Od Zaginięcia Ethana Cartera mniejsi developerzy podłapali pomysł tworząc nową niszę. PC’ty, z racji braku odpowiedników, bądź ich bardzo znikomej ilości na konsolach, zaczęły owocować w survival horrory które skupiają się na…chodzeniu. Pokazały się takie tytuły jak Soma, Kholat – który to ostatecznie też pokazał się na konsolach, czy też Everybody Gone To The Rapture. 16 Sierpnia do tego grona dołączy Phantaruk, debiutujący produkt krakowskiego studia Polyslash, gdzie skład stanowią ludzie wcześniej pracujący w CI Games, Reality Pump, Artifex Mundi oraz Bloober Team.
NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY…
Phantaruk zabiera nas w odmęty kosmosu, a dokładniej do statku kosmicznego. Nasz bohater, bezimienny i w dodatku niemowa, będzie przemierzał pokład przywodzący na myśl bazę badawczą z trzeciego Doom’a. Starając się odkryć, co było przyczyną makabrycznych zdarzeń. Informacje na temat fabuły zdobywamy na parę sposobów. Słuchając audio dzienników kapitana statku (jedyna postać w grze, która posiada głos, nie licząc jęków i warkotów) dostępnych w określonych miejscach na mapie. Przeglądając informacje na tabletach i komputerach rozsianych po pomieszczeniach, bądź czytając karteczki zostawione przez samych pracowników. Mimo sporej ilości informacji fabuła jest podawana szczątkowo i mało spójnie, a karteczki pracowników wnoszą do niewiele. Gry tego pokroju mają dość wysoko postawioną poprzeczkę, w końcu ich podstawą jest chodzenie, ewentualnie skradanie. Pozostaje więc zainteresować gracza historią i klimatem. Tutaj zaczyna się problem Phantaruk.
Gra jest reklamowana jako przygodowy survival-horror. Przygoda to dość ogólne pojęcie, więc nie da się zaprzeczyć, że w tej grze takowej doświadczamy. Pytanie brzmi, czy jest ona w jakiś sposób ciekawa? Niestety jest to chyba najsłabszy element całości. Gra do złudzenia przypomina Obcego: Izolację – w tym konkretnym przypadku, robotę zrobiła marka, sentyment do klaski horroru si-fi no i, nie ma się co oszukiwać, sztuczna inteligencja samego obcego. Zestawiając to z „przygodą” Phantaruk’a, porównania praktycznie brak. Historia posiada luki, jest szczątkowa, a pewne informacje nie mają kompletnie żadnego znaczenia.
Więc może jest to survival-horror? Może i jest. Pytanie, czy straszny? Albo posiadający jakieś dobre elementy survivalu? O horrorze świadczy klimat, dobrze oddający niepokój związany z samotnym przemierzaniem czeluści statku kosmicznego, który ugrzęzł w gęstych mieliznach kosmosu. Klaustrofobiczne korytarze, sale badawcze które raz na jakiś czas rozświetla błysk przerywającego światła. Porzucony w popłochu różnego rodzaju sprzęt a przede wszystkim, ślady krwi, kawałki ciał i świadomość, iż powód tej masakry przemierza wciąż chłodne korytarze kosmicznego statku. Oczywiście, daleko temu wszystkiemu do choćby Dead Space, ale jakby sam kierunek jest właściwy. Natomiast na strach nie jesteśmy narażeni praktycznie wcale. Oczywiście, wczuwając się odpowiednio, czasami jakaś głośniejsza iskra z urządzenia które wydaje swoje ostatnie tchnienie może sprawić, iż cofniemy się o krok, ale to maksimum na jaki stać grę. Powodem niskiego poziomu strachu podczas przygody może też być mało straszna i niezbyt inteligenta tytułowa bestia. Schowanie się przed nią nie stanowi żadnego wyzwania, a znajdując odpowiednie miejsca, również ucieczka. Jedyny element świadczący o survivalu, to podawanie sobie antidotum zanim toczący nas wirus nas uśmierci – ale o tym za chwilę.
…JAK GO MALUJĄ
Pomieszczenia które przyjdzie nam zwiedzić są często ciekawie zaprojektowane. Na tle surowych ścian kosmicznego statku świetnie kontrastuje na przykład drzewo o czerwonych liściach, rosnące sobie na samym środku pokoju. Więc mimo braku szału graficznego, te elementy podbijają nieco wartość estetyczną. Gra świateł też jest dobrze przemyślana. Czasami przeważa kolor niebieski, rozświetlający pomieszczenia laboratoryjne, innym razem będziemy przemieszczać niższe piętro statku, skąpane w złowrogiej czerwonej poświacie. Osobie odpowiadającej za projekt lokacji, i sprawienie by nie były one do bólu monotonne, należą się naprawdę gromkie brawa.
CO MI ZROBISZ, JAK MNIE ZŁAPIESZ
Mechanika gry niczym nie odstaje od reszty tego typu tytułów. Spacerujemy po statku kosmicznym wykonując przedstawione nam zadania (Otwórz, znajdź, znajdź i otwórz), unikając przeszkadzajek w postaci potwora grasującego po statku, i stada androidów którym ewidentnie potrzebna jest rekalibracja. Kolejne podobieństwo do Obcego: Izolacji. Z tym że, sam Obcy jak i androidy działały różnie, do podejścia jednego i drugich trzeba było użyć nieco innych technik, co urozmaicało rozgrywkę. Phantaruk na tym polu również zawodzi…Niestety. Bestia, widząc nas, podbiega błyskawicznie, my z racji niewielkiej ilości staminy nie mamy wiele czasu na dobiegnięcie do kryjówki. Jeśli jeszcze takowej nie znaleźliśmy, potwór po prostu nas zabija. Uniknięcie śmierci z ręki antagonisty to jednak nic trudnego, wystarczy znaleźć biurko, na tyle wysokie, aby wejść pod blat wcześniej kucając. Ta operacja skutecznie uniemożliwia postrachowi kosmosu dostanie się do nas, mimo iż, gdybyśmy mogli, złapalibyśmy go za kostkę. Po chwili siedzenia pod niezniszczalnym blatem biurka, demon traci zainteresowanie i odchodzi, jak gdyby nigdy nic…brakuje jedynie słów „Live now, to fight another day”. Kompletnie wybija to z „przysłowiowej” wczówki. Nie sięgając daleko, Outlast dawał większe możliwości zarówno w ucieczce przed przeciwnikami, jak i w możliwościach schowania się przed nimi. Przeciwnicy zaś, bez trudu mogli wyszarpać nas na przykład…spod biurka. Blat biurka równie skutecznie chronił przed zzombiaczałymi androidami. Człowiekopodobne maszyny snujące się po korytarzach statku też nie należą do najgroźniejszych (Pewnie dlatego postawiono na ilość, nie na jakość). Nie mam pojęcia w jaki sposób to funkcjonuje, ale przeciwnicy których przyjdzie nam spotkać, raz nas widzą, a raz nie. Jednym razem, przybiegną do nas, bez konkretnego powodu z innego pomieszczenia, innym razem, nie widzą nas kiedy przechodzimy obok, przez co po prostu nie traktujemy ich jako większe zagrożenie.
Eksploracja w grze odgrywa ważny element. Nasz bohater cierpi na pewną infekcję, aby uchronić się od zgonu, co jakiś czas musi wstrzyknąć sobie antidotum. Te, w postaci strzykawek, rozrzucone jest po statku. Poziom zainfekowania organizmu pokazywany jest na wyświetlaczu urządzenia na prawej ręce protagonisty, wraz z rytmem bicia serca. O aplikacji serum przypomina również sama infekcja, na zachodzącym zielenią ekranie. Podczas zwiedzania, prócz informacji fabularnych i strzykawek leczniczych, możemy znaleźć też baterie do latarki.
Skarbie, następnym razem, wybierzmy inny film(…)
Grając w Phantaruk, fan horrorów wszelkiego rodzaju, jak ja, jest w stanie znaleźć jakieś źdźbło frajdy. Jak na przykład klimat czy design pomieszczeń. Jednak jako gracz, ciężko mi przeboleć niedopracowane AI, skąpą mechanikę, poszarpaną i nieciekawą historię, brak dreszczyku i efektu zaszczucia. Całość może zgadza się względem zamysłu twórców, jednak w przełożeniu na fizyczny produkt, którym ktoś ma się zadowolić wypada średnio. Szkoda, bo początkowo gra zapowiedziała się lepiej, niż zakładałem.
Więc jeśli jesteście fanami takich gier jak Outlast, Obcy: Izolacja, Layers Of Fear, Soma – i tak dalej i wszystko już ograliście, to śmiało możecie sięgnąć po Phantaruk. Potraktujcie to jednak jako 4 – 5 godzinną przystawkę przed jakimś dobrym, soczystym daniem głównym.