Niewidzialny człowiek – recenzja filmu

Niewidzialny człowiek1
foto: Universal Pictures

Pamiętacie jeszcze te mroczny czasy Hollywood, gdy każde studio chciało mieć własne uniwersum na wzór tego od Marvela? Na szczęście ten okres minął już bezpowrotnie, co nie znaczy, że co jakiś czas nie pojawiają się filmy, które pośrednio zrodziły się z przegniłych już owoców tamtych projektów. Dark Universe od Universalu rozpoczął swój podbój równie szybko, co zakończył, ale gdyby nie ambitne plany studia, co do stworzenia własnego potwornego uniwersum, Niewidzialny człowiek mógłby nigdy nie powstać. Zmieniła się cała ekipa, od reżysera, przez scenarzystę, po producentów, w miejsce Johnny’ego Deppa, pojawił się Oliver Jackson-Cohen, zaś sama historia przestała mieć cokolwiek wspólnego z pierwotnym konceptem. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo Leigh Whannell nie tylko dostarczył nam najlepszy, jak do tej pory, horror w tym roku, ale również film, który jest po prostu udany.

Cecilia Kass (Elisabeth Moss) żyje w toksycznym związku z naukowcem-milionerem Adrianem Griffinem (Oliver Jackson-Cohen). Na co dzień doświadcza przemocy domowej, żyjąc wedle reguł swojego męża. Pewnej nocy, po naszprycowaniu Adriana lekami, kobieta decyduje się uciec z pomocą jej siostry Emily (Harriet Dyer). Zraniona psychicznie Cecilia znajduje spokój w mieszkaniu swojego przyjaciela, policjanta Jamesa (Aldis Hodge) i jego nastoletniej córki Sydney (Storm Reid). Niedługo później dowiaduje się, że jej mąż popełnił samobójstwo i przepisał w spadku swój majątek. Cecilia będzie otrzymywać pieniądze, dopóki nie popełni przestępstwa, lub nie uznają ją za osobę niepoczytalną. Kobieta zaczyna być prześladowana przez nadprzyrodzone zjawiska. Odkrywa jednak, że za wszystkim może stać jej mąż. Ani siostra, ani James, ani również jej szwagier Tom (Michael Dorman), nie wierzą, że Adrian powrócił za grobu aby ją straszyć. Niewidzialny człowiek, czy może Cecilia nie może ufać swojej własnej psychice?

Niewidzialny człowiek2
foto: Universal Pictures

Na to pytanie bardzo szybko opowiada sam film. Liczyłem, że reżyser i scenarzysta Leigh Whannell nieco dłużej pobawi się z oczekiwaniami widzów, nie dając łatwych odpowiedzi już po pierwszych kilkudziesięciu minutach seansu. Już sama tematyka doświadczenia przemocy domowej ubrana w garnitur horroru, daje podstawy, aby igrać z widzem, podsyłając fałszywe tropy, aby dopiero pod koniec okazywało się, czy rzeczywiście główną bohaterkę nawiedza byt zza grobu, czy wszystko czego była świadkiem jest wyłącznie wytworem jej wyobraźni, wywołanymi przez chorobę psychiczną. Nie mamy jednak do czynienia z thrillerem psychologicznym, a z pełnoprawnym horrorem, więc twórcy uznali, że nie ma tu miejsca na jakiekolwiek wątpliwości. Nie oznacza to, że Niewidzialny człowiek nie ma czym zaskakiwać. Choć w końcówce Whannell funduje o jeden zwrot akcji za dużo i wolałbym, aby film skończył się o te dziesięć minut wcześniej.

Niewidzialny człowiek pomimo tych małych rozczarowań, funduje ciekawy portret psychologiczny kobiety, która doznała przemocy domowej. Trudny temat nie zostaje co prawda należycie zgłębiony, ale brawa dla twórców za sam punkt wyjścia, który działa o wiele mocniej, niż gdyby ową przemoc pokazali nam na ekranie. Wszystkie te krzywdy wypisane są na twarzy grającej główną bohaterkę Elisabeth Moss, absolutnie genialnie pokazująca załamanie, zespół stresu pourazowego, traumę, a nawet psychozę jej postaci. W mgnieniu oka potrafi zamienić się z bojącej i miejscami bezradnej żony, w nieustraszoną kobietę, pragnącą zawalczyć o swoje i wierzącą w swoją rację. Naprawdę wielka rola, bez której, ten film by się nie udał.

Niewidzialny człowiek3
foto: Universal Pictures

Tak samo jak bez odpowiedniego napięcia i strachu. Już pierwsza scena zapowiada, z czym będziemy mieli do czynienia, a później jest tylko lepiej. Pod względem czysto horrorowym, świetnie ogrywana jest przestrzeń w niektórych scenach, gdzie Cecilia stanowi jedynie pewien punkt, a twórcy zachęcają widzów do rozglądania się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu podmuchów powietrza, wgnieceń w dywanie, czy poruszających się przedmiotów. Zaskakująco mało tu typowych jump scare’ów, a przecież tytułowy niewidzialny człowiek aż prosiłby się, aby wykorzystywać takie sztuczki na potęgę. Whannell odrobił lekcję z trzeciej części Naznaczonego i zamiast kiczowatego, sygnalizowanego strachu, mamy pełne napięcia i niepewności sceny, wywołujące ciarki na plecach.

Niewidzialny człowiek to spełniony horror, który jednak mógłby być czymś więcej. Ambicji Whannellowi odmówić jednak nie można, bo z tej koncepcji wycisnął wszystko co mógł, nawet przy kontrowersyjnych decyzjach fabularnych. Świetne budowanie strachu, Elisabeth Moss i ciekawa tematyka wystarczą, aby Niewidzialny człowiek stał się nie tylko hitem, ale również klasykiem gatunku.

Recenzja Niewidzialny człowiek
Niewidzialny człowiek to spełniony horror, który jednak mógłby być czymś więcej. Ambicji Whannellowi odmówić jednak nie można, bo z tej koncepcji wycisnął wszystko co mógł, nawet przy kontrowersyjnych decyzjach fabularnych.
7
Ocenił Radosław Krajewski