Vile Monarch to jedno z tych polskich studiów, które nie boi się eksperymentowania z różnymi gatunkami gier. Zaczynali od symulatora pojedynków na słowa, przez zabawnego RTSa, strategię ekonomiczną, w której zostawaliśmy potentatem w sprzedaży marihuany, po visual novelę o dorastaniu. Kolejna produkcja warszawskich developerów to tym razem strategia z elementami survivalowymi. Floodland, bo o niej mowa, to przykład, że jeśli masz ekipę zdolnych programistów, to nieważny jest gatunek, liczy się pomysł i wykonanie. Zrobiło się zbyt słodko? Spokojnie, zdążę jeszcze na pewne aspekty gry ponarzekać.
W ostatnich kilkunastu latach, jesteśmy zasypywani wieściami o nadchodzących kataklizmach ekologicznych. Zresztą, wystarczy po prostu nie siedzieć w piwnicy, by dostrzec jak zmienia się świat dookoła nas. Floodland prezentuje nam wizję przyszłości, której to z pewnością nie chcielibyśmy urealnienia. To właśnie zmiany klimatyczne stoją za zniszczeniem planety, a nieustający wzrost poziomu mórz i oceanów doprowadził do zalania większej części globu i znaczne odseparowanie od siebie ocalałych po kataklizmie. Jedyna nadzieja – oczywiście, tylko w nas.
Początek gry to moment na wybór jednej z czterech frakcji. Każda z nich ma swoje wizje dotyczące postapokaliptycznej przyszłości oraz wartości, co ma przełożenie w późniejszej rozgrywce na to, jak nasze decyzje będą przez dany klan oceniane. Inne frakcje poznamy już w trakcie gry i to od nas będzie zależeć, czy i jak będą ze sobą żyć. Rozpoczynamy jednak z małym magazynem i trzydziestoma ocalałymi, a sam prolog skupia się na odkrywaniu pierwszej wyspy i zaspokojeniu podstawowych potrzeb. Budujemy namioty, zbieramy pożywienie, rąbiemy drewno i przeszukujemy opuszczone budynki. Surowców jest tu oczywiście znacznie więcej, a wraz z postępem gry, pasek u góry ekranu będzie coraz bardziej się zapełniał. Pasek, ale sama ilość surowców to już inny temat. Tych zawsze brakuje, choć początek gry nie musi wcale być trudny. Kluczowe jest jednak odpowiednie zarządzanie, a gdy dojdą do rozgrywki elementy losowe – łut szczęścia.
Wraz z postępem gry, zyskujemy punkty badań, które możemy wykorzystać na rozwój technologii w czterech różnych obszarach. Pierwszy to rozwój, czyli nowsze rozwiązania przemysłowe dotyczące materiałów do tworzenia kolejnych budowli. Drugi to przetrwanie, czyli wszystkie aspekty związane z pożywieniem i retencją wody. Trzeci to eksploracja – związana z logistyką, ale i zwiadowcami, o których jeszcze później wspomnę. Ostatni obszar to dobrostan, czyli sprawy mieszkalnictwa i opieki nad mieszkańcami w zakresie zdrowia. W świecie Floodland, epidemia to sprawa dosyć pospolita i jeden z czynników nad którym będziemy musieli mieć kontrolę. Punktów badań będziemy jednak mieć zawsze za mało i to od gracza zależy, który „pożar” będzie gasił jako pierwszy.
Relacje między klanami to kolejny temat, który będzie przysparzał nam kłopotów. Rozwój osady będzie generował konieczność szukania kolejnych ocalałych, jak i materiałów. Dalsza ekspansja wymaga założenia obozu zwiadowców oraz zaopatrzenia ich w żywność i wodę. Wyprawy są potrzebne również do ukończenia gry, dlatego prędzej, czy później i tak się za nie weźmiemy. Znalezieni ocaleni będą mogli wrócić na naszą główną wyspę lub, jeśli odpowiednio rozwiniemy drzewko eksploracji, założą nową dzielnicę. Sęk w tym, że mogą oni należeć do innego klanu i tutaj naszą rolą jest dbanie o to, by członkowie klanów żyli ze sobą we względnej zgodzie. Pomogą nam na pewno ośrodki takie jak kantyna, czy ognisko, gdzie wspólnie będą mogli szukać porozumienia, ale najlepsze dla wszystkich będą osobne dzielnice, by nikt nikomu nie wchodził w paradę.
Wspomniane wcześniej zdarzenia losowe mogą jednak zaburzać harmonię – czasem, trzeba będzie podjąć decyzję nieprzyjemną dla któregoś z klanów, a innym razem epidemie, czy przypadki typu zmutowane ryby atakujące rybaków, mogą zniszczyć łańcuch logistyczny związany, w tym przypadku, z dostarczeniem osadzie odpowiedniej ilości żywności. We Floodland nie będziemy narzekać na nudę, nawet jeśli w jakiś sposób dojdziemy do zgodności wszystkich klanów, zawsze będzie to napięcie związane z kolejnym nieprzewidzianym zagrożeniem. Gdy zawalimy i któryś z klanów się zbuntuje, może nawet sam odejść, tutaj pocieszenie – przynajmniej dostaniecie za to achievementa. Ostatnią rzeczą, która pozwala trzymać osadę w ryzach to system wprowadzenia różnych praw w kwestii władzy, bezpieczeństwa, wypoczynku, czy zwyczajów. Każde narzucone prawo daje pewne bonusy, ale i wpływa na samopoczucie członków danego klanu. Wprowadzenie chociażby policji, małżeństw jednopłciowych, stanu wojennego, czy wolności prasy – każdy z tych i innych dekretów będzie oddziaływał na resztę.
Złożoność rozgrywki bardzo mi się podobała – zależności pomiędzy systemami i podsystemami są spójne, a w kwestii zarządzania zabrakło mi jedynie możliwości przypisywania lokum odpowiednim członkom klanu. Gra robi to automatycznie i często się gubi, przypisując mieszkańców do wolnych namiotów, daleko od stanowisk pracy, co później sama od razu komunikuje. Przydałaby się możliwość przesuwania namiotów, a najlepiej opcja przypisywania kwater każdemu mieszkańcowi. Nawet na poziomie 100 ocalałych jest to do zrobienia, a automatyzm generuje w tym przypadku kłopoty. Jeśli jednak chodzi o całą resztę, nie ma się za bardzo do czego przyczepić – we Floodland, i chyba nie będę tu sam w tej opinii, można zatracić się na wiele godzin. Rozgrywka jest wciągająca, niezbyt przyjemna, ale w kontekście survivalowym oczywiście.
Ponarzekać można na oprawę wizualną i optymalizację. Ta pierwsza odbiega trochę od dzisiejszych standardów, jakoś i technicznie i artystycznie nie zachwyca. Bardziej podobał mi się Frostpunk sprzed kilku lat, a dzisiejsi konkurenci Floodland również na tym polu są lepsi od polskiej produkcji. Gracze narzekają na optymalizację i ja również do tego głosu się przyłączam – gra lubi czasem chrupnąć, choć nie ma przecież takiej olśniewającej grafiki. Znacznie lepiej Floodland wypada w warstwie audio, tutaj to pierwsza liga jak najbardziej.
Podobał Wam się Frostpunk, czy też z nowszych – Settlement Survival lub Farthest Frontier? No to Floodland również, choć z tego grona to najgorsza produkcja. Zabrakło trochę szlifu, lepszej oprawy wizualnej, ale nie zmienia to faktu, że powinna zapewnić Wam nawet kilkanaście godzin dobrej rozgrywki. Gdy już poznacie zasady działające w Floodland, to powinno Wam się z godziny na godzinę bardziej podobać – dobrze by było, gdyby Vile Monarch postarało się o jakieś rozszerzenie dodające nowe scenariusze do gry, jak to miało miejsce w przypadku Frostpunka.