Kocham Nintendo i bez zająknięcia mogę powiedzieć, ze japoński gigant jest najważniejszym elementem branży gier wideo. Wyobrażam sobie świat bez konsol Sony i Microsoftu i nie miałbym problemu, gdyby PlayStation przestało istnieć. Jednak wizja końca Nintendo napawa mnie wielkim strachem. Nie żeby w najbliższym czasie zanosiło się na taką sytuację. Klęska WiiU jest daleko za nami i teraz przyszyła pora na 7 tłustych lat ze Switchem. Jest dobrze i prawdopodobnie będzie jeszcze lepiej. Więc dlaczego informacja o Mini SNES Classic mnie zasmuciła?
Zanim przejdę do narzekania i pierdzenia pora na kilka pozytywów. Miniaturowy SNES to świetny patent, który pozwala starszym graczom powrócić do lat młodości. Młodziaki mają okazję sprawdzić najlepsze gry w historii branży. 21 świetnych pozycji które są obowiązkową do zaliczenia klasyką. Najlepsze Final Fantasy, najlepsza Zelda, najlepszy Street Fighter i tak dalej. Jakby tego było mało to w kolekcji znajduje się prawdziwy gem. Pośród tytułów wgranych w mikro konsolę natrafimy na StarFox 2. Jest to o tyle nietypowa sytuacja, że gra nigdy wcześniej nie pojawiła się na rynku. Ukończona produkcja wylądowała w śmiechach bo zdolności 3D SNESa nie miały startu do PlayStation i Saturna. Nintendo zrezygnowało z wydania tej gry na rzecz stworzenia czegoś na następcę Super Famicoma. Przez dobre 20 lat gracze zastanawiali się czym miało być StarFox 2. Słyszeliśmy legendy o rozbudowanej rozgrywce i arcyciekawych systemach zarządzających grą. Nie było nam dane zakosztować tego owocu. W internecie pojawiły się jakieś romy, ale podobno żaden z nich nie reprezentował ostatecznej wersji tytułu.
Ok. to tyle podniecania się miniaturową wersją starej konsoli z 21 grami, którą wyceniono na 400 złotych. Nie będę wdawał się w dyskusje czy 400 zeta za urządzenie z grami, które można odpalić na zegarku to rozbój w biały dzień. Przecież te gierki można mieć za darmo z neta i łącznie będą one ważyły tylko jakieś 10 mega, więc nawet na najgorszym połączeniu internetowym da się je pobrać w kilka minut. Każdy robi z kasą to co chce. Ja nie wrzucam postów i głupocie ludzi kupujących raka płuc i krtani. Każdy sam decyduje o tym jak żyje i jak marnuje swoją kasę. Jeśli ktoś ma kaprys by na przykład podesłać mi parę dolarów to niech to robi. Jasne że wolałbym Mini SNESa za jakieś 100 albo 200 złotych. To jednak kompletnie osobna kwestia nie mająca nic wspólnego z moim przynudzaniem.
Dlaczego jestem zasmucony? Nie udało mi się złożyć pre-ordera na ten system. W 20 minut po ogłoszeniu premiery sprzętu nie można było już składać zamówień. Cena konsolki poszybowała w górę bo cwaniaki chcą zarobić. Uderza nas Deja Vu i ponawia się sytuacja z mini NESem. Ostatnio Nintendo skopało trochę sprawę. Fani zostali w pewnym sensie wykiwani bo nostalgiczna konsolka wydana została w bardzo limitowanym nakładzie i wiele osób (w tym ja) musiało obejść się smakiem. Myślałem, że sytuacja zostaje w jakiś sposób naprawiona i Nintendo dorzuci na rynek więcej egzemplarzy NESa. W końcu stworzenie tamtego sprzętu to kwestia drobniaków. Trudno w racjonalny sposób tłumaczyć porzucenie mini NESa i zastąpienie go równie „ekskluzywnym” mini SNESem. Zwłaszcza, że Nintendo zdaje się popełniać te same błędy co poprzednio. Jasne, tym razem mamy dwa pady z dłuższymi kablami. Co z tego jeśli sama konsolka będzie dla zwykłych śmiertelników niedostępna?
Dobra na sam koniec przechodzę do sedna sprawy. Nie podobna mi się, że Nintendo bierze za zakładnika grę wyczekiwaną przez fanów. StarFox 2 jest tytułem, który miłośnicy Wielkiego N po prostu muszą sprawdzić. Serwowanie legendarnej gry na bzdurnej mini konsolce wydanej w malutkim nakładzie jest strasznym dziadostwem. Miłośnicy japońskiej korporacji będą musieli wydawać tysiaka żeby zagrać w produkcję, która może okazać się średniakiem. Nintendo aktywnie napędza koniunkturę cwaniaków i czerpie satysfakcję z informacji o tym, że ludzie zabijają się w kolejkach po ich archaiczne konsole. Atmosfera trudnego do zdobycie sprzętu przynosi im korzyści choćby w formie nagłośnienia w mediach. Jednak tym razem cena za taką promocję może być zbyt wysoka. Ludzie w końcu pokażą Marianowi środkowego palca.
Mam nadzieję, że jestem w błędzie i Nintendo się opamięta. Jasne promowanie swojego sprzętu jako najgorętszy bajer świątecznego sezonu jest dobrym pomysłem. Tylko, że po wytworzeniu obłędu na punkcie 30 letniej konsoli, warto zapełnić nią półki sklepowe. Nintendo odkryło dobrą metodę sprzedawania swoich starszych produkcji. Jednak zamiast samemu zarabiać na tym patencie, firma odsyła swoich fanów do spryciarzy, którzy zbijają kokosy na naszej nostalgii.
To tyle chaotycznego nawijania. Upał mnie wykańcza i nie mam siły na narzekanie na politykę Nintendo. Wiem tylko, że sam najprawdopodobniej kupię jakaś tańszą podróbkę mini SNESa i będę zagrywał się w te same gierki, bez męczącego polowania na miniaturową konsolkę. Szkoda, bo wolałbym wspierać Nintendo, ale tylko Nintendo.