Recenzja Bad Dream: Coma. Wspaniały koszmar

Recenzja Bad Dream Coma

Z pewnością każdemu z nas w głowie utkwiły fragmenty koszmarów z różnych etapów swojego życia – demoniczne ogary, nadciągająca apokalipsa, śmierć bliskiej osoby, czy nawet głupotki pokroju zawalenia testu z matematyki. Choć ich motywy przewodnie mogą się diametralnie od siebie różnić, łączy je jedno – fakt, że chcemy się z nich czym prędzej wybudzić. To poczucie ulgi tuż po realizacji, że jesteśmy bezpieczni, a wszystko co właśnie przeżyliśmy, było wyłącznie złym snem, jest jednym z najwspanialszych uczuć, których można doświadczyć. Ale co jeśli wcale nie będziemy mogli się obudzić, będąc zmuszonymi do niekończącego się przeżywania swojego koszmaru? To właśnie spotkało bohatera Bad Dream: Coma – zaskakującej przygodówki od polskiego studia Desert Fox.

Wieczny koszmar

Tuż po zaśnięciu budzimy się na początku zniszczonego mostu prowadzącego do majaczącego na horyzoncie miasta. Sceneria jest iście apokaliptyczna. Wraki samochodów i góry śmieci oraz gruzu towarzyszą nam przez całą drogę. Bezustannie czujemy też na sobie spojrzenie siedzących na poręczach kruków, złośliwie rechoczących, jakoby naśmiewając się z naszej sytuacji. Dość szybko odkrywamy jednak, że nie jesteśmy tutaj jedynymi ofiarami nieznanej nam siły, a cały ten koszmar współdzielony jest przez garstkę innych nieszczęśliwców, próbujących za wszelką cenę przetrwać. Ich los zazwyczaj jest mniej szczęśliwy niż nasz – niektórzy własnymi rękoma próbują utrzymać własne jelita wewnątrz rozerwanej jamy brzusznej, głowy kolejnych zostały przyszyte do cudzych ciał, a jeszcze innych pochowano żywcem. W całej tej sytuacji pewne jest tylko jedno – nikt nie może tutaj umrzeć, będąc skazanym na wieczne cierpienie.

Recenzja Bad Dream Coma (3)
Droga pełna nadziei.

Naszym celem staje się zatem odnalezienie odpowiedzi na kołaczące nam w głowie pytania i odkrycie sposobu na wydostanie się z koszmaru. Czterogodzinna przygoda zabierze nas w podróż po kilku dość różnorodnych, ale raczej sztampowych lokacjach. Ze wspomnianego zrujnowanego mostu trafimy do pełnego potrzebujących szpitala, a później odwiedzimy też między innymi pobliskie bagna, opuszczone blokowisko czy lokalny cmentarz. Wprawdzie miejscówki te nie należą do najbardziej zaskakujących i odkrywczych, lecz nie zmienia to fakt, że ich prezentacja to horrorowy majstersztyk. W Bad Dream: Coma nie musimy obawiać się wyskakujących znienacka straszydeł, poczucie niepokoju towarzyszy nam tu jednak +bezustannie właśnie dzięki niezwykłemu, onirycznemu klimatowi lokacji. Ciągłe pukanie do drzwi, za którymi nikogo nie ma, plumkająca w tle muzyka i ogólna brzydota zdegradowanych lokacji naprawdę robią robotę, a wszystko to doprawia jeszcze przepięknie narysowana i pozbawiona kolorów grafika.

Łapacz snów

Nieśpiesznemu chłonięciu klimatu i zgłębianiu fabuły sprzyja również mocno uproszczona rozgrywa. Bad Dream: Coma to bowiem dość klasyczna HOPA, czyli przygodówka skupiająca się na odnajdywaniu porozrzucanych po lokacjach przedmiotów i używaniu ich w konkretnych miejscach. Zagadki nie należą do najtrudniejszych i trudno jest się tu na dłużej zaciąć, ale zdarzają się momenty, w których nie jest do końca jasnym, co powinniśmy zrobić. Kończy się to zazwyczaj na przeskakiwaniu z lokacji do lokacji i klikaniu na każdej możliwej powierzchni z nadzieją, że przypadkowo natrafimy na nieotwartą jeszcze szafkę lub przeoczony przedmiot do podniesienia. Jest to zdecydowanie bardziej problematyczne w wersji konsolowej gry, bo sterowanie kursorem przy pomocy gałki analogowej, którym daleko do prędkości i precyzji ruchów myszom, nie należy do najwygodniejszych.

Recenzja Bad Dream Coma (1)
Panie, wstawaj Pan! Kto to widział tak w grobie drzemać?!

Nieco oliwy do ognia dolewa także fakt, że w interakcję z niektórymi rzeczami lub postaciami możemy wejść dopiero po wykonaniu konkretnej, często niepowiązanej z daną akcją czynności, co zmusza gracza do wielokrotnego przeczesywania odwiedzonych już miejscówek. Na szczęście brzmi to gorzej niż wypada w rzeczywistości – lokacje są tu dość niewielkie, a po kilku chwilach zaczynamy już mniej więcej dostrzegać logikę w myśleniu twórców, dzięki czemu często nieoczywiste zagadki zaczynają naprawdę bawić. Zwłaszcza, że daleko im do absurdalności przygodówek sprzed 20 lat.

Nie czyń drugiemu…

Świetnym motywem jest natomiast fakt, że Bad Dream: Coma jest grą mocno nieliniową. Wiele z zagadek rozwiązać można tu bowiem na kilka sposobów – biegające po kuchni pająki możemy złapać lub rozgnieść, a pewnego chamskiego dziadka napoić wodą z dystrybutora lub z brudnego kibla. Wszystko to powiązane jest z zaimplementowanym w grze systemem karmy. W zależności od naszych poczynań nie tylko na końcu czekać będzie na nas inne zakończenie, ale też zmieni się droga do niego prowadząca. To naprawdę świetny, ale posiadający pewną sporą wadę motyw. Otóż karma w Bad Dream: Coma działa tylko w jedną stronę – będąc sadystycznym gnojkiem szybko zablokujemy sobie dostęp do dobrego czy nawet neutralnego finału, ale już za nic w świecie nie zdołacie odkupić swoich czynów. Toteż przez całą grę możecie być wręcz świętymi, pomagając każdemu w potrzebie i nie licząc na najlichszą nawet nagrodę, ale jeśli tylko rozgnietliście tego jednego pająka gdzieś na początku to gra wciąż traktować was będzie jak najgorszego zwyrodnialca. Na szczęście stan naszej karmy możemy w każde chwili podejrzeć w menu gry, a w razie czego szybciutko zrestartować rozdział.

Recenzja Bad Dream Coma (2)
Zdeformowana lalka u progu odstraszy każdego akwizytora.

Czy warto kupić Bad Dream: Coma?

Nie zmienia to więc faktu, że Bad Dream: Coma to absolutnie fantastyczna produkcja. Jasne, nie obyło się bez kilku potknięć, ale wszystko to blednie w zestawieniu z kapitalną oprawą audiowizualną, interesującą fabułą i fascynującym światem. To jedna z tych gier, od których trudno jest się oderwać i gdyby nie podyktowana życiem znikoma ilość wolnego czasu, najpewniej ukończyłbym ją ciurkiem w jeden wieczór. Zdecydowanie warto sprawdzić, nawet na konsoli. A teraz wybaczcie, mam jeszcze Bad Dream: Fever do ukończenia.

Plusy
  • Oprawa audiowizualna
  • Intrygująca fabuła
  • Klimat
  • Nieliniowa
Minusy
  • Sterowanie padem
  • Karma działa tylko w jedną stronę
  • Sporadyczna nieintuicyjność
8
Ocenił Konrad Noga
Recenzja gry na Xbox Series X

Recenzja powstała na podstawie rozgrywki z konsoli Xbox Series X

Recenzje gier OpenCritic