzje gier OpenCritic