Od bardzo dawna nie przyszło mi tak ciężko ocenić gry, jak to ma miejsce teraz w przypadku Phoning Home. Tak, piszę to już na samym wstępie recenzji i zaznaczam również, że nie jest to gra słaba. Paradoksalnie właśnie z tego powodu jest mi ją tak ciężko ocenić. Bo gdyby bowiem była to faktycznie cienka produkcja, nie zastanawiałbym się nad niczym i po prostu bym ją zjechał. Z drugiej strony nie jest to również dobra gra i budzi we mnie bardzo mieszane odczucia. Grając w Phoning Home, nie raz złapałem się na tym, iż czułem niewiarygodne zdenerwowanie, by chwilę później doświadczyć błogiego spokoju i radości. Jednakże o tym później.
Pamiętacie WALL.E? Taki film animowany Pixara z 2008 roku opowiadającego historię dwóch robotów? Niektórzy pewnie tak i do grona tych osób zaliczyć można twórcę Phoning Home. W tym tytule przyjdzie nam wcielić się w ION-a – robota badawczego, który po katastrofie swego statku na nieznanej planecie musi znaleźć sposób na skontaktowanie się ze swoim ojczystym globem. Podczas podróży, ION-owi przyjdzie spotkać ANI – podobną mu jednostkę żeńską.
Od tego momentu ANI będzie towarzyszyć i pomagać ION-owi w dotarciu do celu. Na podróży tych robotów opiera się cała gra, która jest niejako hybrydą produkcji survivalowych i mniej lub bardziej popularnych symulatorów chodzenia. Podczas grania przemierzać będziemy zróżnicowane tereny i dbać przy tym o stan statystyk naszego bohatera, a także usprawniać go dzięki zbieranym po drodze surowcom. Niby brzmi to dobrze i interesująco, jednak nie wszystko jest tutaj w należytym porządku.
Jako przykład może posłużyć etap pustynny, w którym twórcy dali nam naprawdę ogromny teren do zwiedzania. Wiąże się z tym jednak jeden problem. A mianowicie taki, że nic się w tym miejscu nie dzieje! Naszym celem jest przejście z jednego punktu do drugiego. No i pustynia jak to pustynia. Sam piasek, po którym musimy łazić niezwykle wolno poruszającymi się robotami. Przepraszam, coś się dzieje. Mamy przeszkody w postaci wyskakujących z ziemi robaków. Są one niezwykle denerwujące, bo ktoś niezbyt pomyślał i umieścił je co kilka metrów od siebie. Na dodatek dbać musimy o ANI, która jest podatna na korozję. A na pustyni zapasy są ograniczone.
Nie ukrywam, że bardzo źle zapamiętałem ten etap. Na domiar tego nie jest to chwilowa przygoda. Na tej nudnej pustyni spędzimy kilka dobrych godzin fabuły. Tak naprawdę nie robiąc nic, oprócz łażenia po piasku z miejsca na miejsce. Jedynym pozytywnym aspektem są widoki, które niestety zachwycają tylko przez chwilę, bo później szybko przypominasz sobie o wszechobecnej pustynnej nudzie. I tu nadchodzi moment błogiego spokoju i radości. Czułem się jak najszczęśliwszy człowiek świata, kiedy wreszcie mogłem opuścić to miejsce.
A może to był celowy zabieg mający na celu pokazać graczowi uczucia i emocje, których w danych momencie odczuwają sterowane przez nas roboty? O ile oczywiście roboty mają jakieś uczucia. Przyznać trzeba, że ma to jakiś swój specyficznych klimacik, jednak chwila, gdy podczas burzy piaskowej znajdujemy się na środku pustyni i na dodatek cierpimy na niedobór zapasów i energii jest jednocześnie niezwykle frustrująca.
I na tym w głównej mierze polega cała gra. Łażeniu po różnych obszarach planety i szukaniu surowców. Chociaż sama fabuła nie porywa, to nawet ciekawie jest ją odkrywać. A to czasem ANI rzuci jakimś komentarzem, a to jeszcze innym razem wpadniemy na zmyślny environmental storytelling. Sprawia to, że samo chodzenie nie jest aż takie nudne, jakby się mogło wydawać. I pochwalić należy bądź co bądź poboczne odkrywanie historii starej, wymarłej rasy kosmitów zamieszkujących niegdyś miejsce, do którego przyszło nam trafić.
I to nie jest też ten rodzaj gry, który wszystkie swoje braki i złe decyzje projektowe może nadrobić duszą. Tej duszy tu tak naprawdę nie ma. Jest to nieco dziwne, bo sama koncepcja tytułu wskazywałaby na coś innego. W grze, w której liczą się relację pomiędzy bohaterami, gdzie niejako opiekujemy się naszą towarzyszką, gdzie fabuła jest nastawiona na przemierzenie pustkowi w celu nikłej nadziei powrotu do domu, dusza ta powinna jak najbardziej być.
Podobała mi się za to grafika w Phoning Home. To prawda, nie jest może najwyższych lotów i nie dorównuje najnowszym produkcjom AAA, jednak widoki obecne podczas eksploracji mogą się jak najbardziej podobać. Podobnie jest z muzyką. Ścieżka dźwiękowa, chociaż nie nadzwyczajna, przygrywa nam w tle, budując nieco klimat. Nie jest to niestety poziom doświadczeń płynących z symulatorów chodzenia, takich jak przykładowo Zaginięcie Ethana Cartera.
Jednakże tytuł ten jest pełen kontrastów. Jest jednocześnie ciekawy i równie frustrujący. Ma również jednocześnie dobre, jak i słabe elementy. A w rezultacie nie jest to gra ani taka, ani taka. Pozostaje zwyczajnie średnia. I na średnią ocenę w pełni zasługuje. Wady Phoning Home tworzą równowagę z jej zaletami. I chociaż chciałbym ocenić ją lepiej, to zwyczajnie nie mogę.