Gier taktycznych, których akcja dzieje się podczas II wojny światowej jest kilka. Najmilej wspominam starego już Silent Storma, co nie znaczy jednak, że od tego czasu nie mieliśmy nic podobnej klasy. Dobrze, że twórcy gier dalej próbują zmierzyć się z tym trudnym okresem – mniej lub bardziej trzymając się realiów historycznych. Tak jak fabuła Silent Storma, tak i Broken Lines od studia PortaPlay przedstawia nam alternatywną historię. Nie zabraknie w niej trudnych decyzji, dzięki którym możemy doprowadzić ośmiu żołnierzy będących za linią wroga do szczęśliwego finału…lub też i nie.
Jak już wspomniałem, uczestniczymy w historii osadzonej w realiach II Wojny Światowej, ale swobodnie podchodzącej do faktów i wydarzeń. Lądujemy więc gdzieś na froncie wschodnim w 1944 roku. Choć z tym lądowaniem to się trochę pośpieszyłem, bo nasz samolot rozbija się, a ocalała ekipa ma jeszcze większego pecha – brakuje szeroko pojętego dowództwa, a także jakichkolwiek informacji i wytycznych. Pierwsze minuty rozgrywki sprowadzają się więc do odnalezienia wszystkich żyjących żołnierzy, a następnie do ucieczki. Dosyć szybko autorzy dają nam wolną rękę w poprowadzeniu tej historii i od razu uprzedzę, że zakończeń jest aż 5. Nie spodziewajcie się jednak dojrzałej opowieści – uwaga, mały spoiler. Co do oceny fabuły Broken Lines, to miałem taką nadzieję, że będzie bardziej mroczna, może pokaże grozę wojny jak This War of Mine. Nic z tych rzeczy. Nie bez powodu autorzy zaznaczyli, że mamy do czynienia z alternatywną wersją wojny. No bo w latach czterdziestych, o ile mi wiadomo, może się mylę, nie było trujących mgieł, czy zombie. No i trochę tę powagę szlag trafił. Sama historia trzyma się kupy, decyzji rzutujących na finał jest trochę, ale na pewno nie jest ona dla wszystkich.
Wróćmy jednak do najważniejszych spraw. Ósemka żołnierzy podróżuje i jest skazana na siebie, co nie wróży zbyt dobrze. Pomiędzy misjami będziemy wybierać za każdym razem kolejny nasz krok ku ucieczce, a jak możecie się domyślać, nie wszyscy będą się na ten sam pomysł zgadzać. Musimy więc dbać o relacje wśród członków ekipy, by nie skończyło się np. na dezercji. W obozie dochodzi również do losowych zdarzeń, podczas których relacje towarzyszów broni mogą ulec zmianie. Zatem na pewno Broken Lines może bronić się nieliniowością, wyborami faktycznie zmieniającymi przebieg historii i relacjami pomiędzy bohaterami. Tutaj produkcja PortaPlay zasługuje na dużego plusa, pomimo dziwnej zabawy z settingiem, która wielu może odepchnąć.
W warstwie taktycznej, Broken Lines stawia na rzadko spotykane rozwiązanie – gra podzielona jest na ośmiosekundowe tury, przed którymi wydajemy naszym żołnierzom polecenia, trwające również ileś dziesiętnych sekundy. Ostatnio co prawda grałem w Iron Danger, które korzysta z podobnego sposobu, ale to jeszcze inaczej zmodyfikowana wersja, bo w Broken Lines nie cofniemy już naszych decyzji. Postacie strzelają do przeciwników same, możemy wpływać na postawę żołnierza, czy biegnie, czy celuje i przemieszcza się. Nie zabrakło też korzystania z umiejętności naszych wojaków. Niektóre odblokowujemy w trakcie specjalnych zdarzeń i te są przypisane specjalnie dla konkretnego bohatera. Inne zdolności możemy dowolnie rozdawać żołnierzom, co daje duże pole manewru.
Przed każdą misją mamy też okazję skorzystać ze sklepu – za zdobywany w trakcie misji złom, kupimy apteczki, nowe bronie i granaty. Standard, ale w obliczu coraz to większych starć, wewnętrznych rozterek bohaterów i kończących się zapasów, podoba mi się to mikrozarządzanie naszym obozem. Jak nie trudno się domyśleć, decydowanie o kolejnych ruchach naszych bohaterów, to świetny motyw do stawiania gracza pod ścianą – atakować wroga by zdobyć zapasy, czy jednak nie wychylać się i wybierać bezpieczniejsze ścieżki? Szkoda tylko, że na normalnym poziomie trudności, szybko skłonimy się do agresywnych taktyk. Gra jest za prosta na proponowanym przez autorów poziomie – nie musimy się zbytnio martwić o szukaniu za wszelką cenę wymyślnych taktyk. Czekasz za osłoną, używasz zdolności i wybijasz co do jednego każdego wroga. Bywa, że nawet bezkompromisowe parcie do przodu rozwiązuje całą potyczkę w kilka chwil. Nie sprawdzałem, ale na łatwym poziomie trudności, wrogowie pewnie rozkładają jeszcze czerwony dywan.
Mam problemy z oceną oprawy graficznej. Z jednej strony mamy niezły interfejs, dobrze zaprojektowanie i zróżnicowane lokacje, ale jakość tekstur, czy modeli, pozostawia wiele do życzenia. Portrety żołnierzy to też dramat – myślałem, że brzydszych postaci niż w Jagged Alliance: Back in Action nie uświadczę, ale jednak się myliłem. Moim zdaniem można było jeszcze nad technicznymi sprawami popracować.
Oceny użytkowników na Steamie nie kłamią, Broken Lines to dobra produkcja, którą można z czystym sumieniem polecić. Jedyne większe problemy, jakie mam z tą produkcją, dotyczą poziomu trudności i średniej oprawy graficznej. Nie ulega jednak wątpliwości, że warto się tej grze przyjrzeć ze względu na system walki, duże znaczenie naszych decyzji, czy spore replayability. To kilka mocnych atutów Broken Lines, które przemawiają za jej kupnem.