No Rest for the Wicked – recenzja gry

No Rest For The Wicked
No Rest For The Wicked

Czami trudno stwierdzić, co jest lepsze, bezpieczna stagnacja, czy ryzykowany rozwój. Obie strony mają swoje zalety i wady. W przypadku gier jedni będą narzekać na tasiemce i odcinanie kuponów. Z drugiej strony niepowodzenie jakiegoś nowego przedsięwzięcia wiąże z kiepską sprzedażą, której konsekwencją są często zwolnienia. Do rozważań nad tym dylematem zachęciło mnie Moon Studios, które w najnowszym swoim projekcie porzuciła metroidvanię na rzecz action RPG. Czy wyszło to No Rest for the Wicked na dobre? O tym w recenzji. Startujemy.

No Rest for the Wicked to najnowszy produkt studia znanego z dwóch odsłon Ori. Nowa produkcja wydawana jest przez Private Division i trafiła niedawno na PC w ramach Steam Early Access. Pełna wersja gry pojawi się także na PlayStation 5 i konsolach Xbox Series. Po pograniu trochę w ten tytuł mogę podzielić się pierwszymi odczuciami i nadziejami co do rozwoju produkcji.

Samotny wilk

Akcja No Rest for the Wicked przenosi nas do średniowiecznej krainy pełnej skarbów i potworów. Nasza postać znajdowała się na okręcie zaatakowanym przez grupkę bandytów. W trakcie walki łódź się rozbiła, a my jako jedyni ocalali wylądowaliśmy na tajemniczej wyspie. Tak się składa, że miejsce to jest zalążkiem groźnej epidemii i nowy władca wysłał w te rejony swoje religijne siły, by zaprowadziły porządek i przeprowadziły na miejscu czystkę. My znajdujemy się więc w sytuacji, która pozwoli nam zostać prawdziwym bohaterem.

Trudno pisać zbyt wiele na temat fabuły gry, która nie została ukończona. Na ten moment No Rest for the Wicked wypada raczej sztampowo i wpisuje się w typowy nurt tytułów inspirowanych królami, zakonami i rycerzami. Nie jest to wielki problem, bo tytuł zdecydowanie koncentruje się na rozgrywce, która ma wprowadzić nowa jakość w świecie action RPG.

Wieczna walka

No Rest for the Wicked to izmoteryczne Action Role Playing Game z naciskiem na taktyczne walki. Na pierwszy rzut oka gra przypomina wszelkiej maści tytuły powstałe po zawrotnym sukcesie Diablo. Mamy ludka, którego tworzymy na początku zabawy i przemierzamy nim lokacje, wykonując questy, zabijając masę przeciwników i walcząc z bossami. Po drodze zbieramy nowy ekwipunek, stając się silniejszym i lepiej uzbrojonym, by pokonywać potężniejsze bestie. Jest to dobrze znany schemat, który od lat sprawdza się w gatunku.

Produkcja Moon Studios dorzuca do tego lekkie elementy survivalowe. W trakcie przygody zdobywamy kilof, siekierę łopatę czy wędkę, które służą nam do pozyskiwania surowców ze specjalnych miejsc poukrywanych na mapie świata. Obok tego mamy jeszcze zbieranie różnych kwiatów, ziółek, grzybków i mięsa. Powiązane z tym jest gotowanie, craftowanie i ulepszanie przedmiotów. Nie jest to nic zupełnie nowego i oryginalnego, ale zmienia odrobinę rozgrywkę, bo poza coraz to lepszym sprzętem skupiamy się też na składnikach, by mieć potrawy uzdrawiające nasza postać.

Siepiemy go

Tym, co najbardziej wyróżnia No Rest for the Wicked jest system walki. W wielu podobnych grach dużą część zabawy to optymalizacja zdolności specjalnych i wykorzystywanie najlepszych kombinacji skilli posiadanych przez naszą postać. Tutaj starcia przebiegają trochę inaczej bo walka opiera się na naszym ulubionym zielonym pasku energii, czyli staminie. Każdy atak, unik kosztuje nas określoną ilość staminy. Jeśli nam jej zabraknie to lipa i nie możemy nic zrobić. Starcia opierają się wiec na odpowiednim atakowaniu, unikaniu i blokowaniu, tak by nie zużyć staminy i stać się bezradnym.

Najłatwiej byłoby to przyrównać do pewnej bardzo popularnej serii japońskich gier od legendarnego studia. Jednak nie wszystko musi być powiązane z grami od From Software. No Rest for the Wicked kładzie duży nacisk na starcia i zamiast ilości mamy tutaj jakość przeciwników. Z każdym typem wroga walczy się trochę inaczej i prawie każde starcie niesie ze sobą ryzyko śmierci. Wynika to z tego, że wrogowie są całkiem wymagający i zadają spore obrażenia. Przez to nasze błędy mogą sporo nas kosztować.

Ogólnie taki system walki sprawdza się całkiem dobrze i pod tym względem No Rest for the Wicked jest lepsze od rodzimej produkcji Achilles: Legends Untold, która uderzała w podobny styl rozgrywki. Z tym, ze nadal nie jestem do końca przekonany co do rozgrywki na dłuższą metę w grze Moon Studios.

Wynika to z tego, ze nie mogłem stworzyć postaci, która pasuje pod mój styl gry. Preferuję szybsze i bardziej chaotyczne ataki lub zabawę mieczyk plus tarcza. Tutaj nie mogłem znaleźć czegoś, co by wpasowało się w mój rytm gry. Może w przyszłości pojawi się więcej opcji lub trzeba będzie po prostu nauczyć się grać, tak jak chcą tego twórcy. Trudno na ten moment powiedzieć, ale ja nie byłem w pełni usatysfakcjonowany.

Tym, co najbardziej napsuło mi krwi, były lekkie sekcje platformowe. Przypomniały mi się dawne platformówki z kiepską pracą kamery, gdzie trudno było się zorientować, w którym kierunku skacze nasza postać. Nie ma tego zbyt wiele, ale moim zdaniem to element, który musi być dopracowany by No Rest for the Wicked nie było piekielnie frustrujące.

Ogólnie jak na tytuł w Early Access nie jest źle i No Rest for the Wicked ma całkiem solidne fundamenty. Jest sporo czasu, by wszystko doszlifować i poprawić to co jeszcze do końca nie zgrzyta. Jeśli twórcy nie przepaszą okazji i wezmą sobie do serca feedback graczy, szykuje się nam naprawdę fajna rozgrywka i świetny tytuł. Widzę tutaj naprawdę spory potencjał, bo gra momentami sprawia tonę frajdy i starcia z przeciwnikami potrafią być mega ekscytujące.

Unikatowy styl

Jedno czego No Rest for the Wicked nie można odmówić to dosyć unikatowy styl graficzny i design postaci. Wszystko porównałbym do jakiegoś rodzaju malarstwa z odrobinką czegoś w stylu cell shadingu. Na pewno jest to coś oryginalnego i zapadającego w pamięć. Z tym że wygląd postaci do mnie po prostu nie przemawia. Design jest strasznie dziwny i ludki tutaj przypominają mi jakieś zdeformowane goryle. Kwestia gustu, ale ja nie mogłem pozbyć się wrażenia, ze postacie są po prostu szkaradne i z okropnymi proporcjami.

Za to lokacje i efekty im towarzyszące są super. Świetny klimat i przepiękny styl. No Rest for the Wicked w tych kwestiach wygląda super. Efekty deszczu i ogień też są mega i pokazują moc tego tytułu. Szkoda tylko, że często wszystkie elementy przysłaniają akcję i utrudniają orientację.

Niestety gra nie jest zbyt dobrze zoptymalizowana i działa bardzo, ale to bardzo słabo. Przycinki, gubienie klatek i straszne obciążanie podzespołów są tu nagminne. Do tego natknąłem się na całkiem sporo bugów i glitchy. Powyższe kwestie oczywiście nie dyskwalifikują No Rest for the Wicked, bo taki właśnie urok gier we wczesnym dostępie. Dobrze jednak wiedzieć o tym, że technicznie jest daleko do ideału, zanim wyda się kasę na jakiś tytuł.

Jeszcze nie teraz

Na dzień dzisiejszy trudno mi powiedzieć czy No Rest for the Wicked będzie hitem na miarę cyklu Ori. Ja nie widzę tutaj ani ewolucji, ani rewolucji jeśli chodzi o gatunek ARPG. Moon Studios odwaliło kawał dobrej roboty i produkcja ma spory potencjał, ale mam trochę wątpliwości co do pewnych rozwiązań i mechanik. Osobiście bawiłem się przy tej wersji gry całkiem nieźle, ale nie będę czekał na więcej z zapartym tchem. Może przy pełnej wersji i zmianach, które pojawią się do tego czasu, bardziej polubię ten tytuł? Na ten moment trudno powiedzieć. W każdym razie na pewno nie jest to słaba gra, tylko kwestie techniczne, trochę bugów i tempo rozgrywki psują odbiór całości. Z tego powodu nie mogę polecić nikomu, by kupił ten tytuł w wersji EA. Radzę poczekać i mieć na oku jak rozwój No Rest for the Wicked.

Plusy
  • Tu wpisz pozycje
  • Tu wpisz pozycje
Minusy
  • Tu wpisz pozycje
  • Tu wpisz pozycje
7
Ocenił Kamil Kościelniak
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic