Łatwość w konwertowaniu gier na Nintendo Switch zaowocowała tym, że wielu twórców decyduje się tchnąć w swoje produkcje drugie życie. Dzięki temu japoński hendheld stał się świetną platformą do nadrabiania zaległości. O grach duńskiego studia Playdead słyszał chyba każdy, nawet gracz na co dzień stroniący od nurtu indie. Takie gry jak Limbo oraz Inside skradły serca wielu, głównie dzięki mrocznemu klimatowi oraz prostemu, a zarazem wymagającemu gameplayowi.
Mrok i strach
Wszystko czego doświadczymy w Inside okryte jest tajemnicą i często posiada wymiar symboliczny. Wchodząc w skórę osamotnionego chłopca od samego początku doświadczymy towarzyszący mu strach i niepewność. Wątek fabularny nie zostaje zarysowany w jakikolwiek sposób. Brak dialogów, opisów czy przemyśleń bohatera zmusza nas do własnej interpretacji tego, co zobaczymy na ekranie. A kolorowo nie jest. Świat Inside jest niezwykle brutalny, co już na samym początku może zszokować. Wystarczy popełnić jeden drobny błąd, by nasz kilkunastoletni bohater zostały rozszarpany przez psy lub utopiony przez tropiących go ludzi. Dodając do tego mroczną oprawę audiowizualną z łatwością możemy sklasyfikować ten tytuł jako horror. I to horror najlepszego gatunku, trzymający gracza w napięciu nie dzięki straszydłom czy jump scare’om, a poprzez umiejętne oddziaływanie na emocje odbiorcy.
I Want to Believe
Jak wspominałem w poprzednim akapicie kwestia interpretacji leży w rękach gracza. Pomóc może nam w tym uważne studiowanie otoczenia oraz przemierzanych lokacji. Najpopularniejsza teoria, z którą się spotkałem stawia na to, że chłopiec jest zbiegłą ofiarą eksperymentów. Łatwo powiązać to z tym, co zobaczymy na ekranie, ale zgaduję, że teorii może być znacznie więcej. Fakty są jednak takie, że świat jest spowity mrokiem, wszyscy chcą nas zabić, a z czasem wyjdzie na jaw, że nasz bohater wcale nie jest zwyczajnie przeciętny. Jedna z tych umiejętności pozwoli nam sterować beztwarzowymi istotami, co stanowi podstawową mechanikę podczas rozwiązywania zagadek. Inside łączy w sobie elementy gry zręcznościowej oraz logicznej. I chociaż obydwa są w założeniach bardzo proste, to potrafią zaangażować gracza.
Do trzech razy sztuka
Inside nie jest grą trudną. Przez większość zaplanowanych przez twórców przeszkód poradzimy sobie już za drugim, trzecim podejściem. Oprócz poruszania się gra opierać będzie się wyłącznie na korzystaniu z dwóch przycisków: skoku oraz akcji. Rozwiązanie niezwykle proste, intuicyjne i doskonale współgrające z płynną animacją oraz platformowymi zalożeniami. Tam, gdzie trzeba pogłówkować, też raczej nie przyjdzie nam rwać włosów z głowy. Autozapisy wykonują się automatycznie i często, dlatego porażki nie są zbyt bolesne. Biorąc pod uwagę to, że produkcję od PlayDead można ukończyć w jeden wieczór, to szczerze przyznam, że oczekiwałem z jej strony nieco większego wyzwania. Wydaje mi się, że było również zbyt wiele momentów, w których przez kilkanaście sekund trzeba było po prostu biec przed siebie. Gra nadrabia tutaj jednak kreacją otoczenia, które z ciekawością się obserwuje.
Inside ze Switchem w ręku – podsumowanie
Inside wydaje się wręcz stworzone dla takiej konsoli jak Switch. Trzymając ekran przed oczami jesteśmy w stu procentach zaabsorbowani tym, co się na nim dzieje, dzięki temu gra wciąga jeszcze bardziej i jeszcze dosadniej oddziałuje na emocje. Na konsoli Nintendo Inside działa płynnie, brzmi oraz wygląda świetnie. Dlatego jeśli nie mieliście jeszcze szansy zagrać w tę duńską produkcję, to rekomenduję zmierzyć się z nią właśnie na Switchu.