Nigdy nie byłem oddanym fanem serii Darksiders. Jeźdźcy apokalipsy zawsze musieli odczekać swoje na kupce wstydu, zanim dostawali szansę pokazać swoje mroczne lica. Do najnowszej części, będącej swojego rodzaju spin-offem serii, podchodziłem jednak z dużo większym zaciekawieniem. Głównie za sprawą zmiany perspektywy widoku na izometryczny oraz możliwość grania w trybie kooperacji. Już na wstępie pozwolę sobie zdradzić, że Darksiders Genesis stało się moją ulubioną częścią, a wszyscy którzy rozczarowani byli trzecią odsłoną, powinni czym prędzej nabyć swój egzemplarz. Zdaję sobie sprawę, że może to być dość kontrowersyjna opinia, ale Darksiders Genesis ma wszystko za co fani pokochali tę serię, choć w nieco innym wydaniu.
Starzy znajomi ze szkolnych lat
Pomimo tego, że akcja Darksiders Genesis dzieje się przed wydarzeniami znanymi z oryginalnej gry, to wszyscy którzy mieli wcześniej do czynienia z marką, odnajdą się tutaj jak w domu. Świat gry pełen jest znajomych imion, miejsc, postaci, a nawet technik i umiejętności, którymi posługują się nasi bohaterowie. Nowością jest pojawienie się w serii ostatniego z czwórki jeźdźców, którym jest Waśń. Wraz z Wojną udadzą się na kolejną, zleconą przez radę misję, mającą za zadanie przywrócić równowagę pomiędzy światami. Żeby tego dokonać będą musieli odwiedzić czeluści piekła, zmierzyć się z aniołami czy ponownie postawić swoje kroki na zbrukanej ziemi Edenu. Wszystko po to, by odpowiedzieć na pytanie – co knuje Lucyfer? Historia napisana przez Airship Syndicate nie jest górnolotna i stanowi wyłącznie tło dla naszych działań. Opowieść podzielona została na XXX rozdziałów, a niektóre z nich są wyłącznie starciami z bossami. Nieco rozczarowujący był sam koniec, który nastąpił dość niespodziewanie i nie był na tyle spektakularny, na ile bym oczekiwał. W Darksiders Genesis nie będziemy więc grać dla historii, a na pierwszy plan wchodzi czerpanie przyjemności z eksploracji, walki, rozwiązywania łamigłówek czy pokonywania wyzwań zręcznościowych.
Solo czy w duecie?
Możliwość ukończenia Darksiders Genesis w trybie kooperacji to naprawdę kusząca propozycja, jeśli mamy znajomego pod ręką. Grać online czy lokalnie na podzielonym ekranie możemy wyłącznie ze znajomymi. Nie ma tutaj możliwości zaproszenia czy dołączenia do rozgrywki losowych graczy. Oczywiście, w przypadku kooperacji każdy gracz przejmuje kontrolę nad jednym z dwóch jeźdźców, a świat odpowiednio reaguję na siłę dwóch oręży. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by w Darksiders Genesis zagrywać się samemu, w domowym zaciszu. Ukończyłem grę w pojedynkę i mogę stwierdzić, że przygoda jest odpowiednio zbalansowana. W przypadku gry solo gracz może w dowolnej chwili przełączać się pomiędzy jeźdźcami. Jest to koniecznością podczas sekwencji rozwiązywania łamigłówek oraz walki z określonym rodzajem przeciwników. Wojna ze swoim mieczem to rozwiązanie typowo siłowe, ale idealne do walki w zwarciu. Uzbrojona w pistolety Waśń jest jego przeciwnością i specjalizuje się w walce dystansowej. Postaci mocno różnią się również charakterologicznie. Wojna to poważny, w całości poświęcony misji ponury typ. Waśń jest typowym żartownisiem o sarkastycznym poczuciu humoru. Dość klasyczne połączenie, które w zupełności się sprawdza. Sięgając po Darksiders Genesis nie musicie więc martwić brakiem chętnego do wspólnej zabawy. Bez przeszkód możecie grać w pojedynkę, czerpiąc równie dużo przyjemności.
Gdyby to było Diablo…
Widok izometryczny, a także stylistyka może nam nieco przywodzić na myśl najnowszą odsłonę serii Blizzarda. Trzeba pamiętać jednak o tym, że ciągle są to odmienne gatunki, diametralnie różniące się trzonem rozgrywki. Niemniej jednak, po najnowszą grę Airship Syndicate bez problemu mogą sięgnąć miłośnicy izometrycznych hack 'n’ slashy. Może przeciwników nie ma tutaj tak dużo i raczej pojawiają się falami, ale jednak przyjemność z ich masakrowania jest podobna. Niezależnie od tego, nad którym jeźdźcem sprawujemy kontrolę, trup ściele się gęsto, a walki są efektowne i dynamiczne. Przyczepić mógłbym się jedynie do starć z bossami, które mogłyby być nieco bardziej przemyślane i ciekawsze. Najpokaźniejsze kreatury, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć, prezentują się okazale, ale jednak brakuje im tego czegoś, co powodowałoby chęć ścięcia tych wielkich łbów jeszcze raz. Dla miłośników wykręcania wyników oddana została arena, gdzie na przestrzeni dziesięciu rund zmierzymy się z całą masą demonów. Za wykazanie się w tym trybie nagradzani zostajemy punktami, za które możemy wykupić nagrody z kolejnych progów. Przyjemny dodatek stanowiący odskocznię od wątku głównego i wydłużający czas rozgrywki o te kilka godzin.
Zwiedzając zakamarki piekieł
To czym pozytywnie zaskoczyło mnie Darksiders Genesis, to przyjemność płynąca z eksploracji. Ze względu na charakter gry, można było mieć wątpliwości co do jakości pracy kamery, ale twórcy wyszli z tego obronną ręką. Sytuacje, w których kamera zawiodła mógłbym policzyć na palcach jednej ręki i nie były to kluczowe dla gry momenty. Wszystko dobrze pracuje, a w etapach zręcznościowych, w których przyjdzie nam skakać czy latać, nie będziemy irytować się niepowodzeniami. Jak już wspominałem, eksploracja stanowi mocną stronę Darksiders Genesis. Dla każdej z map mamy dodatkowe cele misji, które będą wymagały nieco zaangażowania. Sprytnie poukrywane i wartościowe znajdźki, w postaci ulepszeń czy cennej waluty, zachęcą nas do zajrzenia w każdy kąt. Jednak nie od początku będziemy mieli dostęp do każdego miejsca na mapie. Wraz z postępem w grze odblokowujemy kolejne umiejętności. Bogatsi o nowe zdolności będziemy mogli wrócić się do poprzednich misji, żeby je wykorzystać. Oczywiście i to rozwiązanie nie jest nowością w serii. Dla tych, którzy lubią wykręcać w grach 100% najnowsze Darksiders będzie doskonałym wyborem.
Przebierane RPG
Oczywiście, Darksiders Genesis można podciągnąć pod gatunek RPG, jest tutaj jednak zdecydowanie więcej akcji. Nasi bohaterowie nie zdobywają klasycznych punktów doświadczenia, a arsenał i zdolności są z góry narzucone. Wraz z postępem nasi podopieczni rosną w siłę, a ulepszeń dokonujemy za sprawą znalezionych dusz. System umiejętności jest dość prosty i intuicyjny, i nie ma tutaj miejsca na zbyt wiele mikrozarządzania. Wypadające z pokonanych wrogów przedmioty to głównie kule zdrowia i amunicja, czyli tak naprawdę nic specjalnego, co mogłoby ucieszyć serce zbieracza. Chętnie zagrałbym w podobną produkcję, oferującą nieco więcej mechanik z gier „diablopodobnych”. Najnowsze Darksiders uzupełnia te braki prostymi sekwencjami logicznymi. Ktoś kto miał do czynienia z serią, wie o czym mówię. Gra w ewidentny sposób pokazuje nam, gdzie i czego należy użyć, więc utknięcie w fabule raczej nam nie grozi. Stanowi to przyjemny przerywnik od walk, ale nie ukrywam, że miejscami mogłoby być odrobinę trudniej.
Od strony technicznej
Darksiders Genesis nie jest grą z najwyższego segmentu AAA. Produkcja wygląda jednak całkiem przyzwoicie i działa płynnie. Nie są to fajerwerki, ale utrzymany został spójny klimat. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że twórcy postarali się, by od strony technicznej gra prezentowała się jak najlepiej. Błędy, jeśli się zdarzają, to są to rzeczy drobne, nierzutujące na całość rozgrywki. Czasem gdzieś utkniemy na kilka sekund lub jakaś tekstura się nie załaduje. Polska wersja językowa oraz dubbing dają radę. Miejscami doświadczymy niezgodności wypowiadanej frazy z napisami czy słabo nagranych głosów. Odpowiadając na pytanie dręczące pewnie niejednego PC-towca – Darksiders Genesis jest grą zaprojektowaną pod kontroler, o czym informuje nas już podczas uruchamiania. Oczywiście, jest możliwość grania przy użyciu klawiatury, jednak pad sprawdzi się tutaj lepiej. Na wyróżnienie zasługuje również stosunek jakości do ceny. Ukończenie gry zajęło mi około 17 godzin. Chcąc wymaksować całość oraz pokonać wszystkie szczeble areny, czas mógłby wydłużyć się o kilka czy nawet kilkanaście godzin. Biorąc pod uwagę dość okazyjną cenę w dniu premiery, jest to z pewnością plus.
Czy warto kupić Darksiders Genesis?
Odpowiadając na pytanie z tytułu – zdecydowanie tak. Darksiders Genesis jest jednym z moich największych, pozytywnych zaskoczeń tego roku. Spin-off udał się w stu procentach, dając serii potrzebny powiew świeżości. Sceptycznie nastawieni fani Darksiders mogą odetchnąć z ulgą i na spokojnie zaopatrzyć się w najnowszą odsłonę. Jeśli ktoś do tej pory nie miał do czynienia z jeźdźcami apokalipsy, to zaczęcie przygody od Genesis z pewnością wypali. Wersja przygotowana przez Airship Syndicate jest moją ulubioną i nie ukrywam, że chciałbym, by kolejna część ukazała się w podobnych wydaniu.