Wpadając do boksu CD Red’ów, obklejonego z każdej strony grafikami swojej najnowszej produkcji, spóźniony jak cholera, zająłem miejsce na sali prezentacyjnej. Wiedźmin 3 jest grą na tyle rozbudowaną, że zdecydowano z jednej pobocznej aktywności zrobić osobny produkt. Pomysł może się wydawać średnio atrakcyjny, w końcu, przegraliśmy w samym dzikim gonie godziny w gwinta. Byłem ciekaw, w jaki sposób Redzi uatrakcyjnią tę rozgrywkę. Jak zwykle, nie zawiedli. Gwent: The Witcher Card Game dostanie swoją własną linię fabularną. Geraltem – tym razem z rzutu izometrycznego, będziemy przemierzać świat po raz kolejny. Wykonywać zadania, zarówno główne jak i poboczne. Tytuł posiada również zestaw wyborów, które będą miały odbicie w dalszych poczynaniach! Gra w gwinta to jedynie odpowiednik walki. Jeśli naszym przeciwnikiem będzie bestia, zagra ona kartami odpowiednimi do swojej…nazwijmy to klasy postaci.
Shadow Warrior 2 to może nie rewolucja, ale na pewno ewolucja. Założenia gameplay’u w zasadzie nie uległy zmianie, ale sam gameplay nieco się rozwinął. Na broń nałożono dodatkowe efekty takie jak obrażenia od ognia czy mrozu. Przeciwnicy mogą mieć różną wrażliwość na poszczególne efekty, co sprawia, iż trzeba po prostu zwracać na to uwagę, i bawić się wachlarzem broni. Ten jest naprawdę spory. Kiedy usłyszałem od jednego z prezentujących, że w grze znajdziemy siedemdziesiąt rodzajów broni, musiałem poprosić o powtórzenie bo byłem pewny, że się przesłyszałem. Sam miałem przyjemność sprawdzić może ze dwadzieścia, i faktycznie są kompletnie różne. Katana świetnie działa na mniejszych przeciwników, z nieco większymi nieźle radzi sobie piła mechaniczna, której cięcie możemy kontrolować i dosłownie „rzeźbić” w przeciwnikach. Shotgun radzi sobie świetnie na bliskich odległościach, a jego dodatkowy efekt zadający obrażenia od lodu pomaga przy płonących demonach. Na dalsze dystanse genialnie sprawdzała się futurystyczna snajperka strzelająca wiązką laserową o sporej sile. Pewnie każdy słyszał już o losowo generowanych elementach otoczenia. Ale nie każdy miał okazję zajrzeć w więcej niż jeden kąt mapy, a wierzcie mi, jest gdzie zaglądać. Portale przenoszą nas do kompletnie różniącej się klimatem lokacji i innego rodzaju przeciwników, co skutecznie zwalcza uczucie monotonności. Fabuła podobno ma być ciekawa, ale wiadomo, kwestia gustu. Cóż, esencją powyższego tytułu jest gameplay, szybki, dynamiczny, z ogromnym wachlarzem broni, łakomy kąsek dla wielbicieli rozgrywki Doom’o podobnej.
Dosłownie wracam z prezentacji Albion Online. Kolejne, bardzo pozytywne zaskoczenie podczas mojego pobytu w kolonii. Odwiedzając Sandbox Interactive, nastawiałem się dość neutralnie, spodziewałem się kolejnego MOBA, czy innego MMO, sklonowanego milionowy raz. Albion posiada jednak pewne indywidualne aspekty których nie sposób nie docenić. Poczynając od bardzo ambitnej i motywującej historii samych twórców którzy zaczynali cztery lata temu, we czworo, bez większego funduszu. Do teraz zresztą nie posiadają wydawcy, a wszystko do czego doszli, zawdzięczają jedynie sobie. Gra w tym momencie jest dostępna jako, powiedzmy Early Access, można ją nabyć za od 30 do 100 euro, w zależności od tego jaki pack początkowy nas interesuje. Czym więc wybija się Ablion? Przede wszystkim kreatywnością. Każdy przedmiot w grze został stworzony przez jakiegoś gracza. Produkt posiada element craftingu, do którego potrzebne są nam surowce (Na przykład ścinanie drzew w celu zdobycia drewna). Dokładnie tak samo jest z zaopatrzeniem sklepów. Wszystko co możemy w nich znaleźć, to oferty graczy, nie NPC – Tych gra praktycznie nie posiada. Idąc dalej, zaopatrzenie każdego sklepu jest indywidualne. Miasta położone bliżej lasów, będą owocowały w sporą ilość tego właśnie surowca, im surowiec jest rzadszy na danym terenie, tym większa jest jego cena. To motywuje graczy do dostarczania surowców w przeróżne krańce świata, celem zdobycia większego profitu. Podróż jednak może się skończyć atakiem innych graczy i rozkradzeniem towaru, oraz całego ekwipunku gracza, jeśli ten zginie. Szukając towarzystwa, zapewniając sobie pomoc w razie napaści podczas transportu, trzeba po prostu…Poprosić innego gracza, i to jest w zasadzie jeden z głównych rdzeni Albion’u, tak jak i to, że praktycznie o losach uniwersum decydują gracze. Tytuł w zasadzie pcha nas ku kooperowaniu z innymi graczami, zakładaniu gildi, które potem mogą zajmować konkretny teren i wybudować na nim swoją własną gospodarkę, która z kolei również może zostać zaatakowana. Zbalansowanie gry dla początkujących jest równie przemyślane, co reszta składowych. Istnieją strefy w których nowi gracze nie są narażeni na ataki innych. Deweloperzy posunęli się nawet, do poszerzenia warstwy fabularnej dla zainteresowanych o napisanie książki, która pełni funkcję prologu do gry. Książka nosi tytuł Landfall The Tales Of Albion której autorem jest Peter Newman. Albion Online pokazał się również na tabletach, co pozwala na swobodną eksplorację, zbieractwo bądź inną aktywność bez potrzeby siedzenia przed komputerem. Twórcy planują też wydać tytuł na systemy IOS. Gra może sprawiać takie wrażenie, ale nie jest i nigdy nie będzie Free-To-Play. Twórcy chcą zostać przy pakietach startowych, dalecy są jednak od Idei Pay-To-Win, bardziej pasuje tutaj Pay-To-Play. Studio nie chce wywierać finansowej „presji” na graczach, po jednorazowym zakupie pakietu startowego, nie trzeba ponosić kolejnych kosztów. Można wykupić sobie opcję premium (również za walutę w grze), co pozwala na nieco szybsze lewelowanie i zwiększa nieco ilość zdobywanych surowców. Nie wpływa to jednak na elementy przeważające na przykład w walce z innym graczem. Mógłbym się długo rozpisywać o tym tytule, gdyż jest tego po prostu wart, niestety, muszę lecieć, bo walka z czasem tutaj nie należy to najprostszych. Gra powinna ukazać się do końca roku, bądź na początku przyszłego, jeśli jednak cokolwiek do tego czasu nie będzie gotowe, twórcy przełożą premierę. Zapewniają też, że jej wydanie to dopiero początek, na implementacje czeka masa nowych i ciekawych pomysłów, potrzeba jedynie czasu.