Recenzowana gra przeznaczona jest wyłącznie dla osób dorosłych!
Ostrzegamy, czytasz na własną odpowiedzialność.
Uwaga, uwaga! Ogłasza się stan wyjątkowy. Wszystkim dziewczynom, kobietom i panienkom zalecamy zachowanie szczególnej ostrożności – w mieście pojawił się nowy podrywacz! Bardzo niebezpieczny, charyzmatyczny, szczególnie pewny siebie i niemogący opanować swoich żądz. Jeśli któraś z was ujrzy charakterystyczną niebieską koszulę i okrywającą ją białą marynarkę, ma dwa wyjścia – albo uciekać ile sił w nogach, albo od razu zacząć rozpinać swoją kurtkę… Tak, kochane, Larry Laffer powrócił na stare śmieci! Yeah, baby!
Jeśli dla kogoś powyższy tekst jest zbyt obrazoburczy, to niech natychmiast odpuści sobie dalsze czytanie tej recenzji, naprawdę dobrze radzę. Larry nie będzie najwyraźniej twoją bajką. Bo faktycznie trzeba przyznać – to dosyć specyficzna seria gier. Ale hej, dla jej zwolenników właśnie dlatego jest świetna! Łysiejący bohater erotycznych przygodówek point & click towarzyszy graczom już od lat osiemdziesiątych i jak właśnie widać, wcale nie zapowiada się, by jego mokre sny miały kiedykolwiek wyschnąć.
Najnowsza odsłona serii Leisure Suit Larry kompletnie zaskoczyła odbiorców. Bez absolutnie żadnych plotek lub najmniejszych napomknięć, w maju tego roku, tak po prostu wystartowała przedsprzedaż tej gry z premierą zapowiedzianą na kilka miesięcy później. W polu autorów widniało studio Crazy Bunch, które znane było… właściwie przez nikogo. A w niedługim czasie po tym wydarzeniu, pojawiły się wreszcie pierwsze zwiastuny, które zapowiadały drastyczną zmianę dotychczasowych klimatów serii. Fani mogli tylko spytać: Czy to w ogóle ma szansę się udać?
Jednakże pierwszym, co ujrzymy po kliknięciu w opcję nowej gry, będzie… quiz z wiedzy o świecie współczesnym. To wcale nie żart, a element znany z poprzednich części Larrego, który niegdyś miał na celu sprawdzić wiek grających. Oczywiście dzisiaj to pewien relikt przeszłości i wszystkie odpowiedzi można bez problemu sprawdzić w Internecie, zwłaszcza gdy część z nich jest głupia i absurdalnie trudna, ale jako mrugnięcie okiem, element ten sprawdza się znakomicie. A to budzi pewne nadzieje, czyż nie?
Witamy w naszym świecie
Chwilę później Larry budzi się zamknięty w ciemnym pomieszczeniu. Ostatnie, co pamięta nasz bohater-erotoman, to seks z pewną damą. Późniejsze wydarzenia osnute są dla niego mgłą tajemnicy i wychodzi na to, że z jakiegoś powodu w trakcie zabaw urwał mu się film. Gdzie jest, co tu robi i najważniejsze… kiedy ma to miejsce? Po wydostaniu się z komnaty trafia bowiem do Lost Wages, które nijak nie przypomina miasta, które dotychczas było mu znane. Po chwili zauważa jednak pewien punkt charakterystyczny – bar Leftiego. Postanawia wypytać starego przyjaciela, o co w tym wszystkim chodzi.
Mina protagonisty zrzedła, gdy za ladą stanął znany mu Lefty postarzały o jakieś trzydzieści lat. Tak, moi mili! Z jakiegoś powodu, Larry prosto z końcówki lat osiemdziesiątych trafił do XXI wieku! Co robić? Panikować, zadręczać się i szukać możliwości powrotu? Nie! Pora wykorzystać sytuację i spróbować poderwać kilka wyzwolonych panienek z przyszłości. By to zrobić, Laffer rejestruje się na tamtejszym odpowiedniku Tindera – Timberze. Wedle reguł za wszystkie stosunki seksualne dostawać ma punkty, a każdy z nich przybliży go do upragnionego celu – randki z samą zastępczynią prezesa firmy, która stworzyła aplikację.
Ten schemat fabularny przypomina nieco kultową część siódmą, Miłość na fali, gdzie bohater musiał wygrać daną ilość konkurencji i dzięki temu zapewnić sobie upojną noc z panią kapitan. Przypadek? Nie sądzę. Musicie bowiem wiedzieć, że Wet Dreams Don’t Dry w bardzo wielu miejscach odwołuje się do dorobku całej marki. Wspomniany wcześniej bar Leftiego to kultowe miejsce dla fanów jedynki, a i nawet same postacie są świadome swojego niemal dwudziestoletniego niebytu od czasów Larrego 7, więc co rusz burzą czwartą ścianę, wywołując uśmiech na twarzy grających.
Wprawdzie zmieniły się realia, ale to ten sam dobry i stary Larry, którego znamy. Wiecznie napalony, starzejący się facet, który co krok rzuca obscenicznymi tekstami i w mniej lub bardziej nieudolny sposób próbuje zarywać do napotkanych kobiet. Za to go kochamy i za to pokochać go mogą nowi odbiorcy! Zatrzymany mentalnie w późnych latach osiemdziesiątych Larry przenosi się do naszych czasów. Jak sobie poradzi w XXI wieku? Wygląda na to, że dobrze, gdyż szybko przyzwyczaja się do dobrodziejstw danych mu przez Timbera. Jak wiek XXI poradzi sobie za to z nim? Z tym może być już nieco gorzej.
Będzie czym straszyć strażników moralności
Zgodnie z kontrowersyjną tradycją marki, gra na pewno wywoła ból pewnych części ciała u niektórych grających. Ja jednak śmiałem się przez większość czasu, bo i gra na to zdecydowanie zasługuje! Twórcy dopięli wszelkich starań, by dać miłośnikom Larrego ciekawą i niepowtarzalną przygodę. Jest tu sporo komedii omyłek, niezrozumień teraźniejszości przez bohatera, a co najważniejsze – prześmiewczej krytyki obecnego społeczeństwa: przedsiębiorców, polityków, hipsterów, weganów, influencerów, youtuberów i tak dalej. Obrywa się wszystkim w absolutnie każdy możliwy sposób!
Z racji podróży Larrego do XXI wieku, zmienił się również klimat Lost Wages, zwanego teraz Nowym Lost Wages. Poprzednie odsłony Leisure Suit prezentowały zdecydowanie więcej dwuznaczności i bazowały raczej na żartach sytuacyjnych, Wet Dreams Don’t Dry zwiększa za to wulgarność i idzie o krok dalej, jeśli chodzi o epatowanie elementami seksualnymi. Pełno tu wszelkiego rodzaju zboczeń, a człowiek co chwila napotyka się na kształty penisopodobne. Hej, najwyższy budynek w mieście wygląda jak sterczący członek, to chyba najlepszy przykład! Nie uważam jednak tego za wadę. To trochę znak czasów, a i dla samego Larrego Laffera pewnie lepiej, że w przyszłości wszystko kojarzy mu się z uwielbionym przez niego seksem!
Zmianom uległa również szata graficzna. Lubiłem tę starą, ale i w Nieschnących Mokrych Snach prezentuje się ona bardzo fajnie. Zresztą, same postacie żartują z braku krągłości Larrego, więc czego się tu czepiać? No i co by nie było – ten Larry przypomina bardziej tego z pierwszych odsłon, gdyż dopiero później uderzono w jego kreskówkowy wygląd, znany z części siódmej, czy Leisure Suit Larry Reloaded. Przed premierą mówiono prześmiewczo, że styl nowego Larrego budzi na myśl tanie gry przeglądarkowe, ale w mojej opinii tak stanowczo nie jest i w stu procentach sprawdza się on jako nowy image marki.
Pełno tu również easter-eggów, a jego istną kopalnią jest sama aplikacja randkowa Timber. To w nim znajdziemy anonse takich postaci, jak m.in. Lara Croft, Harry Potter, czy Rufus z serii Deponia. Gra zachowała też własne smaczki, np. kombinację Ctrl+B, pod którą kryje się kultowy przycisk „Szef idzie!”, który zastępuje okno gry obrazkiem z wykresami i tabelkami, mający sprawiać wrażenie, że w oczach innych robimy coś ważnego, a nie bawimy się z erotycznym point & clickiem.
Nowy Larry to przede wszystkim świetna przygodówka
No i czymże byłby Larry, gdyby pozbawiono go elementów przygodówki (to do was prztyczek, crapy w 3D, o których lepiej zapomnieć)? Wet Dreams Don’t Dry to klasyczny point & click w najlepszym tego słowa znaczeniu. To dzieło, które stawia na starą hardkorowość, nie cacka się z odbiorcą i zmusza go do kreatywnego łączenia przedmiotów (typu pułapka na szczura stworzona z używanego dildo i prezerwatywy XXL), ciągłego główkowania nad ich wykorzystaniem i pamiętania wszelkich informacji, które postacie przekazują nam w dialogach. W wielu miejscach da się tu naprawdę zaciąć i czasami tylko błądzenie metodą prób i błędów pomoże nam w rozwiązaniu łamigłówki. I tego, kurde, oczekiwałem!
Co więcej, w wielu miejscach można tu zginąć, co kończy się wyświetleniem na ekranie pociesznych i unikalnych dla każdego rodzaju śmierci plansz, a także przywołuje fajnego easter-egga, który bezpośrednio odwołuje się do pierwszej odsłony. Żeby jednak nie było niedopowiedzeń, to bez wątpienia hardkorowość, ale nie taka z rodzaju tych przesadzonych. Są tu pewne uproszczenia, np. pod spacją możemy podświetlić sobie przedmioty interaktywne (dzięki niemieckim bogom przygodówek, że wpadli na to rozwiązanie), co niweluje uciążliwy pixelhunting. Oczywiście chętni, którzy chcą iść na całość, wcale nie muszą z takowego rozwiązania korzystać.
I właściwie ciężko doszukać się w tej grze jakichkolwiek wad. Muzyka wypada świetnie, co właściwie nie jest rzeczą dziwną, gdyż odpowiada za nią między innymi Kai Rosenkranz – artysta znany ze ścieżek dźwiękowych do trzech pierwszych Gothiców i Risena. Na dobrą sprawę na jedyne niedogodności mogą narzekać polscy fani, gdyż nieco po macoszemu potraktowano rodzimą lokalizację. Samo w sobie tłumaczenie jest jak najbardziej udane, ale ma pewnie braki – czcionka nie obsługuje polskich znaków, a np. taki quiz początkowy jest w ogóle po rosyjsku i trzeba przestawić język na angielski, by cokolwiek zrozumieć. No i brakuje także kultowego dubbingu, oj bardzo! Ale akurat z tym było jasne, że nie powinniśmy robić sobie żadnych nadziei.
Podsumowanie
Najnowszy Larry to gra na ponad 10 godzin, chociaż czas spędzony z tym tytułem zależeć będzie oczywiście od tego, w jak szybkim tempie uda się rozwiązywać stawiane przed nami zagadki. Na ten moment jest to zdecydowanie najlepsza przygodówka tego roku i nie zapowiada się, by coś miało się w tej kwestii jeszcze zmienić. I co ciekawe, udało się to bez oryginalnego twórcy serii – Ala Lowe. To tytuł stworzony przez fanów dla fanów. Hołd dla marki, który niespodziewanie wypalił ze zdwojoną siłą. Oczywiście, gra nastawiona jest głównie na weteranów point & clicków, którzy oczekują rozgrywki w starym stylu i dla tych osób, które nie boją się oglądać w grach erotyki. I dlatego z pełnym przekonaniem stwierdzam, że to pełnoprawny Larry 8, jakiego fani wyczekiwali przez długie lata.