Ostatnio można mieć wrażenie, że niemal każda mniej lub bardziej udana gra przygodowa dostępna na PC, prędzej czy później i tak trafia na inne platformy. Podobna sytuacja jest z Lifeless Planet, produkcją studia Stage 2 Studios, która po dwóch latach od swojej premiery, zadebiutowała w odświeżonej wersji na PlayStation 4. Czy tytuł ma coś do zaoferowania posiadaczom czarnej skrzynki od Sony?
To co może zachęcić do zabawy w Lifeless Planet, to z pewnością zarys fabularny. Otóż nasz bohater jest członkiem załogi badawczej wysłanej na odległą planetę w celu zbadania jej możliwości kolonizacyjnych. Wybór ciała niebieskiego nie był jednak przypadkowy, gdyż był pochodną wieloletnich poszukiwań planety podobnej do Ziemi. Podczas lądowania dochodzi do katastrofy, z której choć wychodzimy cało, tracimy kontakt z resztą załogi.
Planeta, która miała tętnić życiem okazuje się wymarłym pustkowiem, pełnym piachu, skał i atmosferą nienadającą się do oddychania. Sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy podczas poszukiwań naszych kompanów natrafiamy na pozbawioną żywego ducha radziecką osadę. Z odnalezionego nagrania wynika, że Rosjanie zamieszkiwali planetę w okresie ziemnej wojny.
Trzeba więc przyznać, że zabawa zapowiada się naprawdę ciekawie. Zadaniem gracza jest odnaleźć członków załogi, dowiedzieć się, jak ludzie znaleźli się wcześniej na tej planecie oraz dlaczego z niej zniknęli, a przede wszystkim wydostać się z niej. W tym ostatnim pomaga nam dziwna, młoda kobieta mówiąca po rosyjsku, ale charakteryzująca się dość zmutowaną fizjonomią. Mamy więc ręce pełne roboty.
By rozwikłać tajemnicę pozbawionej życia planety, musimy zbierać porozrzucane na jej powierzchni notatki i nagrania radzieckich naukowców. Gracze mają okazję podszkolić się w języku rosyjskim, ponieważ lektor posługuje się mową naszych wschodnich sąsiadów, a treść nagrań możemy jedynie przeczytać w języku angielskim w translatorze wbudowanym do naszego podręcznego komputera.
Już po pierwszych sekundach rozgrywki w Lifeless Planet, miłośnicy gier przygodowych mogą poczuć się nieco nieswojo. Jesteśmy obecnie świadkami rozkwitu tego gatunku, ale raczej z widokiem z perspektywy pierwszej osoby, a tu twórcy zafundowali nam rozgrywkę z perspektywą trzecioosobową. Choć początkowo może ten fakt drażnić, gdyż ruchy naszego astronauty są dość sztywne i mechaniczne, to jednak po chwili się przyzwyczajamy i w pełni dajemy się porwać klimatycznej pustce i z ciekawością przemierzamy dość sporej wielkości lokacje.
Sporym mankamentem Lifeless Planet jest dość mało różnorodna rozgrywka. Idziemy za zielonymi śladami pozostawionymi przez tajemniczą dziewczynę oraz odnajdujemy kolejne notatki i nagrania. Nie mamy broni, bo nie mamy w zasadzie z kim walczyć, a naszą jedyną umiejętnością jest podwójny skok. W niektórych miejscach po odnalezieniu butli z gazem możemy przeskakiwać nad sporymi przepaściami i wskakiwać na wysokie skały. Jednak możliwość ta pojawi się tylko w miejscach, w których jest nam ona potrzebna i znika zaraz po tym, gdy umiejętność zastosowania odległego skoku nie jest już konieczna. Nie musimy więc martwić się o poziom gazu, mało tego, nawet nie mamy gdzie go sprawdzić, co upraszcza na maksa elementy survivalowe. Podobnie jest z naszym tlenem. Kończy się dokładnie w tym miejscu, w którym życzyli sobie tego twórcy, a my nie mamy możliwości kontrolowania jego poziomu, bo niby po co.
Tak więc zadaniem gracza jest docieranie do trudno dostępnych miejsc za pomocą skoku lub ułatwienia sobie wspiaczki przesunięciem mniejszych głazów. Czasami trzeba coś wysadzić by stworzyć sobie przejście, ale obok takiego miejsca zawsze w pobliżu znajdują się porozrzucane ładunki wybuchowe. Innym razem musimy za pomocą mechanicznego ramienia uruchomić jakieś urządzenie, do którego nie możemy dotrzeć lub chwycić nim zielony promieniujący głaz i umieścić go w otworze tajemniczego ustrojstwa, które uruchamia zasilanie. A jeszcze zapomniałem o potworach, a raczej wystających spod ziemi korzeniach, które są zarazą planety i kontakt z nimi źle się kończy dla astronauty. Oto wszystko co zaoferowali nam twórcy. Czy to wystarczy? Niestety nie. Ostatnie fragmenty rozgrywki mogą niektórych znużyć, a finał choć mało satysfakcjonujący, przynosi ukojenie.
Oprawa w Lifeless Planet nie zachwyca, choć wersja na konsolę PlayStation 4, wygląda zdecydowanie lepiej od dwa lata starszej edycji na PC. Lokacje, pomimo że jesteśmy na wymarłej planecie, są zaprojektowane bardzo ciekawie. A widoki czasami zapierają dech w piersiach. Podczas rozgrywki nie mamy więc co narzekać na brak różnorodności otoczenia. Pokonujemy skąpane w słońcu pustynie, tereny skaliste, lodowce i ziejące lawą wulkany. Jednak niezależnie od lokacji, rozgrywka wygląda tak samo. Giniemy zazwyczaj wskutek upadku, z tą różnicą, że jednym razem spadamy w przepaść i roztrzaskujemy się o skały, a innym razem toniemy w głębinach lub spalamy się w lawie.
Lifeless Planet to ciekawa produkcja, którą w zasadzie mogę polecić fanom gier przygodowych. Jednak nie jest to tytuł, który przez miłośników gatunku zostanie określany po latach jako klasyk. Gra niezaprzeczalnie ma klimat, a jej fabuła zbudowana jest na ciekawym i oryginalnym koncepcie, który jednak od połowy gry zaczyna się rozmywać. Twórcy mieli odrobinę za mało do zaoferowania i choć jest to gra na 6-8 godzin, to dla mnie było to 1-2 godziny za długo.