Posiadać na początku lat 90-tych Commodore 64 i nie zachwycać się grą Flimbo’s Quest, to tak jak posiadać PlayStation 3 i nie zagrać nigdy w Uncharted. Gdy właściciele Pegasusa, albo Nintendo zajadle demolowali pady na przygodach hydraulika Mario, to użytkownicy C64 i Atari łamali dżojstiki na przygodach Flimbo.
Graz debiutowała w 1990 roku, a jej wydawcą było studio System 3. Tytuł ukazał się na wszystkie ówczesne popularniejsze domowe komputery tj. Commodore 64, Amiga 500, Atari ST i Amstrad CPC. Pod koniec lat 80-tych i w pierwszej połowie lat 90-tych, cieszyły się one w Polsce ogromną popularnością. Na zachodzie był to tak naprawdę schyłek popularności tych komputerów, co sprawiało, że ich ceny spadały na czym korzystali klienci z ubogiej Europy Wschodniej i Środkowej.
By odzyskać ukochaną przedzieramy się przez kolejne poziomy (w sumie jest ich siedem), zabijamy przeróżne stworzenia i zdobywamy zwoje. Zebrane artefakty zanosimy do czarodzieja Dazz Baziana, który tworzy dla nas zaklęcia umożliwiające przedostanie się do następnego poziomu. W jego sklepie możemy zaopatrzyć się również w 30 sekundową nietykalność oraz ulepszenia broni.
Niektóre przedmioty oraz pieniądze otrzymujemy po zabiciu wroga. Pieniądze możemy zdobywać także plądrując skarbce znajdujące się na każdym poziomie. Podczas rozgrywki istotny jest nie tylko spryt, ale również szybkość. Na zdobycie serc, z których otrzymujemy dodatkowe życie, mamy określony czas.
Każdy poziom w grze jest zróżnicowany pod względem trudności i oprawy wizualnej. Raz przedzieramy się przez z pozoru sielankowy wiejski krajobraz by następnym razem zwiedzać mroczne podziemia, czy cmentarze.
Gra zyskała największa popularność na Commodore 64, miała na to wpływ oczywiście grywalność produkcji brytyjskiego studia oraz oprawa graficzna, która jak na tamte czasy i skromne możliwości podstarzałego już sprzętu – robiła niesamowite wrażenie. Flimbo’s Quest nie był w oryginale wydawany na wadliwych kasetach (kto pamięta irytujacy Syntax Error, ten wie dlaczego wadliwych), lecz na stabilnych kartridżach oraz dyskietkach co znacznie podnosiło status tej produkcji
Gdzieś w czeluściach piwnicy domu rodzinnego w szarym kartonie obrasta kurzem mój pierwszy komputer, a w raz z nim magnetofon, dziesiątki kaset i kilka kartridży. Jeśli miałbym znaleźć powód dla którego warto by było to wszystko wygrzebać, to byłby nim Flimbo’s Quest.