Recenzja Atomic Heart

Atomic Heart
Atomic Heart

Drogi czytelniku, drogi widzu, skoro trafiłeś na ten materiał, to znaczy, że świadomie zdecydowałeś się zapoznać z recenzją gry Atomic Heart. Jeśli szum związany z tą produkcją w jakiś sposób cię ominął, to uprzedzam, że jest to gra rosyjskiego studia, które spotkało się ze sporą krytyką z powodu braku jasnego stanowiska w sprawie rosyjskie agresji na Ukrainie. Materiał, z którym za chwilę za poznasz, nie jest próbą rozgrzeszania twórców, ani też próbą zniechęcania do zagrania w Atomic Heart, z powodów innych, niż jakość projektu.

Atomic Heart to pierwszoosobowa strzelanka, której akcja rozgrywa się w połowie XX wieku, w alternatywnej wersji związku radzieckiego. Jest to retrofuturystyczna wizja, w której Sowieci po opracowaniu w 1936 roku polimeru, przyczynili się do niesamowitego rozwoju światowej robotyki oraz biologii.

Rosja przoduje w świecie naukowym, a zaawansowana robotyka pozwoliła jej inżynierom na dokonywanie innowacyjnych cudów. Dzięki programowi Kollektiv od początku lat 50. ludzie koegzystują z robotami i maszynami ułatwiającymi im życie, a w obecnym 1955 roku szują się do kolejnego rewolucyjnego skoku technologicznego. Kollektiv 2.0 ma sprawić, że u obywateli zastosowane zostaną nauronauropolimery, dzięki którym będzie można sterować maszynami za pomocą umysłu. Ludzie już na zawsze będą mogli porzucić pracę fizyczną by w pełni poświęcić się nauce. Coś jednak poszło nie tak i utopijna wizja runęła w okamgnieniu, gdy nagle roboty obróciły się przeciwko ludzkości, eksterminując swoich twórców oraz ludność cywilną.

My wcielamy się w majora Pitera Niczajewa, żołnierza sił specjalnych, który po rekonwalescencji właśnie powraca do służby. Nie jest jednak sam, gdyż towarzyszy mu wszczepiona w jego rękę neropolimerowa gadająca rękawica o imieniu Charles. Ta nie tylko dzieli się z nami swoją mądrością, ale również z czasem okazuje się niezbędnym narzędziem podczas strać, czy w rozwiązywaniu zagadek środowiskowych.

Nasze pierwsze zadanie jest proste – no przynajmniej z założenia. Mamy wkroczyć do zakładu 3826 i odnaleźć Wiktora Pietrowa, zdrajcę odpowiedzialnego za włamanie się do centralnego serwera Kollektivu i zwrócenie robotów przeciwko ludziom. Jak się nietrudno domyślić, spawa nie jest taka prosta, a Pietrow, choć genialnym i szalonym naukowcem był, to jednak okazał się jedynie pionkiem w grze. W aferę zamieszani są nie tylko wysoko postawieni ludzie nauki, ale także politycy, a kryzysy może szybko urosnąć do rozmiarów katastrofy o charakterze ogólnoświatowym.

Choć sama fabuła jest dość nieśpiesznie prowadzona i przez pierwsze 2-3 godziny ciężko było mi się w nią wkręcić, to ostatecznie zaskoczyła i z każdą kolejną minutą rozgrywki byłem coraz ciekawszy jej finału. To samo dotyczy naszego bohatera, który z postaci jednowymiarowej, zdolnej jedynie do marudzenia i rzucania przekleństwami, z czasem zaczyna wzbudzać sympatię, a gracze, jak i on sam, dowiadują się coraz więcej o jego przeszłości sprzed wypadku.

To chyba dobry moment, by odnieść się do historycznego i politycznego kontekstu wydarzeń w Atomic Heart. Przed premierą wielu graczy czy dziennikarzy obawiało się lub wręcz zarzucało grze, że jest listem miłosnym do epoki stalinizmu, co oczywiście należałoby traktować jako dość niebezpieczną prosowiecką propagandę. Całe szczęście to zwykłe demonizowanie. Gra, choć nie jest bezpośrednią krytyką systemu komunistycznego, prezentuje jego alternatywną, technokratyczną odmianę. W świecie gry społeczeństwo jest obsesyjnie skupione na samorozwoju i nauce, a Ameryka, choć wciąż jest wrogiem ideologicznym sowietów, jest także głównym partnerem handlowym związku radzieckiego. Co ciekawe, w grze nie brakuje także wielu odniesień do historycznych postaci. Możemy napotkać pomniki Lenina, a niesamowity rozwój nauki przypisany jest autentycznym radzieckim naukowcom, jak chociażby konstruktorowi ukraińskiego pochodzenia Władimirowi Czełomiejowi, czy fizykowi Siergiejowi Wawiłowi, którego stosunek do faktycznej władzy w czasach stalinizmu najlepiej obrazuje ten oto cytat: Za każdym razem, gdy wzywają mnie na Kreml – nie wiem, czy wrócę stamtąd do domu, czy odwiozą mnie na Łubiankę. O samym Stalinie możemy z kolei przeczytać w licznych wiadomościach odnajdywanych w trakcie rozgrywki. Okres jego rządów przedstawiany jest, jako czas tyranii i donosicielstwa. Ciężko więc mi określić Atomic Heart jako medium gloryfikujące stalinizm, czy tym bardziej obecną władzę w republice rosyjskiej.

Przejdźmy do rozgrywki, która na przedpremierowych materiałach prezentowała się niekiedy zaskakująco dobrze, ale też jak na debiutancki projekt średniej wielkości studia, podejrzanie ambitnie. Jak jest finalnie? Również zaskakująco dobrze. Twórcy od początku nie ukrywali inspiracji takimi markami jak BioShock, Doom czy Fallout i podobieństwa bardzo łatwo dostrzec. Jednak gdyby, ktoś w ciemno dał mi zagrać w Atomic Heart, to pewnie strzeliłbym, że to nowa gra Arkane Studios, ze wszystkim jej zaletami, jak i wadami okresu niemowlęcego.

Nie jest to gra w otwartym świecie, lecz typowa liniowa strzelanka. Twórcy jednak dają nam trochę przestrzeni do eksploracji i każdy kolejny etap gry oferuje spory teren, który możemy swobodnie eksplorować lub podążać za znacznikiem misji. Twórcy stopniowo wprowadzają nas do rozgrywki i zapoznają z poszczególnymi mechanikami. Pierwszą bronią, którą wpada w ręce naszego bohatera, jest siekiera strażacka, a następnie strzelba. Już pierwsi wrogowie dają do zrozumienia, że nie będzie to prostu shooter z bezrefleksyjną rozwałką. Walka w Atomic Heart jest dość wymagająca i na drugim spośród trzech dostępnych poziomów trudności, potrafi w starciach z kilkoma wrogami, ostro dać w kość. A tych nie brakuje i szczególnie gdy walczymy z różnorodną pod względem stylu walki grupką oponentów, nawet teoretycznie najsłabszy robot, może nas pozbawić życia. Jedne charakteryzują się niesamowitą szybkością inne wytrzymałością, jedne uderzają całą grupą, zmuszając nas do walki w zwarciu, inne męczą pociskami lub laserem z dystansu. Podczas starć z dużą liczbą wrogów, trochę ogranicza nas słaba mobilność bohatera, który moim zdaniem jest po prostu zbyt wolny. Co prawda twórcy teoretycznie dają możliwość skradankowego przechodzenia gry, ale ten typ rozgrywki zupełnie się nie sprawdza. Roboty są mobilne, czułe na naszą obecność oraz nieustępliwe i nim zajdziemy je od tytułu, najczęściej z oddali dostrzeże nas inny robot lub wykryje zawieszona kamera alarmująca o naszej obecności wszystkich oponentów z okolicy.

Tym, co z kolei wyróżnia rosyjską produkcję na tle typowych strzelanek, jest wspomniana wcześniej rękawica neuroplimerowa. Jest ona naszym kompanem podróż, narzędziem do zbierania wszelkiego złomu i także pełni bardzo istotne funkcje bojowe. Możemy za jej pomocą chwilowo zamrażać przeciwników, razić prądem, oblewać polimerem, a spektrum oraz skala szerzenia destrukcji podobnie jak nasz arsenał, powiększa się wraz z upływem gry.

Upgrade’u broni oraz umiejętności, a także zakupu amunicji czy odnawiających zdrowie bohatera kapsuł z neuromedem dokonujemy z pomocą automatu renowacyjnego Nora. Niech was nie zwiedzie ta formalna nazwa. Nora to wyglądający jak lodówka niebezpieczny i bezpruderyjny robot, który może wprowadzić z zakłopotanie nawet takiego twardziela jak major Niczajew.

Wszelkich udoskonaleń dokonujemy za pomocą wyciąganego z poległych wrogów oraz odnajdywanego podczas eksploracji złomu. Ale nie tylko dlatego lizanie ścian pełni tak ważną funkcję w Atomic Heart. W grze występuje także rozbudowana narracja środowiskowa prowadzona za pośrednictwem nagrań czy elektronicznych wiadomości pozostawionych przez pracowników odwiedzanych placówek, czy cywilów zamieszkujących daną okolicę. Również Nora nie jest podstawiana nam pod nos i często znajduje się w małych pokoikach, które możemy przeoczyć. Co gorsza, w pomieszczeniach tych zazwyczaj znajduje się również urządzenie do zapisu. Tak, gra praktycznie nie posiada automatycznego zapisu stanu gry, co sprawia, że niestety wiele razy po zgonie musimy przebyć spory kawałek drogi, po drodze pokonując tych samych, a co gorsza, ponownie zbierając loot z odwiedzanych miejsc…o ile będzie się nam się chciało.

Atomic Heart to jednak nie jest typowy FPS i oprócz walki i eksploracji, oferuje także kilka ciekawych elementów, które, choć nie są idealnie wykonane, to jednak znacznie urozmaicają rozgrywkę. Otóż w grze nie brakuje fragmentów zręcznościowych, takich jak wspinaczka i skakanie po platformach. Nie jest to oczywiści poziom Dying Light, ale jest lepiej wykonane i pełni istotniejszą funkcję, niż chociażby wspinanie się na wieże radiowe w serii Far Cry. Rozgrywka wzbogacona jest także o kilku prostych, ale pomysłowych zagadek logicznych, których rozwiązanie jest niezbędne, by pchnąć fabułę do przodu, a także o mini gry związanych z otwieraniem zamków w drzwiach czy odblokowywaniem specjalnych zabezpieczeń.

Rozgrywka jest więc głównym i bardzo solidnym elementem Atomic Heart, choć twórcy nie ustrzegli się drobnych błędów. Wydaje mi się, że pomimo tak bogatego w mechaniki gameplayu, niektóre fragmenty bywają zbyt monotonne. Cóż, balans pomiędzy narracją a rozgrywką mógłby stać na wyższym poziomie, ale i tak koniec końców, gra sprawia sporo frajdy i zaskakuje kilkoma świeżymi pomysłami.

W kwestii oprawy audiowizualnej deweloperzy odwalili kawał dobrej roboty. Graficznie brakuje tylko do najlepszych jak chociażby Nought Dog czy Rockstar Games. Świat gry jest pięknie zaprojektowany i zaskakuje swoją złożonością. Mamy rozbudowane kompleksy naukowe, przedmieścia, leśne tereny czy podniebne miasta z monumentalną socrelistyczną architekturą. Projekty wrogów także nie zawodzą, a podczas strać, ich destrukcja wygląda imponująco. Co ważne, praktycznie każdego przeciwnika możemy rozczłonkować, a rodzaj wygląd obrażeń różni się w zależności od wykorzystywanej broni. Całość okraszona jest efektownymi cutscenkami, które także potrafią cieszyć oko.

Do jakości oprawy dźwiękowej, także nie mogę się przyczepić. Muzycznie jest klimatyczna oraz zróżnicowana harmonicznie i praktycznie w pełni składa się z rosyjskich utworów, zarówno klasycznych, jak i popularnych. Co ważne muzyka w grze pełni zazwyczaj naturalny element otoczenia, gdyż dociera do nas najczęściej ze znajdujących się w pobliżu odbiorników. Nawet wdrożenie do rozgrywki współczesnych utworów jest fabularnie usprawiedliwione, faktem wynalezienia przez naukowców metody ściągania fal radiowych z przyszłości.

Angielski dubbing stoi na przyzwoitym poziomie i nie daje po uszach sztucznym rosyjskim akcentem. Niestety przed premierą nie miałem okazji zapoznać się z polskim dubbingiem, ale jest on już dostępny w grze. Jeśli chodzi o lokalizację z napisami, to boryka się ona z problemami czysto technicznymi. Otóż napisy są bardzo małe, a już pomysł na wyświetlanie rozmów niezależnych w chmurkach nad postaciami, to równie oryginalny, co idiotyczny pomysł.

Jak już jesteśmy przy niedociągnięciach, to optymalizacja, choć nie jest dramatyczna, to jednak zdarzają się sporadyczne chrupnięcia w płynności animacji. Jeśli jednak odzwyczailiście się od czytania porad podczas ekranów ładowania po zgonie, to Atomic Heart pozwoli wam z nostalgią wspomnieć poprzednią generację. Dramatu nie ma, ale jeśli do tych 10-15 sekund dodamy czas konieczny na pokonanie dystansu od miejsca zapisu do miejsca zgonu, to po 2-3 podejściu możecie zacząć rozglądać się za opcją zmiany poziomu trudności.

Również błędów technicznych nie brakuje, takich jak blokowanie się postaci w elementach otoczenia, resetowanie się zdolności Charlesa, czy aktywowanie cutscenki z perspektywy tyłka bohatera. Dosłownie.

Jednak mimo wszystko stan techniczny gry można przed premierą uznać za dobry i daleko mu do poziomu zbugowania Cyberpunka 2077 rok po premierze. Moje wcześniejsze porównanie do produkcji Arkane Studios, również i w tym aspekcie wydaje mi się więc dość zasadne.

Atomic Heart to zdumiewająco ambitny projekt, który biorąc pod uwagę, że odpowiada za niego niedoświadczone, zaledwie 80-osobowe studio, nie miał prawa się udać. Ale się udał. Jest to dobra gra, w której twórcy co prawda nie ustrzegli się błędów, ale kto ich nie popełnia? Tytuł zapewnia solidną porcję satysfakcjonującego strzelania okraszonego wieloma ciekawymi mechanikami i nieoczywistymi dla gatunku elementami. A wszystko to w akompaniamencie całkiem sprawnie poprowadzonej historii osadzonej w unikalnej, choć być może dla kogoś kontrowersyjnej wersji lat 50 tych XX wieku. Największą wadą Atomic Heart zdaje się pochodzenie studia oraz powiązane z putinowskim reżimem źródła jej finansowania. Moim zadaniem jednak było ocenienie gry, w którą w próżni zdecydowanie warto się zapoznać. Jednak nie żyjemy w próżni, a decyzja czy warto zagrać, należy do Was.

Plusy
  • Spójny świat gry
  • Klimat
  • Oprawa graficzna
  • Różnorodna rozgrywka...
Minusy
  • ...w której niestety brakuje balansu
  • Punkty zapisu
  • Jest trochę błędów
8
Ocenił Kamil Kościelniak
Recenzja gry na Xbox Series X

Recenzja powstała na podstawie rozgrywki z konsoli Xbox Series X

Recenzje gier OpenCritic