Pomysł stojący za Pandemic Express kupił mnie od razu. W głowie rodziły mi się wizje pełnych napięcia strzelanin i prób odparcia przez garstkę ocalałych ludzi zalewających ich zombie. Już widziałem oczami wyobraźni to nocne przemykanie się pomiędzy drzewami w poszukiwaniu lokomotywy i pompujące do żył adrenalinę ucieczki przed krwiożerczymi stworami, którym udało się mnie zwęszyć. Zatem za mój zawód tym tytułem obwiniam przede wszystkim samego siebie, bo to właśnie ja postawiłem zbyt wysoko poprzeczkę, a przecież jest to gra wypuszczona w ramach wczesnego dostępu. Jeszcze sporo może się jeszcze zmienić na przestrzeni kilku kolejnych miesięcy. Niemniej wciąż pozostaje pytanie – co Pandemic Express w swoim obecnym stanie oferuje graczom?
Szczerze? Niewiele, co nie powinno raczej nikogo dziwić, skoro jest to dopiero zalążek produktu końcowego. Co więcej, gra wcale nie musi oferować masy zawartości, aby podbić serca graczy jakością tego, co jest obecnie dostępne. Zatem Pandemic Express ze swoim dość interesującym pomysłem na rozgrywkę wcale nie musi oznaczać porażki. Koncept jest prosty. Każdy mecz rozpoczynamy zamknięci w stosunkowo ciasnym pomieszczeniu w towarzystwie maksymalnie trzydziestu graczy, z których jeden losowo zamienia się w czarnego niczym piekło potwora. Kiedy tylko uda się mu zabić przynajmniej jednego człowieka, kraty podnoszą się, a ocalali rozbiegają się po mapie w poszukiwaniu broni oraz pociągu, który eskortować będą musieli do końca jego trasy. Psikus polega na tym, że każdy stracony towarzysz broni automatycznie przechodzi na stronę wroga. Zatem pomimo początkowej przewagi liczbowej ludzi, sytuacja na polu bitwy potrafi odwrócić się w mgnieniu oka.
Tutaj pojawia się też największy z problemów nękających obecnie Pandemic Express – brak balansu. Ludzie pomimo przewagi liczebnej i dostępu do broni palnej stawiani są z góry na przegranej pozycji. Model rozgrywki Pandemic Express sprawia, że wystarczy jeden błąd z ich strony, aby cały mecz stał się nie do wygrania. Nie dość, że drużyna potworów cały czas zyskuje na sile, to w dodatku jej członkowie nie muszą przejmować się śmiercią, bo błyskawicznie odradzają się przy najbliższym przystanku stojącym na drodze pociągu. Co więcej, co jakiś czas każdy z graczy dostaje szansę na wcielenie się w jednego z dwóch potworów specjalnych – niewidzialnego Phantoma lub wybuchającego Bombera. Tego pierwsze na polu bitwy praktycznie nie spotkałem (chyba), ale za to ten drugi sprawiał, że miałem momentami ochotę cisnąć myszką o ścianę, kiedy wpadał na pełnej petardzie w grupę ludzi i jednym wybuchem zmiatał połowę populacji serwera z powierzchni ziemi.
Zdaje się zatem, że to właśnie Bomber dawał potworom największą przewagę nad ludźmi. Pisze w czasie przeszłym, bo klasę tę zastąpiono zupełnie nową (przynajmniej w teorii) – potrafiącym przyjmować ludzką postać Mimikiem. Nie jest to jednak jego jedyna umiejętność, bo skubany potrafi także wybuchać. W teorii jest zatem Bomber na sterydach z tą różnicą, że mocno ograniczono zasięg eksplozji Mimika, dzięki czemu jeden takowy osobnik nie jest w stanie odwrócić układu sił jednym kliknięciem myszy. A przynajmniej nie był, bo w momencie pisania tego tekstu na salony wjechał hotfix zwiększający zasięg eksplozji. Wróciliśmy zatem do punktu wyjścia. Granie ludźmi sprowadza się zatem do oczekiwania na nieuchronną śmierć i co najwyżej próbowanie jak najbardziej odsunąć ten moment w czasie. Jako „zombiak” z kolei również nieco się nudzimy, bo przecież i tak wygramy, a już kiedy liczba żyjących jeszcze ludzi spadnie poniżej dziesięciu – możemy sobie nawzajem pogratulować.
Sama walka to również element doprowadzający mnie do szału i to w przypadku obu stron konfliktu. Strzelanie w Pandemic Express nie daje absolutnie żadnej satysfakcji, a jedyne co czujemy w trakcie to bezsilność oraz poczucie, że równie dobrze moglibyśmy strzelać z kapiszonów. Bronie mają na szczęście kilka poziomów, więc wskazane jest jak najszybsze pozbycie się „jednogwiazdkowców” i znalezienie czegoś, czym da się cokolwiek zabić. W innym razie możecie sobie strzelać do potwora w najlepsze, a on i tak podbiegnie, złapie Was i wrzuci do wody, co najprawdopodobniej skończy się Waszą śmiercią, bo ludzie wpław są w przeciwieństwie do przeciwnika bezbronni. Z resztą wcielający się w te czarne monstra gracze również nie mają najłatwiej, bo broń palna ma tak olbrzymią siłę obalającą, że każdy trafiony potwór odlatuje na kilka dobrych metrów, więc już samo dotarcie do celu staje się niezwykle frustrującym zadaniem.
Pandemic Express mocno skorzystałby również na większym zróżnicowaniu mapy. W stanie obecnym gra jest po prostu wizualnie nijaka. Kolejne mijane przez nas szarobure budynki, tunele i rzeczki zlewają się w jedną wielką szaroburą masę. Każda lokacja wygląda niemalże identycznie jak poprzednia, co skutecznie utrudnia nawigację. Nie jestem też w stanie powiedzieć na ilu mapach przyszło mi grać. Wydaje mi się, że gra oferuje ich więcej niż jedną, ale równie dobrze może to być po prostu jeden wielki świat z różnymi punktami startowymi, bo absolutnie wszystko wygląda identycznie.
Z dobrych rzeczy, które o Pandemic Express mogę powiedzieć to na pewno fakt, że twórcy cały czas pracują nad tym tytułem, dzięki czemu ich gra może za jakiś czas stać się czymś naprawdę interesującym. Chwilowo jednak jej potencjał blokowany jest przez Early Access, więc na Waszym miejscu raczej wstrzymałbym się z zakupem aż do momentu, kiedy w grze znajdzie się trochę więcej zawartości. W sieci już teraz znaleźć można plan rozwoju, w którym znajdziemy choćby nowe tryby czy też personalizację bohatera. Teraz najważniejsza jest jednak praca nad balansem i naprawą średnio działających elementów, np. prowadzenia pojazdów, bo model jazdy jest tragiczny. Osobiście chętnie wrócę do gry za kilka miesięcy, aby sprawdzić jak się rozwinęła, ale na chwilę obecną ciężko jest mi znaleźć uzasadnienie na dalsze granie w Pandemic Express. Niestety, ale ten pociąg przyjechał za wcześnie.