Najlepsze seriale 2019 roku

Najlepsze seriale 2019 roku

Sukcesja (sezon 2)

Sukcesja

Radek: Pierwszy sezon w moim osobistym rankingu najlepszych seriali poprzedniego roku zdeklasował całą konkurencję. Nikt nie mógł równać się z produkcją od Jessego Armstronga, ale wtedy miałem jeszcze wątpliwości, czy formuła ukazywania w szyderczy, czasem ironiczny, a przy tym w mocno Szekspirowski sposób, działań najbogatszych ludzi świata, nie wyczerpie się w drugim sezonie. Twórcy wiedzą jednak co chcą osiągnąć, a nazwisko Adama McKaya, reżysera oscarowych Big Short oraz Vice, nie znalazło się wśród producentów przypadkowo. Dzięki temu otrzymujemy tragikomiczny obraz walki o przejęcie jednego z najważniejszych stołków w kraju, rodzinnych walk o tytułową sukcesję, ale również to jaki wpływ ma ona na inne podmioty, zarówno te publiczne, jak i z sektora prywatnego. Choć serial skupia się wyłącznie na jednej specyficznej rodzinie bogaczy i ich firmie medialno-rozrywkowej, to Jesse Armstrong pokazuje nam szeroką perspektywę funkcjonowania takich korporacji i mentalności ludzi za nimi stojącymi. Sukcesja jednocześnie bawi do łez celną satyrą czy sarkazmem w dialogach między bohaterami, a z drugiej niesamowicie przeraża. Jeżeli tak zachowują się osoby mające realny wpływ na politykę zarówno krajową, jak i światową, to przyszłość rysuje się w ponurych barwach. Lepszego serialu traktującego o władzy i polityce obecnie nie znajdziecie. Już same aktorskie popisy jakie dają Brian Cox, Jeremy Strong, Kieran Culkin, Sarah Snook, Matthew Macfadyen i cała reszta obsady, powinna wystarczyć, aby dać szansę tej produkcji. Sukcesja to jeden z najważniejszych i najlepszych seriali obecnie trwających.

The Affair (sezon 5)

The Affair

Radek: Takiego zakończenia serialu się nie spodziewałem. Po dwóch świetnych sezonach, przyszedł czas na ogromny spadek jakości – szczególnie fabularnej – w trzecim sezonie, zaś kolejny przywrócił serial na właściwe tory, choć to nie było już to co wcześniej. Liczba bohaterów, a co za typ idzie, perspektyw i narracji powiększyła się i nawet śmierć kluczowej postaci niewiele zmieniła. Po finałowym sezonie nie oczekiwałem zbyt wiele. Chciałem po prostu poznać zakończenie tej historii, ale to co ostatecznie dostałem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Z każdym kolejnym odcinkiem powracało to samo uczucie, które miałem kilka lat temu, gdy z niecierpliwością oczekiwałem kolejnych epizodów pierwszych dwóch sezonów. Główny bohater, chociaż wydawałoby się, że przez te cztery lata poznaliśmy go już z każdej strony, wciąż miał w zanadrzu nowe warstwy do odkrycia, zaś nowa linia czasowa rozgrywająca się w przyszłości, doprowadziła do konkluzji, zamykającej serial w doskonały sposób. Ostatni odcinek choć jest naiwny i lekko pretensjonalny, a może nawet i kiczowaty, to działa na każdej płaszczyźnie, dopełniając obraz całego serialu. Zakończenie godne początków serialu.

The End of the F***ing World (sezon 2)

The End of the F***ing World

Kacper: Pierwszy sezon The End of the F***ing World zrobił na mnie wielkie wrażenie. Miałem mętlik w głowie po obejrzeniu całości, przez następne kilka tygodni myślałem tylko o wydarzeniach z produkcji i o tym, co stało się po cliffhangerze na samym końcu. Czy drugi sezon był potrzebny? Niekoniecznie. Czy był dobry? Jak najbardziej. Bałem się trochę sequela – nie wiedziałem, co twórcy mogliby tam zawrzeć. Bardzo sprawnie jednak połączyli wątki z pierwszej serii i wspaniale wykorzystali postać Clive’a Kocha, rozbudowując jego przeszłość, w której równie ważną rolę gra Bonnie – trzecia główna postać w drugim sezonie. Postacie są tak samo dziwne jak poprzednio, klimat jest równie psychopatyczny i budzący dziwną niezręczność… czyli wszystko w normie. Do tego świetnie dobrany soundtrack i malownicze ujęcia. Bardzo solidna produkcja, dla której zdecydowanie warto poświęcić dwa wolne wieczory.

The Mandalorian

The Mandalorian

Radek: Może i nie tego oczekiwaliśmy po pierwszej w historii serialowej produkcji dla Disney+ ze świata Gwiezdnych wojen, ale do rozczarowania mi daleko. The Mandalorian zmusza widzów do porzucenia dotychczasowych standardów, gdzie proceduralna struktura sezonu zarezerwowana była wyłącznie dla seriali z ponad dwudziestoma epizodami w jednym sezonie. Serial ze świata Star Warsów ma tylko osiem odcinków, a prawie połowa sezonu to wyłącznie sprawy tygodnia, gdzie poznajemy kolejne postacie, które na swoje drodze spotyka tytułowy bohater, a akcja każdego z odcinków ma miejsce na zupełnie innej planecie. Jeżeli to zaakceptujemy, czeka nas 30-40 minutowa uczta, w której klimat znany z sagi George’a Lucasa nie opuści nas aż do ostatniej minuty, a co jakiś czas twórcy mrugają okiem do fanów nawiązaniami do filmów. Wysoki budżet produkcji (około 100 milionów dolarów) doskonale widać w bardzo dobrej jakości, jak na standardy seriali, efektach specjalnych, scenografii i kostiumach. Miłośnicy Gwiezdnych wojen, szczególnie ci lubujący się w przestępczym półświatku, który do tej pory był przez filmy marginalizowany, odnajdą w The Mandalorian serial, o którym od zawsze marzyli.

The Umbrella Academy

The Umbrella Academy

Kacper: Seriale na podstawie komiksów to zagadka. Jest kilka świetnych tytułów, jak chociażby Gotham, Flash, Daredevil czy The Walking Dead, lecz jest sporo okropnych produkcji, żeby tylko wspomnieć o Swamp Thing, Iron Fist lub Inhumans. Adaptacje komiksów są zatem bardzo śliskim tematem i ciężko było przewidzieć, do której grupy dołączy The Umbrella Academy. Jest jednak lepiej niż dobrze. Pewnego dnia czterdzieści trzy kobiety rodzą dzieci w tym samym czasie, lecz żadna z nich nie była wcześniej w ciąży. Przypadek ten uważa się za wyjątkowo dziwny, a podsyca to jedynie fakt, że każde dziecko ma jakąś moc. Siedmioro z tych dzieci adoptuje miliarder sir Reginald Hargreeve, z planem zrobienia z nich grupy bohaterów. Nie wszystko jednak idzie tak, jak rozplanował to sobie Reginald – z czasem więzi rodzinne przestają istnieć i każdy idzie w swoją stronę. Spora część rodzeństwa jest pokłócona i nie utrzymuje ze sobą kontaktu. W końcu jednak muszą połączyć swoje siły, aby rozwiązać zagadkę śmierci przybranego ojca, a przy okazji zapobiec wielkiej apokalipsie. Serial mnóstwo zyskuje dzięki świetnie napisanym postaciom – każda z nich ma swoje specjalne moce i całkowicie inny charakter, różny światopogląd i nawyki. Ogląda się to naprawdę przyjemnie, a spora w tym zasługa również pobocznych bohaterów – mam tu głównie na myśli Hazela i Cha-Chę. Jak na standardy Netfliksa, w The Umbrella Academy jest wyjątkowo dobre CGI, które nie kłuje w oczy. Serial kończy się strasznym cliffhangerem, jednak już został zapowiedziany drugi sezon, także nie ma powodu do zmartwień.

Trinkets

Trinkets

Kacper: Seriali young adult jest masa. Coraz więcej produkcji przedstawia codziennie życie nastolatków z błahymi problemami, które mają trafiać do ludzi w podobnym wieku – na samym Netfliksie regularnie pojawiają się takie pozycje. Jest jednak jeden rodzynek. Jeden mały serialik, który wyróżnia się na tle innych z tego gatunku. Mowa tutaj o Trinkets, serialu, który daje dziwne poczucie ciepła, jednocześnie mocno angażując w problemy postaci. Trzy nastolatki, każda z całkowicie innego środowiska, zaprzyjaźniają się z powodu wspólnego, dość nietuzinkowego hobby – kleptomanii. Dziewczyny chodzą na spotkania dotyczące swoich problemów, ale jednocześnie stają się nierozłączną grupą przyjaciółek, w której każda znajduje oparcie w reszcie. Trinkets w dosyć inny sposób przedstawia życie nastolatek i pokazuje, jak łatwo można wpaść w problemy, wyłącznie dobrze bawiąc się ze znajomymi. Spore wrażenie robi również to, w jaki sposób serial został nakręcony – ładne ujęcia to tutaj norma, a przy akompaniamencie świetnej muzyki i wspaniałych trzech głównych bohaterek, jest to dzieło, od którego ciężko się oderwać i – przez wzgląd na długość epizodów – całość można obejrzeć na jedno posiedzenie. Trinkets nie jest arcydziełem, lecz warto zwrócić uwagę na tę produkcję, bowiem jako nieliczny z gatunku YA, nie jest przesadnie trywialny i zwyczajnie durny.

Tuca i Bertie

Tuca i Bertie

Kacper: Lisa Hanawalt, mówi Wam coś to nazwisko? Z pewnością powinno, bowiem jest to kobieta, która maczała palce między innymi w piekielnie popularnym BoJacku Horsemanie. Hanawalt w tym roku stworzyła serial Tuca i Bertie, przedstawiający losy dwóch przyjaciółek, których imion chyba nie muszę już wymieniać. Wzmianka o BoJacku przy nazwisku twórczyni serialu sugeruje, że nie jest to produkcja przeznaczony dla młodej widowni, chociaż nie porusza tak mrocznych tematów, jak serial o depresyjnym koniu. Tuca i Bertie zdecydowanie wyróżnia się rewelacyjnie wykreowanym światem, wspaniałym humorem, wyśmienicie napisanymi postaciami i naprawdę dobrą oprawą graficzną. Na wyróżnienie zasługuje również polski dubbing, którego bez problemu da się słuchać. Niestety, pomimo wspaniałego przyjęcia przez widzów i dobrych ocen, Netflix zdecydował się zakończyć serial na jednym sezonie i nie doczekamy się kontynuacji perypetii dwóch, całkowicie od siebie kontrastujących, przyjaciółek. Wielka szkoda, lecz z pewnością warto zapamiętać nazwisko Hanawalt – jestem przekonany, że artystka przyniesie nam jeszcze wiele dobrego.