Jest taki moment w życiu gracza, kiedy zdenerwowany nietrafionymi produkcjami i obietnicami bez pokrycia zakłada swoją czarną listę „tytułów zakazanych”. Jak sięgam pamięcią taki nieciekawy spis myślowy towarzyszy mi od pierwszej nieudanej gry po około półrocznym okresie, kiedy zacząłem wgłębiać się w rynek gamingowy. Wspominam o tym nie bez powodu, ponieważ ta lista dotyczy głównie serii o bardzo długich tradycjach. Czy Need for Speed dopisał się do tej niechlubnej kolekcji gier omijanych?
Choć historia cyklu Need for Speed sięga roku 1994, to jego najnowsza odsłona miała nawiązywać do jego największych hitów jak Undergorund oraz Carbon, które najmocniej utrwaliły się w świadomości graczy. Z późniejszymi częściami serii było już nieco gorzej, gdyż kolejne gry nie dawały rady podbić serc fanów. Po mało spektakularnym Rivals wreszcie dano odpocząć recenzentom – ogłoszono, że następna część pojawi się nieco później. Need for Speed nie przybrał żadnego numerka ani nazwy – to miała być wręcz kompilacja wszystkiego co najlepsze w dawnych odsłonach.
Fabuła gry jest dość banalna – z kontekstu wynika, że bohater w którego się wcielamy już dał się ponieść nielegalnym wyścigom i najwyraźniej ma do tego smykałkę, bo został przyuważony przez jednego z ich stałych bywalców. Ten z kolei prowadzi go do kryjówki szefa grupy, gdzie dokonujemy zakupu swojego pierwszego auta (wiadomo – po okazyjnej cenie). Po tym krótkim wprowadzeniu, naszym celem jest stanie się królem ulic. W gruncie rzeczy dalsze rozwijanie historii właściwie nie ma wielkiego sensu, gdyż zwyczajnie są to mało znaczące przerywniki, które poza drobnym odpoczynkiem dają niewiele, żeby nie powiedzieć nic. Fakt można dać plusika za to, że nie pokuszono się o wstawki filmowe przez co w sumie daje to nawet dobry efekt wizualny i chętnie się ogląda. Nawet byłem pod wrażeniem gdy jeden z samochodów, który odpicowałem według uznania został wykorzystany do scenki przy następnym odpaleniu produkcji.
Nasz bohater wyrusza więc na ulice by zdobywać sławę i pieniądze. W grze kierujemy pięcioma ścieżkami reprezentowanymi przez różnych kolegów i koleżanki po fachu. Ścieżka prędkości wymaga od nas utrzymywania sporej prędkości przy tym nie zderzając się z innymi uczestnikami ruchu bądź przeszkodami. Ścieżka stylu dotyczy wczucia i gracji z jaką prowadzimy auto. Chodzi więc głównie o jak najdłuższe wykręcanie driftów po naprawdę zawiłych trasach. Natomiast wyścigi z „Tuningu” umożliwią nam odblokowanie różnych elementów do naszych pojazdów. Znalazło się też miejsce na „Bezprawie”, gdzie do nielegalnych zawodów dołącza się policja. „Ekipa” to dobrze znane wszystkim wyścigi w drużynie, które przewijają się od wielu lat w kolejnych edycjach produkcji. Oczywiście wraz postępującą historią, pojawia się coraz więcej niezależnych wyścigów, które są odskocznią od fabuły. Poza wyścigami i nieustanną rywalizacją na mapie rozsiane są punkty- zagadki, gdzie za zadanie będziemy kręcić bączki, robić panoramę z naszą maszyną w tle lub zwyczajnie znajdziemy darmową część do montażu w samochodzie.
Wiadomo, ciągła jazda może nas znudzić. Zresztą po intensywnych wyścigach auto przypomina sreberko po czekoladzie i aż prosi się żeby je odświeżyć. Zjazd do garażu jest więc wówczas najlepszym pomysłem. We wspomnianej kryjówce możemy spędzić naprawdę sporo czasu. Twórcy przygotowali prawdziwy ogrom funkcji personalizacji. I nie jest to wcale przesadzone słowo. W aucie jesteśmy w stanie zmodyfikować każdy element. Nadwozie, nadkola, dach, spoilery zderzaki, grile, blachy, felgi… Do tego wszystkiego dochodzą oczywiście kolor lakieru i całe mnóstwo naklejek dotyczących różnej tematyki i będących w różnych kształtach. Z rzeczy mechanicznych natomiast możemy w bardzo dużej mierze modyfikować elementy silnika odpowiadające za osiągi pod różnym kątem, no i oczywiście opony dostosowane do różnych typów jazdy. Jeśli ktoś więc liczył, że będzie mógł stworzyć swoją perełkę i ziścić marzenia z dzieciństwa, nie zawiedzie się.
Niestety Need for Speed nie jest grą idealną, wręcz przeciwnie, wiele mu do takowej brakuje. Elementem, na którym się najbardziej zawiodłem to organy ścigania. Właściwie nie wiadomo po co one są, bo ich poziom inteligencji czy zaangażowanie w walce o zatrzymanie samochodu pędzącego ponad 200 km/h jest wyjątkowo mizerne. Aby wykonać zadanie przekroczenia danej wartości mandatu musiałem specjalnie hamować, bo policja tak się wlekła jakbym miał litr benzyny w baku i wiedziała, że za daleko nie odjadę. W dodatku radiowozy kręcą się w ściśle określonych miejscach. A więc natrafić w losowym punkcie mapy na niebiesko czerwone światła jest niekiedy bardzo trudne. Niestety ocena tej sytuacji stoczyła się jeszcze bardziej, kiedy dostrzegłem, że sposobów na zniszczenie radiowozów nie ma. Czyli te wszystkie wybuchające stacje paliwowe, walące się rusztowania i sztuczne pączki umieszczone na dachach sklepów i spadające na drogę odeszły do lamusa. Dzisiaj gonią nas zazwyczaj dwa radiowozy i to jeszcze właściwie straszące znaki drogowe – no bo chyba nie gracza. Żeby było mało – blokady drogowe to też jest chyba spory problem, bo powstają rzadko i tylko w konkretnych miejscach.
Podłamanie mógł wynagrodzić tryb mutiplayer. Nie wynagrodził, bo on praktycznie nie istnieje! Śmieszny znaczek na okładce o funkcjach sieciowych jest… no określiłbym to nawet manipulacją. To, że podczas rozgrywki inni gracze przemykają koło nas lub wykonują swoje zadania na naszej mapie, która staje się niejako serwerem, nie zmienia praktycznie nic. Jeśli ktoś wpadł na pomysł złapania jakiegoś gracza i wytoczenie mu pojedynku, to owszem taka opcja jest, tyle że pojedynek spontaniczny jest wyjątkowo mało zadowalającą formą zabawy. Gdzie się podziały wyścigi online, gdzie są te wspólne ucieczki przed policją? Tamtą policją…
Błędów typowo technicznych się nie dopatrzyłem, no może poza tym, że przeciwnicy w samych wyścigach mają dosyć schematyczne zachowania (wyprzedzanie naszego auta, by później dać się wyprzedzić jest dosyć nagminne). Niedopracowań w rozgrywce jak widać jest sporo i to poważnych. Ach tak miałem jeszcze przygotowaną wisienkę na torcie – protagonista, jak pokazują przerywniki, jest niemową. Ucięli mu język pewnie policjanci, chociaż śmiem wątpić znając ich szybkość…
Podsumowując muszę stwierdzić, z dosyć dużą dozą rozczarowania, że tytuł jest średni. Niby coś tam wraca do korzeni, ale tak właściwie to skupia się na rywalizacji w wyścigach kosztem innych elementów. Przykro mi to stwierdzić, ale nie czuję serca w tej produkcji. Patrzę i dostrzegam monotonię. Jeśli ktoś nastawia się na wyścigi na dobrym poziomie w sumie będzie miał kilka godzin przyjemnej jazdy, bo nie można odebrać faktu o dobrym poziomie trudności wraz z rozwojem akcji oraz raczej trzymającego poziom modelu jazdy. Liczenie jednak na niekontrolowane potyczki z policją i destrukcję otoczenia to niezbyt dobry pomysł.