Recenzja Cardpocalypse

Cardpocalypse

Po premierze Nintendo Switch, rozpoczął się prawdziwy boom na portowanie najróżniejszych produkcji z PC na hybrydową platformę. Konsola nie była już tylko kojarzona z ekskluzywami, bo wiele indyków otrzymywało wraz z portem nowe życie. Kupując w grudniu Switcha chciałem zagrać właśnie w coś, czego z różnych powodów nie zdążyłem jeszcze przetestować na pececie. Padło na Cardpocalypse, które wcześniej, bo we wrześniu wylądowało na iOS i oczywiście PC, ale tylko na Epic Games Store.

Historia skupia się na pewnej szkole, w której dzieciaki zagrywają się w karciankę Mega Mutant Power Pets, opartą na wciągającym i znanym serialu. Przerwy pomiędzy lekcjami spędzają na grze na szkolnym boisku, czy stołówce, a po lekcjach oglądają wspomniany serial. Główną bohaterką jest Jess, dziesięcioletnia dziewczyna poruszająca się na wózku, która trafiając do nowej szkoły, szybko łapie bakcyla i również zaczyna się w karciane szaleństwo wciągać. Prowadzi to do wielu niefortunnych zdarzeń, aż do zakazania gry przez dyrektor szkoły. Problem narasta w momencie, gdy dochodzi do tajemniczych zniknięć dzieci, a w dodatku postacie z kart zaczynają przedostawać się do realnego świata .

Fabuła jest całkiem przyzwoita, autorzy dosyć zgrabnie poradzili sobie z konstrukcją całej opowieści. Cardpocalypse podzielone zostało na kolejne dni tygodnia, podczas których wykonujemy zadania główne i poboczne. Umiejscawiając akcję w szkole, trudno o inne zaplanowanie rozgrywki, ale nie mamy żadnego limitu czasowego, gra nas informuje, że wykonując daną akcję, zakończymy pewien etap. Poza walką i budowaniem naszej talii, Jess może swobodnie poruszać się po szkole. W grze znajduje się kilkanaście lokacji, w których umiejscowieni są główni bohaterowie opowieści i tak – dobrą koleżankę znajdziemy w jadalni, w bibliotece kolegę-nerda, a na boisku pogramy z chłopaczkiem, który przed walką da nam zawsze dobrą radę dotyczącą gry. NPCów jest sporo i nie zabrakło archetypów typowego szkolnego pozera, czy ciamajdy.

Cardpocalypse Screen

Co ciekawe, Cardpocalypse skonstruowane jest tak, że nie zawsze musimy wygrywać daną rozgrywkę. Ja np. przegrałem swoje pierwsze trzy pojedynki i w żaden sposób nie odczułem jakiś negatywnych skutków. Jeśli więc chcemy pchnąć historię do przodu, a nie wychodzi nam gra, nie będziemy się zbytnio frustrować. Z tym też wiąże się jednak pewna wada, do której jeszcze wrócimy. Gracz w trakcie historii, zdobywa w przeróżny sposób karty, z których składa talię.   Da się także znaleźć naklejki, które przyklejone na kartę, dają jej lepsze atrybuty. Zdarzyło mi się też znaleźć połówki kart, by następnie złączyć je w całość. To daje całkiem spore pole do manewrów, nawet jeśli mamy tutaj 4 frakcje, których nie możemy mieszać i kilkanaście kart neutralnych.

Głównym punktem każdej talii jest potwór, wokół którego budowana jest cała kolekcja i jego pokonanie oznacza wygranie rozgrywki. Każdy stworek ma 30 punktów życia oraz jakiś bonus początkowy.  Oprócz tego, stworki zadają daną ilość obrażeń, z tym, że każdy nasz atak na danego przeciwnika powoduje też to, że dostajemy od niego taką ilość obrażeń, jaką on zadaje. To świetnie wpływa na dynamikę starć i planowanie ataków. Czasem lepiej odpuścić turę, niż stracić dobrą kartę. Tutaj w grę wchodzą również karty, posiadające oprócz standardowych statystyk jak obrażenia/zdrowie, również inne atrybuty. Są karty, których atak zawsze jest śmiercionośny, również wtedy, gdy się je zaatakuje. Zmorą wszystkich agresywnych talii będą obrońcy, powodujący to, że zanim zaatakujemy inną kartę, musimy pokonać najpierw ich.

Rozgrywka dosyć szybko zaczyna wciągać, ponieważ możemy stosować naprawdę wiele różnych taktyk. Jak zawsze, jest jakiś splot okoliczności, czyli wylosowanie przez system takich kart, które akurat są nam najbardziej w danym momencie przydatne, ale tak to już w karciankach bywa. Porównując to do poprzedniej gry studia Gambrinous, czyli omawianego przeze mnie kilka lat temu Guild of Dungeoneering, wpływ losowości na starcie jest mniejszy. Jednak nie jest to jeszcze idealny poziom, do pełni szczęścia brakuje dobrego AI. Czasem komputerowy przeciwnik wykonywał takie ruchy, jakich nie powinien. Wygrana przez idiotyczne posunięcia AI raczej nie cieszy i nie daje satysfakcji. Nie mam jednak wątpliwości, że Cardpocalypse przypadnie fanom karcianek do gustu.

Cardpocalypse Screen 2

Cardpocalypse świetnie wygląda i ma pomysł na siebie.  Twórcom równie dobrego Guild of Dungeoneering udało się ponownie stworzyć ciekawe uniwersum, wciągającą mechanikę zabawy, po prostu grę, przy której warto spędzić czas. Wersja na Nintendo Switch jest bardzo przystępna i działa bez zarzutu.  Polecam, bo Cardpocalypse to jedna z najlepszych karcianek ostatnich miesięcy, a na kolejną grę irlandzkiego studia, będę czekał z niecierpliwością, bo to zdecydowanie ich gatunek.

 

Plusy
  • świetna mechanika
  • wciągające bitwy
  • oprawa graficzna
  • wiele kart do wyboru, możliwości związane z budową talii
  • niezła historia
Minusy
  • czasami brakuje balansu
  • nierówne AI
8.5
Ocenił Kasjan Nowak
Nintendo Switch

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli Nintendo Switch

Recenzje gier OpenCritic