Recenzja Dungeons & Dragons: Dark Alliance – Warhammer: Vermintide, które mamy w domu.

Dungeons & Dragons: Dark Alliance
Dungeons & Dragons: Dark Alliance

Kuba: Pamiętam, że byłem niezmiernie zmieszany, kiedy podczas The Game Awards 2019 został zaprezentowany pierwszy trailer z Dungeons & Dragons: Dark Alliance. Zapowiedź gry w uniwersum Dungeons & Dragons rozpaliła mój apetyt, ale przygotowany przez twórców materiał szybko go ostudził. To koszmarne wideo może się śnić po nocach. Od początku wiadomo jednak było, że produkcja od Tuque Games będzie nastawiona na kooperację, a do głównych zadań graczy należeć będzie siekanie hord przeciwników. Większość spodziewała się więc rozgrywki w stylu, cieszącego się ciągłą popularnością, Warhammer: Vermintide. Na papierze mamy więc bogate i uwielbiane przez graczy uniwersum, pomysł na rozgrywkę, wsparcie dużego, znającego markę wydawcy i niedoświadczone studio deweloperskie. Miks idealny, żeby rozczarować i dowieźć graczom tytuł, który nie wykorzystuje swojego potencjału.

Dark Alliance Screen1

Fabuła Dungeons & Dragons: Dark Alliance przenosi nas do Doliny Lodowego Wichru, którą gracze najlepiej znają z dwóch odsłon Icewind Dale. Kraina staje w obliczu katastroficznego zagrożenia, a uratować może ją ekipa naszego protagonisty. Brzmi sztampowo? Tak właśnie jest. Drużyna obrońców świata może się składać z maksymalnie czwórki herosów, będących bohaterami wyjętymi z prozy Roberta Anthony’ego Salvatore. Oczywiście, najsławniejszym charakternikiem jest Drizzt Do’Urden, będący głównym bohaterem wielu powieści ze świata Zapomnianych Krain. Gracze z pewnością pamiętają go z serii Baldur’s Gate. Oprócz mrocznego elfa do drużyny należą: barbarzyńca Wulfgar, krasnolud Bruenor Battlehammer oraz jego przybrana ludzka córka – Catti-brie.Dostajemy więc z góry zdefiniowaną ekipę wojowników, na których umiejętności lub cechy nie mamy większego wpływu. Każdy z nich reprezentuje inną klasę, ale różnice nie są aż tak wyraźne, a wszystko sprowadza się do tego, by jak najszybciej eksterminować wrogów. W trakcie gry nie dostajemy też okazji, by lepiej ich poznać, polubić lub znienawidzić. Po macoszemu potraktowana została również fabuła, stanowiąca jedynie tło i usprawiedliwienie dla kolejnych walk z zastępami wrogów. Wydaje mi się więc, że Tuque Games nie wykorzystało oferowanych im przez markę możliwości do wykreowania ciekawego świata gry.

Dark Alliance Screen5

Konrad: Warto jednak dodać, że pojawiło się tu kilka całkiem niezłych pomysłów. Urocze są chociażby pełne humoru przekomarzanki pomiędzy napotykanymi na drodze stworami, a i nasi bohaterowie w trakcie wypraw lubią wymienić między sobą kilka zdań. Sama gra pełna jest też odniesień do świata Forgotten Realms, dzięki czemu, będąc świeżo po skończeniu Icewind Dale II, co rusz cieszyłem się na wspomnienie znanej mi nazwy miasta lub pojawienie się wyczytanego w księgach wątku. Niestety nie zmienia to faktu, że, jak wspomniał Kuba, Dark Alliance pod względem fabuły nie należy do najwybitniejszych produkcji. Największym grzechem scenarzystów jest to, jak boleśnie poszatkowali oni fabułę gry, przez co nie ma ona większego sensu. Zamiast jednej zgrabnie opowiedzianej historii mamy tu ich bowiem, nie licząc prologu, sześć – każda poświęcona jest kolejnemu stworowi, pragnącemu posiąść legendarny kryształ Crenshinibon, który niespodziewanie wybudził się i wzywa do siebie łaknących potęgi śmiałków. Całość przypomina zatem odhaczanie listy celów do zabicia. Sprawia to, że fabuła dość szybko przestaje nas jakkolwiek interesować, a całą naszą uwagą zwracamy ku rozgrywce.

Dark Alliance Screen2

Kuba: Właściwa rozgrywka zaczyna się w lobby. Jest to baza wypadowa, w której znajdziemy sklep, skrzynie z nagrodami, czy mapę pozwalają nam wybrać kolejną misję. To właśnie w tym momencie musimy zadecydować, czy chcemy bawić się sami, czy stworzyć grę multiplayer. Zabawę w pojedynkę stanowczo odradzam, gdyż Dungeons & Dragons: Dark Alliance zupełnie nie jest do tego przystosowane. Grając łuczniczką mogłem ostrzeliwać przeciwników z dystansu, a ci nawet nie raczyli się zbliżyć. Gra w dniu premiery zasiliła usługę Xbox Game Pass, więc nawet pomimo słabego przyjęcia ze strony graczy, bez problemu znajdziemy chętnych na wspólne wyprawy. Jak łatwo się domyślić, produkcja Tuque Games zyskuje więcej uroku, gdy możemy się w nią zagrywać wspólnie ze znajomymi. Bo w doborowym towarzystwie, to i z tych wszystkich niedoróbek jest się przyjemniej pośmiać, prawda Panie Konradzie?

Konrad: Zwłoki krasnali wylatujące w chwili śmierci w przestworza faktycznie bawią do samego końca, alenie zmienia to niestety faktu, że na dłuższą metę Dungeons & Dragons: Dark Alliance jest zwyczajnie nudne i to niezależnie od tego, czy gramy samotnie, czy w kooperacji. Absolutnie każda jedna mapa rozgrywa się dokładnie tak samo. Ot, musimy przejść z punktu A do B, gdzie czekać na nas będzie boss, ewentualnie po drodze uruchamiając cztery magiczne przyciski lub odnajdując kilka beczek prochu, potrzebnych do wysadzenia bramy. Wszystko to oczywiście w niekończących się i bliźniaczo wręcz do siebie podobnych korytarzach jaskiń, kopalni oraz podziemnych fortec, zamieszkałych niezmiennie przez miks krasnali, goblinów oraz trollów-ekshibicjonistów, wspieranych tylko niekiedy przez inne stworzenia.

Dark Alliance Screen3

Kuba: Twórcy podjęli próbę urozmaicenia każdej z plansz poprzez dodanie celów opcjonalnych, których wypełnienie może uatrakcyjnić finalną nagrodę. Zrobili to jednak w możliwie najgorszy sposób, gdyż są to zadania w stylu – zniszcz 10 waz, podnieś 7 kufli. Spokojnie można było to sobie darować. Moim zdaniem, w przypadku takiej rozgrywki, dużo bardziej sprawdziłyby się wyzwania bezpośrednio oparte o zmagania na polu bitwy. I w ten oto sposób dochodzimy do wisienki na torcie, czyli głównej mechaniki, jaką jest walka. Mając na uwadze gatunek produkcji, trup powinien słać się gęsto, a krew na orężu nie krzepnąć. Wyszło jednak coś kompletnie innego. Przeciwnicy atakują nas na swojego rodzaju arenach, co czyni każdą potyczkę niesamowicie przewidywalną. Już od pierwszej walki orientujemy się, że AI kompletnie sobie nie radzi. Wrogowie są ociężali, a ich błyskawiczny czas reakcji może wywołać co najwyżej uczucie politowania. To, co prezentują sobą nasi bohaterowie również nie nakręca akcji. Mój pierwszy wybór padł na Cattie-brie, ale walka dystansowa była pozbawiona efektywności i dynamiki do tego stopnia, że szybko przerzuciłem się na wojującego dwoma broniami Drizzta. Zrobiło się trochę ciekawiej, ale zbyt często odnosiłem wrażenie, że postać nie do końca reaguje na moje komendy, robiąc niepotrzebne serie ataków lub uniki. Jak to wyglądało w przypadku Wulfgara, który w ferworze walki powinien odnajdywać się jak nikt inny?

Dark Alliance Screen8

Konrad: Skłamałbym, mówiąc, że gra Wulfgarem w jakikolwiek sposób wpływa na wrażenia płynące z rozgrywki. Dark Alliance pozostaje bowiem niezbyt wysokich lotów slasherem, któremu daleko do finezji Devil May Cry czy nawet God of Wara. Choć bowiem można swoje ciężko zarobione w trakcie rozgrywki pieniądze wymienić na cały szereg nowych ataków, w rzeczywistości mają one minimalny wpływ na rozgrywkę. Kuby problemy z responsywnością protagonisty mogły akurat być konsekwencją opóźnień w połączeniu, bo w Dark Alliance wystarczy nawet najdrobniejszy lag, by cała gra zaczęła głupieć – przeciwnicy rozglądają się dookoła jeszcze bardziej bezmyślnie niż dotychczas, a ataki wyprowadzane są tak, jakby nasz bohater pokryty był solidną ilością smoły. Toteż dość szybko porzuciłem kooperację na rzecz samodzielnego penetrowania lochów. Problem wówczas zniknął, ale tylko częściowo, bo bolączki zaimplementowanego w grze systemu walki nie kończą się niestety na lagach. Dość trudno jest chociażby zmienić kierunek ataku w trakcie wykonywania serii ciosów, co nie tylko sprawia, że główny bohater zdaje się próbować zabić powietrze, ale przede wszystkim otwiera nas na uderzenia przeciwników, o ile tylko takowa myśl zakiełkuje w ich małych móżdżkach. Teoretycznie powinno się ten problem kontrować blokując kamerę na jednym z wrogów, ale ta zbliża się wówczas do pleców protagonisty tak blisko, że skutecznie uniemożliwia nam kontrolę pola walki dookoła nas.

Dark Alliance Screen6

Na plus zaliczyć trzeba na pewno potyczki z bossami, które potrafią wyglądać naprawdę epicko. Potrafią, bo na każdego smoka lub beholdera przypadają trzy bardziej dopakowane wersje zwyczajnych przeciwników. Zresztą słowa „wyglądać” użyłem świadomie, bo nawet co lepsze walki z bossami nie powalą was swoją pomysłowością. Ot, od święta będziecie musieli ubić najpierw mięso armatnie dookoła „szefa”, uruchomić balistę lub uciec w bezpieczne miejsce przed arcypotężnym atakiem. Większości walk zresztą nie pamiętam, bo ich lwia część kończyła się tuż po wejściu na arenę i odpalenie naładowanego „ultika”. I tutaj muszę się przyznać, że mniej więc w połowie gry przełączyłem się na najniższy możliwy poziom trudności, bo miałem już po prostu dosyć. Dungeons & Dragons: Dark Alliance ma bowiem olbrzymie problemy z jego balansem i normą było, że po poziomie, przez który przechodziłem jak przecinak, trafiałem do kolejnego, gdzie spuszczano mi taki wpiernicz, że nie wiedziałem jak się nazywam. Świetnie obrazuje to też fakt, że niektórzy bossowie mają mniej życia niż część przeciwników stojących na drodze do nich. W efekcie całe doświadczenie okazuje się być zdecydowanie bardziej frustrującym, niż satysfakcjonującym.

Dark Alliance Screen7

Kuba: Do podjęcia się trudniejszych wyzwań nie zmotywuje nas nawet wizja lepszego łupu, który pozwoliłby naszej postaci piąć się w górę. Muszę przyznać, że pomimo spędzenia z Dungeons & Dragons: Dark Alliance ponad 20 godzin, dalej nie do końca rozgryzłem tajników systemu lootu, który sprawia wrażenie bardzo chaotycznego i nieprzemyślanego. Przedmioty zdobyte z dalszych etapów kampanii oraz na wyższych poziomach trudności często są słabsze niż te, które możemy zdobyć bez konieczności wysilania się. Zżyć się z bohaterem nie pomogła mi nawet karta postaci i garść statystyk znanych z papierowego D&D. Ekipa z Tuque Games starała się chociaż w minimalnym stopniu zamarkować nawiązania do oryginału, ale chyba nikogo nie udało się oszukać. Trzonem problemu jest tutaj jednak to, że rozgrywka nie sprawia dostatecznie dużo frajdy, a gdy nie mamy ochoty grać, to naturalnym jest, że nie będziemy przywiązywać zbyt dużej wagi do rozwoju naszej postaci.

Kolejną rzeczą, która skutecznie odstręcza od Dungeons & Dragons: Dark Alliance są wszelkiego rodzaju błędy, bugi i uciążliwe niedopracowania. Najbardziej uwidacznia się toporność interfejsu, sprawiającego wrażenie stworzonego naprędce, bez konsultacji z ekipą testową. Natomiast rzeczą, która mnie najbardziej irytowała były starcia na krawędziach mapy. Otóż, pomimo wszelkich starań, nasz bohater nie jest w stanie zrzucić przeciwnika w przepaść, co jednak zupełnie nie przeszkadza wylądować tam samej postaci. Chyba nie muszę tłumaczyć, jak absurdalnie to wygląda, gdy po sytym kombo przenikamy przez wroga i lądujemy poza mapą. Skutki nie są jakieś katastrofalne, tracimy trochę punktów życia i gra wyrzuca nas na środku areny, ale jak traktować takie rozwiązania poważnie?

Dark Alliance Screen4

Konrad: Koniec końców, Dungeons & Dragons: Dark Alliance jest po prostu kiepską i często nieprzemyślaną produkcją. Wprawdzie można z ów tytułu wyłuskać jakiejś drobinki dobrej zabawy, bo malownicze krajobrazy w tle potrafią momentami zachwycić, a i całości dopełnia naprawdę prześwietna, choć zdecydowanie zbyt rzadko słyszalna ścieżka dźwiękowa, ale wciąż na pierwszy plan wysuwają się jednak wszelakiego rodzaju niedociągnięcia z nużącą na dłuższą metę rozgrywkę na czele. Granie ze znajomymi jest więc w tym wypadku wskazane, bo przynajmniej przez jakiś będziecie mogli powesołkować, robiąc z przeciwników kompletnych idiotów i ciesząc się z rujnujących całą powagę historii glitchów. Zawiedzie się jednak ten, kto spodziewał się po tej grze Vermintide’a w uniwersum Forgotten Realms, bo jest to tytuł z absolutnie innej bajki.

Kuba: Jak mogliście przeczytać, Dungeons & Dragons: Dark Alliance okazało się być grą poniżej naszych oczekiwań. Produkcją Tuque Games  zawiedzeni będą zarówno fani kooperacyjnych rąbanek, jak i miłośnicy uniwersum Forgotten Realms. Czas pokaże jednak, jak na kiepskie przyjęcie zareagują  sami twórcy. Wydaje mi się, że przy odrobinie pracy byliby w stanie jeszcze coś z tego tytułu wyciągnąć. Logo dużej marki i spora baza graczy, dzięki dostępności w usłudze Xbox Game Pass, sprawiają, że zawsze znajdą się chętni do sprawdzenia tego tytułu na własnej skórze.

Plusy
  • Widoczki
  • Walki z głównymi bossami
  • Możliwość gry w kooperacji
Minusy
  • Niewykorzystany potencjał marki
  • Toporny system walki
  • Koszmarne AI wrogów
  • Powtarzalne lokacje i przeciwnicy
  • Niesatysfakcjonujący system rozwoju
  • Niedostosowanie do rozgrywki single player
  • Błędy, bugi i niedopracowania
5
Ocenił Jakub Smolak
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic