Graveyard Keeper – recenzja

Graveyard Keeper
Graveyard Keeper

Wiele osób oszalało, gdy w roku 2016 na rynku ukazało się Stardew Valley. Ten duchowy spadkobierca cenionej serii Harvest Moon w godny sposób adaptował rozwiązania gameplayowe znane już z czasów klasyka na pierwsze PlayStation. Niedowiarkowie mogli na własne oczy dostrzec, że zarządzenie farmą wcale się nie zestarzało. Po takim sukcesie mogliśmy się tylko spodziewać, że prędzej czy później, zaczną pojawiać się jego naśladowcy.

Przez te dwa lata mijające od premiery oryginału doczekaliśmy się kilku mniej lub bardziej inspirujących się Doliną tytułów, a kilka dni temu zadebiutował kolejny – Graveyard Keeper. Z pozoru wydawać się może, że aż za bardzo przypomina on dzieło Erica Barone. Jest w tym jednak pewien haczyk. Jak sama nazwa wskazuje, motywem przewodnim będzie tu nie zarządzenie farmą, a cmentarzem.

Graveyard Keeper 1

Bohater, w którego wcielamy się w Graveyard Kepper, jest z pozoru zwykłym, szarym obywatelem nieznanego nam miasta. Wszystko zmienia się, gdy w wyniku nieszczęśliwego wypadku, dusza protagonisty przenosi się do krainy przypominającej średniowiecze, położonej gdzieś pomiędzy życiem i śmiercią, by wcielić się tam w tytułowego strażnika cmentarzyska – grabarza.

Czy tylko? Wbrew temu, co mówi sam tytuł gry, zarządzanie cmentarzem to ledwie jedna z obecnych tu aktywności. Nasz grabarz to nie tylko człowiek od kopania grobów, oj nie! To równocześnie kowal, murarz, alchemik, ogrodnik, bimbrownik (i tak dalej, i tak dalej) w jednej osobie. Co przekłada się oczywiście na samą rozgrywkę. Jednakże jak bardzo zręczną złotą rączką by on nie był, niestety ostatecznie zostanie sprowadzony do roli chłopca na posyłki.

Graveyard Keeper 2

Grabarz pragnie bowiem wrócić do swojego codziennego żywota. Nie dziwne, pewnie każdy z nas nie byłby zadowolony, gdyby nagle obudził się jakieś tysiąc lat temu i z miejsca zmuszony był do zajmowania się rozkładającymi trupami. By jednak dopiąć celu, bohater musi najpierw wykonać serię zadań. Jako że jest w stanie zrobić wszystko, zleceniodawcy nie będą wahać się przed tym, by trochę go powykorzystywać.

I choć brzmi to nieźle jako założenie fabularne, w praktyce jest już zdecydowanie gorzej. Bo wiecie, to my jesteśmy tym grabarzem, i to my będziemy musieli wykonywać te zadania. A są one najgorszym, co spotyka graczy RPGów – fetch questami. Przynieś, podaj, pozamiataj. W przypadku Graveyard Keeper zwykle przynieś. Dosłownie każde zadanie polega tu albo na dostarczeniu od razu kilku zwykle nie tak łatwo dostępnych przedmiotów, albo na spacerze od NPCa do NPCa. W skrócie? Idź do gościa, on odeśle cię do innego gościa, który nakaże ci zebrać kilka śmieci i wrócić lub pogadać z kolejnym gościem…

Graveyard Keeper 3

Nie pomaga fakt, że owe postacie pojawiają się w określone dni tygodnia. A dni te są zdecydowanie zbyt krótkie. Wyobraźcie sobie taką sytuację. Czekamy cały tydzień, by iść do NPCa oddalonego pół mapy od nas, dać mu jeden przedmiot, przeczytać dwie linijki dialogowe i wrócić. Idziesz do niego przez większość dnia, a na miejscu okazuje się, że zapomniałeś wziąć ze swojej chatki przedmiotu potrzebnego do zadania. Peszek… Nie zdążysz się szybko wrócić, bo doba jest śmiesznie krótka i cóż, czekaj znów sześć dni!

Brakuje tu przynajmniej namiastki systemu szybkiej podróży. W Graveyard Keeper łazimy sporo i prędko może to znudzić odbiorcę. Postać nie potrafi biegać i porusza się jedynie swym ślimaczym tempem. W połączeniu z szybko mknącym czasem, cóż… zanim dotrzemy do celu, już minie pół dnia. Co prawda możemy to w pewnym stopniu zniwelować poprzez odblokowywanie skrótów na mapie, ale by je stworzyć, trzeba najpierw posiadać stosowne materiały.

Graveyard Keeper 4

I w tym momencie przechodzimy do najważniejszego elementu w tytule od studia Lazy Bear Games – craftingu. Jest to naprawdę bardzo skomplikowany i rozbudowany system. Widać, że włożono w niego mnóstwo pracy i jako taki wypada całkiem nieźle. Nie znaczy jednak, że jest on idealny. Kilka pośrednio związanych z nim problemów rzutuje niestety na jego odbiór jako całości.

Pierwszym z nich jest energia, która służy nam do wykonywania w świecie gry wszelkich innych od chodzenia czynności. W Stardew Valley również takowa była, ale tam aktywności robiło się w miarę szybko. Gdy np. zbieranie roślin trwało chwilę, tutaj, niczym w rasowej grze mobilnej (którą Graveyard przecież nie jest), musimy czekać, aż napełni nam się pasek postępu i za każdym razem oglądać długie animacje. Co prawda wraz ze zdobywaniem lepszych narzędzi trwają one krócej, ale początek to istna katorga.

Graveyard Keeper 5

Przykładowo wytworzenie jednego nagrobka pochłania aż pół paska energii. Niedobór punktów „akcji” zmusza gracza do częstego i mozolnego wracania do mieszkania i walnięcia się na łóżko w celu odpoczynku. W początkowych partiach siłą rzeczy nie znamy alchemii i nie możemy robić sobie mikstur energii. To frustruje, a dodatkowo sprawia wrażenie, że rozgrywka nie jest odpowiednio zbalansowana.

By coś wytworzyć, musimy zdobyć materiały, a ścinanie drzew i rozwalanie kamieni przy słabych narzędziach także pochłania mnóstwo sił protagonisty. W połączeniu z oglądaniem każdej animacji i patrzeniu na napełniający się pasek, zastanawiasz się, dlaczego twórcy tak niepotrzebnie i frustrująco wydłużają swoją rozgrywkę. Bo to jeszcze nie jest wszystko! By wykonać większość przedmiotów, musimy się najpierw nauczyć sposobu ich wytwarzania…

Graveyard Keeper 6

Oglądanie każdej animacji, niedobór energii, ciągłe przechadzki zajmujące pół dnia i grindowanie materiałów wraz z punktami nauki sprawiają, że Graveyard Keeper potrafi przynudzać. Niestety. Nie pomaga też fakt, że są to główne rzeczy, które będziemy robić w tej grze. Nie ma tu takich interakcji z NPC, jakich mogą domagać się fani Stardew Valley. To głównie handlarze lub osoby zlecające misje. Prawda, mają swoje unikalne i często fajne osobowości, ale wyrażają je w kilku zdaniach dopiero po przyniesieniu im jakichś zdobytych z trudem śmieci.

A gdy już wygrindujemy tyle przedmiotów, ile nas interesuje, pojawia się kolejny mankament Graveyard Keeper – czekanie. Określone postacie pojawiają się w konkretne dni tygodnia, to już wiemy. Również sporo aktywności, jak np. modlitwa w kaplicy, jest zablokowanych na określony moment. I wiecie, wprawdzie w tej grze czas mija szybko, ale gdy już nie potrzeba nam żadnych materiałów, a do kolejnego spaceru brakuje kilka dni, to pojawia się problem. Nie możemy ich pomijać, a do łóżka bohater położy się dopiero wtedy, gdy wykorzystamy energię.

Graveyard Keeper 7

Na szczęście jest na to rozwiązanie. Od pewnego momentu zabawy dostajemy możliwość eksploracji piętnastopoziomowych lochów, które znacznie pomagają przyspieszyć mijanie dni, gdyż to właśnie w nich tracimy sporo energii. Walka może nie jest cudem świata i wiele brakuje jej do perfekcji, ale jak najbardziej polubiłem zwiedzanie podziemi. Na dodatek przynajmniej w teorii robimy w nich coś nowego, bo schodzimy coraz głębiej, a nie po raz setny ścinamy tak samo wyglądające drzewa.

Jednakże, jeśli chcemy jakoś w tej grze prosperować, jesteśmy zmuszeni do korzystania z wielu różnych aktywności. Nie możemy tylko zejść do lochu i przesiedzieć tam większość dni. Jak już było wytłumaczone, nasz grabarz swój zawód ma tylko w papierach. Wraz z rozwojem, jego włości będą rozrastać się o nowe miejsca, które to dadzą mu jednocześnie dostęp do dalszych ścieżek craftingu.

Graveyard Keeper 8

A z tym związany jest kolejny, ostatni już chyba problem tego systemu – rozdrobnienie. Jak już sobie powiedzieliśmy, crafting w Graveyard Keeper jest rozbudowany. By wykonywać wiele przedmiotów, gra wymaga zrobienia kilkudziesięciu miejsc do wytwarzania, różnych pieców, tartaków i tak dalej. Problem pojawia się wtedy, gdy później musimy latać od jednego do drugiego w poszukiwaniu interesującej nas rzeczy. Jakby autorzy nie mogli wsadzić tego w jeden panel, który odblokowuje nowe schematy dopiero po zbudowaniu miejsc pracy…

Te wszystkie powyższe niedociągnięcia projektowe powodowały, że mój zapał do Graveyard Keeper ciągle opadał w dół aż na samo dno. I mimo że w początkowych momentach grania byłem bardzo niechętny do kontynuowania, to wraz z kolejnymi godzinami zacząłem się do tej gry ostatecznie przekonywać. Przed premierą oczekiwałem chyba czegoś innego i stąd właśnie wszelkie wady uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą niczym grom z jasnego nieba. A później, gdy nieco ochłonąłem, kontakt z grą zaczął mi dawać przyjemność.

Graveyard Keeper 9

W gruncie rzeczy to nie jest przecież zły produkt! Już teraz ma wielu zwolenników, którym odpowiada zagłębianie się w najmniejsze szczegóły i mozolne budowanie swojej pozycji wśród obywateli cmentarnego świata. Dlatego teraz otwarcie mówię: Graveyard Keeper jest tylko i wyłącznie dla osób, które mogą sobie pozwolić na przeznaczanie dziesiątek lub nawet setek godzin na odblokowywanie najmniejszych pierdół do craftingu, czy maksowania rozwoju swoich posiadłości.

Twórcy specjalnie przygotowali nieco sztampowy świat, który dzięki temu jest naprawdę przyjemny w odbiorze. Do tego pełno w nim czarnego humoru. Zamiast grzebać zwłoki, możemy równie dobrze wykroić z nich wszelkie organy, a później tak po prostu wyrzucić je do przepływającej obok rzeki. Ba, mamy także możliwość sprzedania wydobytego z ciała mięso do pobliskiej karczmy, by zrobiono z nich burgerki, którymi ze smakiem będą zajadać się nieświadomi procederu klienci.

Graveyard Keeper 10

Jednakże oprócz tego, ten świat po prostu ładnie wygląda! Naprawdę lubię pixel art, a grafika w dziele od Lazy Bear Games prezentuje bardzo dobry poziom. Sporo swego życia spędziłem przy Margonem i Graveyard Keeper w kwestii oprawy budził we mnie miłe skojarzenia z tym polskim tytułem. Również i obecna tu muzyka zasługuje na pochwałę. Dzieło sztuki to może nie jest, ale wpada w ucho i kilka razy autentycznie złapałem się na tym, że zanuciłem ją poza grą.

Powtórzymy, bo to ważne. Jeśli nie macie całych dni gotowych do przeznaczenia na mozolne wykopywanie kamieni i ścinanie drzew, granie w Graveyard Keeper jest nie najlepszym pomysłem. Będzie się strasznie się dłużyło. Mimo tego to niezła gra, choć oczywiście według mnie daleko jej do ideału. Wprawdzie gameplay nie każdemu przypadnie do gustu, ale zawsze pozostaje przecież fajny świat do zwiedzania, klimat, grafika i muzyka, a także postacie. Niestety przez wcześniej wymienione nieprzyjemności ostatecznie Graveyard Keeperowi zostanie przypięta pewnie łatka takiego słabszego Stardew Valley. Czy słusznie?

PS. Twórcy cały czas łatają grę, więc całkiem możliwe, że część problemów zniknie wraz z kilkoma następnymi łatkami.

Plusy
  • Ładna pixel-artowa oprawa graficzna
  • Wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa
  • Klimatyczna kreacja świata
  • Czarny humor wylewający się z ekranu
Minusy
  • Nie do końca zbalansowana rozgrywka
  • Rozdrobnienie mechanik i idący za tym grind
  • Zalew fetch-questów i ciągłe łażenie
7
Ocenił Robert Chełstowski
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic