Podwójna recenzja Rocket Arena

Rocket Arena

Konrad: Przez chwilę udało mi się już zapomnieć, że istniało kiedyś coś takiego, jak hero shooter. Tu i ówdzie wciąż pojawiają się jeszcze pojedyncze sztuki pokroju tegorocznych Bleeding Edge oraz Plants vs. Zombies: Bitwa o Neighborville, ale nietrudno odnieść wrażenie, że powódź tego typu gier, która zalała nas po wybiciu studzienki w okolicach premiery Overwatcha w 2016 roku, nieco już ustąpiła. Rynek został nasycony i słowa „hero shooter” nie wywołują już takiej ekscytacji jak kiedyś. Final Strike Games twierdzi jednak, że na tym przesyconym rynku wciąż jest jeszcze miejsce na kolejną grę z tego gatunku, czego dowodem ma być ich debiut – Rocket Arena. A jak jest w rzeczywistości? Na to właśnie pytanie postaramy się odpowiedzieć wraz z Kacprem.

Rocket Arena 20200717034106

Kacper: Rocket Arena niezwykle urzekła mnie systemem walki. Nie jest to standardowy shooter, gdzie każdy ma pasek życia i postać ginie przy okazji pozbawienia jej wszystkich punktów HP. Tutaj za każdym razem, kiedy dostaniemy kulkę od rywala, ładuje się pasek „wytrzymałości”, a kiedy przyjmiemy wystarczająco dużo obrażeń, pasek zapełni się, a my w konsekwencji z impetem wylecimy poza granice mapy. Po sromotnej porażce musimy poczekać we wstydzie kilka sekund, aż gra przeniesie nas na punkt respawnu i pozwoli nam zacząć zabawę od nowa. Świetny pomysł, który nadaje rozgrywce dużą dynamikę.

Rocket Arena wprowadza też nieco świeżości na rynek sieciowych shooterów, głównie za sprawą swoich trybów. W produkcji będziemy mieli okazję zmierzyć się w czterech trybach 3 na 3. Rywali będziemy mogli zmiażdżyć w trybie Nokaut, który jest najprostszy z założenia – wyrzucenie rywala poza arenę równa się jeden punkt. Drużyna, która pierwsza osiągnie ustalony pułap punktowy, wygrywa. Tryb ten to w istocie dobrze wszystkim znany team deathmatch, z poprawką na sposób pozbywania się rywali, jaki przyjęto w najnowszej produkcji wydanej przez Electronic Arts. Inaczej sytuacja wygląda w trybie o nazwie Piłka rakietowa, gdzie kilka sekund po rozpoczęciu się starcia, w wyznaczonym miejscu pojawia się piłka. Zespoły mają za zadanie zawalczyć o to, kto pierwszy ją podniesie, a następnie udać się do miejsca spawnu przeciwnej ekipy i rzucić piłkę w wyznaczone pole. Nie jest to wcale łatwe i muszę przyznać, że dawno żadna gra nie spowodowała u mnie takich emocji – walka o piłkę jest zacięta, a nic nie irytuje tak, jak minimalnie niecelny rzut w wyznaczony punkt, przejęcie piłki przez rywali, a w konsekwencji wyprowadzony udany kontratak.

Rocket Arena 20200722002816

Kacper: Swoich sił przyjdzie nam spróbować również w Podchodach, gdzie mamy dwa zadania – pierwszym z nich jest przejęcie skrzyni ze skarbem i utrzymanie jej przez 25 sekund, nie dając się wyrzucić poza arenę. Po upływie tego czasu na całej mapie pojawią się monety i wtedy naszą misją jest, poza oczywistym unikaniem rakiet przeciwników, zbieranie złotej mamony. Która drużyna jako pierwsza zdobędzie wyznaczoną kwotę, wygrywa. Ostatnim już trybem są Megarakiety – na mapie ląduje wielka rakieta, odrzucając przy tym graczy na solidny dystans. Naszym zadaniem jest wkroczenie w wyznaczoną strefę i utrzymanie pozycji. Na szczycie podium staje ekipa, która jako pierwsza zdobędzie pięć rakiet, lub przejmie ich najwięcej w ciągu czasu gry.

Konrad: Spora różnorodność dostępnych trybów gry jest niewątpliwą zaletą Rocket Areny, aczkolwiek łyżką dziegciu w beczce miodu jest niestety fakt, że gracze nie mają jakiejkolwiek kontroli nad trybem, w który przyjdzie im zagrać. Z jednej strony zmusi to TDM-owe (czy też w tym wypadku nokautowe) konserwy do zakosztowania innych modułów. Z drugiej jednak zbyt często czułem frustrację spowodowaną tą właśnie losowością, bo na kilka meczów z rzędu utknąłem w trybie, który absolutnie mi nie odpowiadał.

Rocket Arena 20200722003718

Konrad: Jednym z najważniejszych elementów każdego hero shootera są bez dwóch zdań jego bohaterowie. Rocket Arena oferuje graczom jedenaście różnorodnych wizualnie postaci, z których każda posiada unikalny dla siebie zestaw umiejętności. Pobiegać możemy zatem choćby dzierżącym podręczne działo piratem Blastbeardem, eskimoską Kayi czy też pochodzącą z głębi oceanu i potrafiącą zmieniać się w wodną płaszczkę Amphorą. Problem w tym, że w przypadku większość bohaterów różnice w ich projekcie są minimalne i na dobrą sprawę nie czuć żadnej znaczącej różnicy między graniem Kayi lub Amphorą. W zasadzie jedynymi wyróżniającymi się na tle tej gromadki postaciami są TopNotch oraz Rev. Ten pierwszy dzięki swojemu plecakowi rakietowemu może prowadzić walkę z powietrza dłużej niż reszta (każdy z bohaterów ma bowiem możliwość wykonania aż potrójnego skoku), a „deskolotka” tej drugiej umożliwia jej szybkie docieranie do celu mniej konwencjonalnymi ścieżkami.

Oparty na fizycznych pociskach system walki sprawia, że każdą giwerą strzela się mniej więcej tak samo, tyle że Blastbeard robić będzie to wolniej, ale mocniej, a wyposażony w mały pistolecik Plink zasypie przeciwnika serią pocisków wielkości orzeszka. Podobni mi gracze preferujący model „hitscan” będą więc zmuszeni do szybkiego zaadaptowania się lub zalania pokoju łzami po notorycznym łupieniu pupska przez oponentów. Odrobinę pomóc im będą mogły odblokowane wraz z kolejnymi poziomami postaci przedmioty modyfikujące np. czasy cooldownu poszczególnych umiejętności, ale wciąż bez skilla się tu nie obejdzie.

Rocket Arena 20200720004839

Konrad: Granie w Rocket Arena uświadomiło mi jak wiele elementów gier wideo biorę za pewnik. Czy przyszłoby Wam kiedykolwiek do głowy, że tytuł wyłącznie wieloosobowy może być pozbawiony lobby? Pod każdym meczu Rocket Arena wyrzuca nas do menu i aby grać dalej musimy ponownie rozpocząć wyszukiwanie dostępnych graczy. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy z góry zakładali, że nie będziemy mieli ochoty kontynuowania swojej przygody z ich grą, więc kurtuazyjnie odprowadzają nas do drzwi. Rocket Arena pełna jest tego typu dziwnych rozwiązań. Z tych bardziej upierdliwych na uwagę zasługuje brak informacji o umiejętnościach specjalnych bohaterów na ekranie ich wyboru w trakcie meczu. Poczytać o nich możemy wyłącznie zakładce „zawodnicy” w menu głównym gry. widocznie twórcy byli bardzo dumni z jego projektu i faktycznie – jest w miarę czytelne, choć dlaczego elementy kosmetyczne do odblokowania nie zostały posortowane rosnąco według wymagań to już nie rozumiem.

Rocket Arena 20200720003713

Kacper: Brak lobby w tego typu grze to nieśmieszny żart, mała różnica między postaciami, brak opisu ich umiejętności na ekranie wyboru bohatera – to mnie bardzo zawiodło. Absurdem jest, żeby w takiej grze, jakichkolwiek informacji o postaci można było dowiedzieć się dopiero wchodząc w specjalną zakładkę w menu głównym. Do tego, muszę przyznać, miałem lekkie problemy ze sterowaniem, które w ogóle nie jest intuicyjne. Mocno nie spodobały mi się też skiny – nie ma żadnej, totalnie żadnej, motywacji, by inwestować w nie swoje pieniądze. Skórki się od siebie praktycznie nie różnią, każdy bohater ma jeden szablon i wydając pieniądze możecie jedynie zmienić sobie kolor kurtki z niebieskiego na zielony. Wstyd, tym bardziej, że w takich grach – nie da się ukryć – skórki to bardzo ważna rzecz dla graczy.

Rocket Arena to jednak nadal bardzo przyjemna produkcja, która potrafi pochłonąć gracza na niejeden wieczór. Oprawa audiowizualna jest wspaniała, muzyka idealnie pasuje do rozgrywki i dynamicznie zmienia się wraz z postępem rozgrywki. Za każdym razem, jak rywale są bliscy wygranej, w słuchawkach zaczyna brzmieć melodia, która ma nas zmotywować do walki i zachęcić do działania. W jednym z trybów, kiedy kończy się czas na zbieranie monet rozrzuconych po mapie, właśnie przez podkład muzyczny zaczynamy czuć presję i mus przyspieszenia swoich działań. Final Strike Games nienagannie zadbało o soundtrack. Grafika w produkcji jest prosta, przypominająca trochę tę z Fortnite, jednak jest bardzo przyjemna dla oka. Lokacje są zrobione bardzo pomysłowo – Rocket Arena przeniesie nas do podwodnej krainy, przepięknego, lewitującego miasta z wysokimi, potężnymi wieżami lub do lokacji przypominających malownicze miejsca ze Spyro. W skrócie – jest na czym zawiesić oko.

Rocket Arena 20200714183034

Kacper: Ciężko było mi uwierzyć, że kolejny sieciowy hero shooter będzie w stanie jakkolwiek powiać świeżością – będąc szczery, spodziewałem się, że podczas grania jedyne, co będzie mi towarzyszyć, to smak odgrzewanego w mikrofalówce kotleta. Tak się jednak nie stało. Tryby gry są ciekawe i piekielnie angażujące, powodują, że w człowieku budzi się niesamowita potrzeba rywalizacji. Zdecydowanie na plus jest system eliminowania wrogów, z którym wcześniej się nie spotkałem – w teorii tak prosty pomysł, a w praktyce tak świeży i przyjemny. Oprawa audiowizualna jest niezwykle miła i przy rozgrywce zakładałem słuchawki nie po to, żeby słyszeć kroki rywali, a po to, by wczuwać się w ten wspaniały podkład muzyczny z przyjemnymi dźwiękami efektów specjalnych. Niestety widzę tutaj trochę niedociągnięć, ale odnoszę również wrażenie, że jeśli Rocket Arena nie będzie na bieżąco udoskonalana, to znaczy nie będzie dostawać nowych trybów czy postaci, to produkcja nie odniesie długofalowego sukcesu – zwyczajnie znudzi graczy po kilkunastu godzinach. Rocket Arena to spora zagwozdka. Gra się przyjemnie, rozgrywka ekscytuje, jednak przy dziesiątym odpaleniu gry, zaczyna wkradać się lekkie poczucie monotonii. Debiutancka produkcja Final Strike Games wywarła na mnie jednak bardziej pozytywne wrażenie – w końcu, jak by nie było, bawiłem się dobrze i tytuł dostarczył mi zabawy na wiele godzin. Liczę jednak, że będzie to projekt stale wspierany przez twórców. W przeciwnym wypadku, nie zwiastuję Rocket Arenie długiego życia.

Konrad: Obawy te powinien uspokoić fakt, że 28 lipca rusza pierwszy sezon rozgrywek, który poza odblokowaniem gier rankingowych wprowadzić ma również zupełnie nową zawodniczkę Flux oraz masę kosmetyki w postaci skórek i nowych elementów do reprezentującego gracza totemu. Wciąż jednak ociupinkę zbyt mało jest tu na chwilę obecną zawartości, a nawet jeśli ta pojawi się w przyszłości, twórcy będą musieli utrzymać przy swojej grze graczy, co może okazać się trudne, bo po pewnym czasie przy samotnych rozgrywkach nieco się nudziłem. Pomoże w tym z pewnością zaimplementowany cross-play między wszystkimi platformami, choć wolałbym, by Rocket Arena przyciągała do siebie graczy zawartością. Trzymam jednak kciuki za szybki rozwój, bo pod odpowiednią opieką tytuł ten może faktycznie pokazać, że na rynku wciąż jest miejsce na kolejnego hero shootera.

Plusy
  • Różnorodne tryby gry
  • Śliczna grafika
  • Świetna muzyka
  • Zacięte potyczki
  • Idealna do wspólnej gry bez zobowiązań
Minusy
  • Zbyt mało zawartości
  • Brak lobby i wyboru trybu gry
  • Brak opisów umiejętności bohaterów w trakcie gry
  • Większością postaci gra się tak samo
  • Niezbyt intuicyjne sterowanie
6
Ocenił Konrad Noga
Recenzja PlayStation 4

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli PlayStation 4

Recenzje gier OpenCritic