Gravity Rush to dla mnie naprawdę ciekawy przypadek. Gdy grałem w niego chwilę po premierze Vity, nie byłem zbytnio tym tytułem zachwycony. Średnie pole widzenia, szalejąca kamera i niewygodne gałki, często doprowadzały mnie do szału, a i sama gra, mimo ciekawego pomysłu, na dłuższą metę wydawała się dość mdła. Jednak po ograniu dema drugiej odsłony, które wywarło na mnie mega pozytywne wrażenie, postanowiłem sobie przypomnieć, o co tam w ogóle chodziło. I muszę powiedzieć, że bardzo dobrze zrobiłem!
Gravity Rush opowiada nam historię dziewczyny imieniem Kat, która spadła z nieba i nie pamięta kim jest, ani co się stało. Już chwilę po przebudzeniu otrzymuje od towarzyszącego jej czarnego kota grawitacyjne moce, z których natychmiast korzysta by uratować dziecko przed wciągnięciem w grawitacyjną burzę. I od tego wydarzenia wszystko się zaczyna. Kat bezpodstawnie oskarżona o zniszczenie domu rodziny, której przed momentem pomogła, ucieka w głąb nieznanego dla siebie świata.
Historia, choć na początku dość dziecinna, z czasem znacząco zmienia swój ton. Klimat systematycznie stopniowo gęstnieje, a gracz coraz bardziej przywiązuje się do postaci. Z początku jesteśmy świadkami beztroskiego zwiedzania świata, asymilacji z nim oraz poznawania prawdziwego oblicza Kat. Jak już się nią zauroczymy, o co wcale nie trudno, czekać będzie na nas prawdziwa przygoda. Trzeba tylko przebrnąć przez dość niemrawy początek, który nie każdemu może przypaść do gustu. Wraz z postępem w grze, z chaptera na chapter, historia drastycznie się zmienia, a gra zyskuje nowe, lepsze oblicze. Jeśli sporo gracie w japońskie dzieła, dobrze powinniście wiedzieć jak zaskakujące i pozytywnie „dziwne” potrafią się one stać od pewnego momentu. Tutaj również czegoś takiego nie zabraknie, czego oczywiście nie należy upatrywać jako wadę. Gdy już całość w pełni się rozkręci, ciężko odejść od ekranu.
Pod względem rozgrywki Gravity Rush jest naprawdę oryginalną produkcją. Zabawa grawitacją, choć prosta, sprawia masę frajdy i aż chce się przyczepić do każdego możliwego miejsca i zerknąć z niego na świat z totalnie innej perspektywy. Nie ma tutaj jednak wielu urozmaiceń albo chociażby stylów samej grawitacji, jak w drugiej odsłonie. Gravity Rush Remastered opiera się przede wszystkim na ulepszania tego, co otrzymaliśmy do dyspozycji w ciągu pierwszej godziny gry. Będziemy mieli więc do wyboru np. zwiększenie czasu, przez który możemy utrzymywać się w powietrzu, wzmocnienie grawitacyjnego kopniaka lub zwykłych ciosów, rozwinięcie paska życia i tego typu umiejętności. Najbardziej potrafi zaboleć tutaj walka, będąca odrobinę za prostym elementem gry. Poza szybkim klepaniem stworów na ziemi, używaniem grawitacyjnego uderzenia, ciosów specjalnych i elementów otoczenia, nie dostaniemy nic więcej. Być może teraz brzmi to nieźle, ale w pewnym momencie naprawdę staje się to aż za bardzo monotonne. Jednak im dłużej możemy latać po odpowiednim ulepszeniu postaci, tym przyjemność z gry wzrasta.
Zaletą rozgrywki, mimo wspomnianej prostoty walki, są też sami przeciwnicy. Może nie zachwycają oni paletą ciosów ani swoim designem, ale nie przypominają też oni niczego, z czym dotychczas mieliśmy do czynienia. I chyba jedną z najważniejszych cech wersji odpalonej na PS4 jest to, że w ogóle nie czuć, że jest to tytuł z handhelda. Rysowana grafika i zaszkicowane odległe miejscówki według mnie łączą się w bardzo przyjemną dla oka oprawę, podkreślając przy tym plusy tego typu graficznego stylu. Pod tym względem, nie można się ani trochę do czego przyczepić. Gravity Rush Remastered wyeliminowało także wspomniane na początku tekstu bolączki, eliminując z rozgrywki frustrujące momenty.
Fani zbieractwa również nie będą zawiedzeni. W trakcie gry zbieramy porozrzucane po świecie kryształy, za które ulepszamy posiadane przez postać umiejętności. Wiele z nich jest wyjątkowo sprytnie ukryta, więc wymaksowanie gry bez poradnika może nam zająć sporo czasu. Dzięki takiemu elementowi, przypomina starsze przygodówki, które miały średniej wielkości lokacje i porozrzucane po nich przedmioty do zebrania. Latanie za nimi potrafi znużyć, nie ma co się oszukiwać, ale przy krótszych sesjach powinno być jak najbardziej w porządku, głównie za sprawą przyjemności z samego śmigania w przestworzach. Misji pobocznych także tutaj nie zabrakło, ale niestety są to nic niewnoszące do fabuły wyzwania, typu doleć na czas do danego miejsca albo napraw coś za pomocą kryształów, by polepszyć swoją reputację i zwiększając dzięki temu maksymalny poziom swoich umiejętności. Przy drugim przejściu skupiłem się wyłącznie na rozmowach z mieszkańcami i misjach głównych i właśnie takie podejście polecam. Bez zakrzątania sobie głowy zapychaczami, gra wywiera na nas o wiele lepsze wrażenie.
Zaletą Gravity Rush są także postaci poboczne oraz spora dawka humoru. Raven, druga gravitatorka, którą spotkamy już na początku gry, jest jest jedną wielką chodzącą tajemnicą. Jako że przez długi czas nic o niej nie wiemy, a musimy sobie dawać z nią radę, bardzo szybko zaczyna nas intrygować. I muszę zaznaczyć, że nie tylko swoim wyzywającym strojem. Humor natomiast, choć dawkowany z umiarem, potrafi pozytywnie zaskoczyć. Poza pewnym panem policjantem, który wpadnie Kat w oko i co chwilę będzie robić coś głupiego, pojawi się też np. NPC, który widząc bohaterkę, ucieszy się, że wróżba o spotkaniu pięknej dziewczyny natychmiastowo się spełniła, by sekundę później stwierdzić jednak, że raczej pójdzie drugi raz do tej wróżki. Reakcja Kat oczywiście bezcenna. Jest to tak niewinna i przyjazna postać, że po prostu ciężko jej nie polubić.
Co do samego świata gry, to jest on podzielony na cztery różne obszary, które z czasem będziemy odblokowywać. Każdy z nich jest odpowiednikiem dzielnicy normalnego, dużego miasta. Z ta różnicą, że są one zawieszone w powietrzu i znacząco od siebie oddalone. Lokacje mimo swej różnorodności, są przede wszystkim kolejnym miejscem, w którym do zebrania będziemy mieli masę kryształów. Nie ma w nich właściwie żadnych innych ciekawych aktywności, więc poza podziwianiem ich przez kilka minut, nie mają nam do zaoferowania zbyt dużo atrakcji. Jeśli ktoś się stęsknił za przygodówkami i zbieractwem, poczuje się tutaj jak w domu. Gravity Rush zabawą grawitacją stoi, więc jeśli ten element kogoś nie porwie, może być ciężko, nawet pomimo ciekawej fabuły.
Gravity Rush: Remastered to naprawdę udany tytuł, oferujący przyjemną zabawę grawitacją, ciekawą fabułę i postaci, ale ciągną go w dół nieciekawe wyzwania i misje poboczne oraz mało rozbudowana walka. Jest to produkcja na mniej więcej 10 godzin, więc jeśli pominiemy zbędne aktywności poboczne, to jego wady wcale nie muszą znacząco wpłynąć na przyjemność z gry i ogólny jej odbiór. Szczerze polecam, tym bardziej, że druga odsłona wygląda jak idealna kontynuacja, a zremasterowaną jedynkę można obecnie dostać w bardzo przystępnej cenie.