Gry tworzone na znanej licencji, zwłaszcza kierowane do najmłodszych odbiorców, często bywają sklejonymi na szybko słabymi tytułami, mającymi w zamyśle wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy od konsumentów. Zwykle, gdyż oczywiście zdarzają się od tego wyjątki. Jednym z nich była marka Asterix & Obelix, która na przestrzeni lat doczekała się wielu naprawdę fajnych produkcji, wśród których wymienić można między innymi ciekawą podserię XXL.
Któż nie zna Asteriksa i Obelixa? Mieszkańcy ostatniej wioski Galów niepodbitej przez rzymskie legiony Juliusza Cezara mają już sześćdziesiąt lat, a mimo to ich popularność wciąż nie słabnie. Czy to filmy, komiksy, a nawet gry, potężni Galowie znajdują swoich miłośników zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Kierowany sentymentem z czasów dzieciństwa, ja sam tę serię bardzo lubię, dlatego też nie mogłem przejść obojętnie, gdy swą premierę miało Asterix & Obelix XXL 3: The Crystal Menhir.
I jakże się zawiodłem… Po pierwsze i najważniejsze, nazwa tej gry to wierutne kłamstwo. To nie jest Asterix & Obelix XXL 3! Poprzednie odsłony tego cyklu były trójwymiarowymi platformówkami. The Crystal Menhir zaś to co-op’owa bijatyka z widokiem z góry. Moja teoria jest taka, że miała to być gra podpięta pod wcale nie tak dawno temu obecny w kinach film Tajemnica magicznego wywaru, ale ktoś z Microids, które obecnie posiada prawa do marki Asterix XXL, postanowił go na ostatnią chwilę przemianować na inny tytuł.
To coś, co absolutnie nie powinno mieć miejsca, bo wprowadza w ogromny błąd potencjalnych klientów. Pół biedy, jakby ta produkcja jedynie zbaczała z rodowodu, oferując kilka nowych mechanik i wprowadzając małą ewolucję do formuły serii, ale tak nie jest! To zupełnie inny gatunek i zupełnie odmienny sposób grania. Ba! Tu nawet się nie da skakać! W następcy serii platformówek! Siadając do Kryształowego Menhiru oczekiwałem gry w stylu poprzednich odsłon. Po pierwszych minutach spędzonych z tytułem, poczułem się, jakby ktoś napluł mi w twarz i jeszcze się z tego śmiał.
A plucie w twarz paradoksalnie się na tym nie zakończyło. Microids! To już druga wydana przez was w tym roku gra po Blacksad (który w porównaniu do Asteriksa był przynajmniej dobrą grą), w której sterowanie ssie po całości! Jest ono tutaj tak nieintuicyjne, że obcowanie z nim sprawia, że mózg się zaczyna lasować. Kontrolę postaci na strzałkach pomińmy, bo jeszcze aż tak bardzo się od tego nie odzwyczaiłem, ale kto wpadł na to, by jedną ręką jednocześnie korzystać z klawiszy R, Y, I, K, L + Spacji? Nie da się przy tym ustawieniu swobodnie ułożyć palców!
Nie wiem, czy ktoś to w ogóle testował, bo przy pierwszym kontakcie od razu widać, jak mało ergonomiczny jest ten układ. Chcesz go zmienić i podmienić ataki np. pod WSAD-a, by jedną rękę mieć na strzałkach, a drugą po lewej stronie klawiatury? A nie! Jak postanowisz zmienić klawisze, to ich stare działanie nie przestaje być aktywne! To nie wszystko. Sterowanie jest tu nie tylko żywcem wzięte z konsoli, twórcy byli tak leniwi, że nie podmienili nawet ikonek z pada od XBOX-a na klawisze! Jeśli ktoś nie ma szacunku do odbiorcy, by zrobić tak prostą rzecz, to jak ja mam go szanować?
Byłbym jeszcze to w stanie przełknąć, gdyby gameplay był wystarczająco wynagradzający, ale nie jest… Crystal Menhir to powtarzalna do bólu chodzona bijatyka. Widziałeś 10 minut? Widziałeś już wszystko! Każda mapka wygląda tak samo. Pokonaj Rzymian, przejdź do celu, obejrzyj nudny dialog, tyle. Na domiar tego ta gra jest typowo zrobiona pod kooperację. Grałem solo, przez co zmuszony zostałem do własnoręcznego przełączania się pomiędzy Asteriksem i Obeliksem.
Samemu gra się ciężko i potrzeba by było trzeciej ręki, by dokładnie sterować postaciami, wykorzystując ich wszystkie możliwości i grać w to komfortowo. Przez połączenie systemów z okropnym sterowaniem używałem zaledwie kilku ataków i to też czasami myląc klawisze. Jasne, gdybym grał z kimś, byłoby o wiele lepiej, ale to żaden argument przejawiający za jakością gry. W towarzystwie to nawet składanie kartonów może być zabawne.
Przez powyższe niedogodności, Asterix grany w singleplayer potrafi dać w kość. Specjalnie w pewnym momencie zmniejszyłem poziom trudności, by się z tym nie męczyć. Towarzysz sterowany przez AI niewiele pomaga. Nie wykorzystuje specjalnych zdolności postaci, np. picia eliksiru przez Asteriksa. Czasem zdarza mu się także zgubić drogę. Ponownie: we dwóch miałbym łatwiej. W przypadku niektórych sekcji w rzymskich obozach, jak zginie się podczas walki, trzeba powtarzać cały poziom od nowa. Na szczęście, jeśli masz gdzieś punktację, możesz je przebiec, eliminując jak najmniejszą liczbę wrogów. Czasem to robiłem, a i tak lądowałem ze srebrnym pucharkiem.
Porażka w tej grze to zwykłe męczenie gracza. Znacie te gry, w których po śmierci chcecie grać jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz aż do skutku? W Crystal Menhir tego nie ma. Poziomy nie są długie, ale mechanika jest na tyle mało angażująca, że kompletnie nie chce się robić tego samego jeszcze raz. Rozgrywka nie przynosi frajdy. Czasem wkrada się backtracking, bicie tych samych wrogów. Na domiar tego po śmierci wszelkie znajdźki trzeba podnosić jeszcze raz, zbaczać z głównej drogi itd. Odechciewa się…
Najwyraźniej sami twórcy byli świadomi ułomności swojego systemu, gdyż pod koniec gry postanowili go rozwinąć. W jednej misji musimy się skradać. Koszmar, ale pomińmy go milczeniem. Gdzieś w 4/5 wątpliwej jakości zabawy dochodzą sekcje platformowo-logiczne. Przypominam, że nie da się tu skakać. Przyznam, to jakieś urozmaicenie, ale dostajemy je w jednym momencie, przez co zostajemy tym przygnieceni. Takowe elementy powinny być równomiernie rozłożone przez całą grę. Przez większość gry bij Rzymian, by dosłownie pod koniec zostać przeciążony jakimiś zagadkami środowiskowymi. Tak się nie robi!
W niektórych momentach gra ma też problem w informowaniu gracza o swoich funkcjonalnościach. Są tu dostępne ulepszenia dla postaci, ale twórcy zapomnieli o tym poinformować lub powiedzieli to w tak niezapadający w pamięć sposób, że kompletnie o istnieniu takowych nie wiedziałem. Zaskoczyłem się dopiero, gdy losowo wszedłem do sklepu i zobaczyłem kilka ulepszeń do wykupienia. To samo tyczy się niektórych elementów obecnych w świecie gry. Główny feature to tytułowy kryształowy menhir. Ma on do wyboru kilka opcji ataku związanych z żywiołami. To, że można palić dzięki niemu niektóre przeszkody lub zamrażać wodę, odkryłem przypadkiem, a był to kluczowy element rozgrywki.
Są tu również jakieś zadania poboczne, ale absolutnie nie chcesz ich wykonywać, bo polegają na robieniu tego samego. A fabuła? Właśnie zdałem sobie sprawę, że zapomniałem napisać cokolwiek o przedstawionej tu opowieści. Mała strata, gdyż jest ona tak nudna, że z recenzenckiego obowiązku powstrzymywałem się przed pomijaniem scenek, co zbyt często mi się nie przydarza w grach. Rzymianie porwali kapłankę, znajomą Panoramiksa. Asteriks, Obeliks i pies Idefiks muszą ją uratować, przy okazji zbierając kamyki do magicznego menhiru.
Zwiedzą kilka krain geograficznych. Od mroźnego Thule do północnych wybrzeży Afryki. Akurat to jest niezłe, bo grafika w tej grze prezentuje się całkiem dobrze. Szału nie ma, ale ogólna plastelinowość może budzić miłe skojarzenia z ostatnim filmem z serii. Wracając do fabuły… Jest ona pomijalna do bólu, ale nie w tym rzecz. Brakuje w niej humoru! Przewinie się kilka sucharów, ale sprytne żarty to coś kluczowego dla Asteriksa! I wcale nie chodzi mi tu o humor znany ze starszych filmów. W XXL 2 dostaliśmy parodię do kwadratu gier wideo, gdzie Rzymianie byli przebrani za Sonica. Tu? Nic.
Choć gra trwa 5-6 godzin zmuszałem się, by ją w ogóle przejść. Czas spędzony z tym Asteriksem uważam za kompletnie stracony. Dostałem zwykły półprodukt wydany po to, by żerując na znanej marce, zgarnąć trochę pieniędzy. Nie wierzę, że ktoś w Microids postanowił go podpiąć pod serię XXL, z którą ten tytuł nie ma nic wspólnego. To powinien być po prostu Crystal Menhir, nie XXL 3, choć nawet i pod tą nazwą niewiele by go ratowało. Co prawda w trybie współpracy można doznać minimalnego funu, ale o wiele więcej jest w stanie zapewnić dowolna gra LEGO. Obchodzić bokiem! Zwłaszcza rodzice, którzy mogą wpaść w pułapkę. Chcąc sprawić dziecku jakiś prezent związany z Asteriksem, na przykład na zbliżające się święta, lepiej kupić odświeżoną wersję XXL 2. Taniej, a zabawy więcej!