Przeciwników serii FIFA nie brakuje. Wiele osób twierdzi, że coroczne wydawanie kolejnych to części tej najpopularniejszej gry piłkarskiej, to zwyczajne odcinanie kuponów i odgrzewanie już naprawdę starego kotleta. Ja, mimo to, co roku w każdą część pakuję co najmniej 150 godzin swojego życia i zacieram ręce z niecierpliwości już na początku września. Czekam tylko, aż na półkach sklepowych pojawi się pudełko z napisem FIFA i numerkiem o jeden większym niż odsłona zajmująca honorowe miejsce na dysku mojej konsoli. Nie inaczej było w tym roku. Czy w przypadku „dwudziestki” Electronic Arts stanęło na wysokości zadania? Zdecydowanie tak.
Dlaczego FIFA 20 to jakościowa produkcja, a nie FIFA 19 ze zaktualizowanymi składami i strojami: część pierwsza – tryb Volta
Najgorętszą nowością w tegorocznej sportówce od EA jest tryb Volta. Fani już od wielu lat czekali na kolejną część piekielnie popularnej Fify Street – mało kto jednak przypuszczał, że będzie to tryb w zwykłej kultowej serii, a nie osobna produkcja. Oczywiście jest to na wielki plus, w końcu dzięki temu zawartość Fify 20 dostarcza nam zabawy na jeszcze więcej godzin. Świetną informacją jest również to, że tryb Volta jest na tyle wyśmienitym elementem tegorocznej Fify, że spokojnie pozwala graczom zapomnieć o Drodze do sławy z Alexem Hunterem w roli głównej – ja o historii młodego Anglika przypomniałem sobie dopiero, kiedy przed pisaniem tego tekstu zajrzałem do swojej zeszłorocznej recenzji poprzedniej Fify.
Volta… Volta to po prostu jest „to”. To jest ten brakujący element poprzednich odsłon, coś, co jest świetną odskocznią i uwierzcie mi – nic nie działa bardziej relaksacyjnie po uporczywych starciach online w Division Rivals, jak uliczny mecz rozgrywany wieczorem na boisku znajdującym się na szczycie wielkiego budynku w Tokio, któremu towarzyszą neony sąsiadujących budynków.
Tryb Volta oferuje nam kampanię, której scenariusz jest zaskakująco bardzo sztywny i trochę nie pasuje do całej „luzackiej” koncepcji ulicznego grania. Spodziewałem się grupy zabawnych bohaterów, którzy będą bawić się piłką nożną na całym świecie, co chwilę to unosząc kolejne puchary, a w istocie otrzymałem sztucznie poważną historię, gdzie nasza drużyna momentalnie się rozpadła i trzeba zbudować pakę na nowo (co w praktyce okazuje się banalnie proste i jeszcze bardziej podkreśla fakt, że poważny scenariusz ewidentnie tutaj nie pasuje). Robimy to na pierwszym naszym turnieju, rozgrywanym w Japonii. Po finale rekrutując jednego z graczy już musiałem kogoś wyrzucić, ponieważ wszystkie sloty w drużynie były zajęte. Ciężko więc traktować tragizm całej sytuacji na poważnie. Sytuacji nie poprawia nasz bohater. Tworząc główną postać, twórcy dali nam walną rękę. Na początku naszej przygody daje nam dostęp do pełnego kreatora postaci. Tam możemy wybrać płeć, wzrost, wagę, fryzurę, nos, uszy i wszystkie inne cechy wyglądu zewnętrznego. To jest akurat wielka zaleta, bowiem nasz bohater może faktycznie przypominać nas. Szkoda jednak, że nie mamy wpływu na charakter głównej postaci… będąc szczerym, miałem serdecznie dość mojego wirtualnego, grającego w uliczny futbol, „ja”, już po paru godzinach rozgrywki. Nasz bohater jest cholernie antypatyczny, często ma szczeniackie, niezrozumiałe i zwyczajnie durne zachowania, przez które niejednokrotnie miałem ochotę pominąć cutscenkę i przejść już do meczu.
Na szczęście cała fabuła to tylko mały dodatek w porównaniu do tego, co oferuje nam rozgrywka w Volcie. To jest zwyczajnie ulepszona i zmodernizowana FIFA Street. Możemy robić mnóstwo wspaniałych sztuczek, notować asysty kopiąc mocno piłką w brzeg hali, tak, aby ta odbiła się od ściany i trafiła pod nogi napastnika, który położy się na podłodze i wturla futbolówkę czołem do bramki, następnie robiąc salto wskakując na ścianę. Tak, naprawdę. Takie rzeczy dzieją się w tym trybie. Mnogość dostępnych sztuczek powoduje ból głowy, a po dłuższym treningu możemy na boisku robić cuda. Bardzo podobają mi się również prowokacje naszych rywali, gdzie podczas meczu możemy stanąć w miejscu i trzymając piłkę pod nogami, zacząć tańczyć lub patrzeć się w niewidzialny zegarek, aby sprowokować rywala do próby odebrania nam piłki. Bezczelność i efektowność – te dwa słowa pięknie podsumowują rozgrywkę w Volcie.
Po każdym spotkaniu dostajemy XP, które przekładają się na punkty umiejętności do wydania w drzewku umiejętności, które ulepszają naszego zawodnika i zwiększają mu statystyki. Za rozegrane spotkania na nasze konto wpadają również pieniądze, które możemy wydać w Volcie, lecz są to jedynie rzeczy kosmetyczne. W ten sposób możemy jeszcze bardziej modyfikować swój awatar.
Pokusiłbym się o stwierdzenie, że na tę chwilę jest to najbardziej elektryzujący tryb kanapowy w Fifie. Problemem grania w Voltę przeciwko sztucznej inteligencji jest fakt, że ta nie czuje potrzeby wykonywania sztuczek i zamiast na efektowności, zależy jej na efektywności. Komputer więc będzie raczył nas jedynie prostymi podaniami i bezpłciowymi strzałami, bez żadnej wyobraźni czy chęci pogrążenia nas. Faktycznie więc z czasem jest szansa, że gra w Voltę samemu może zacząć nużyć, a wtedy trzeba posiłkować się właśnie znajomymi, czy to na kanapie obok nas, czy online.
Tryb kariery – znowu to samo i ponowne narzekania, czy może jednak doczekaliśmy się upragnionych nowości?
Tryb kariery menedżera znacznie ewoluował w tegorocznej odsłonie. Electronic Arts w końcu wysłuchało próśb fanów i przyłożyli się trochę do tego trybu, który niewątpliwie zyskał w tym roku sporo głębi. Pierwszą, teoretycznie najmniej istotną zmianą, lecz jak bardzo potrzebną, jest dodanie pełnej personalizacji naszego trenera. W poprzednich latach mieliśmy jedynie parę gotowych postaci, które… cóż, nie były zbyt zadowalające i 90% graczy miało dokładnie tego samego menedżera. Tym razem, wszystko jest w naszych rękach, podobnie jak w opisywanej przeze mnie wyżej Volcie. Możemy wyjść na konferencję prasową w zielonym afro i różowym garniaku, natomiast na samym spotkaniu pojawimy się w kapeluszu, wyprostowanych blond włosach i białej koszulce, albo, jeśli żart ze śmiesznym wyglądem do nas nie trafia (mnie akurat to dosyć bawiło i śmiałem się przed monitorem jak patrzyłem na menedżera Barcelony wypowiadającego poważne zdanie mając ekstrawagancki strój i śmieszną fryzurę), to możemy zrobić normalną postać, przypominającą nas samych. Dla każdego coś dobrego.
Największą zmianą są już okropnie długo wyczekiwane rozbudowane konferencje, o których wspominałem nawet w recenzji Fify 19. Wszyscy gracze na to czekali już od dłuższego czasu – dzięki temu ta kariera ma w sobie głębię i nie jest to już jedynie granie meczów od jednego okienka transferowego do drugiego. Konferencje przedmeczowe są tylko przed ważniejszymi spotkaniami, zaś wywiady pomeczowe są zawsze. Nasze wypowiedzi wpływają na morale poszczególnych piłkarzy oraz całego zespołu, co następnie przekłada się na formę i statystki zawodników. Dla przykładu – prowadzimy FC Barcelonę, w drugim sezonie stwierdzamy, że Luis Suarez najlepsze czasy ma już za sobą i pora, aby zszedł ze sceny. Dostaje więc niewiele szans gry, a za niego wskakuje młody napastnik, który wyśmienicie rokuje. Urugwajczyk może zwrócić się do nas ze swoim niezadowoleniem lub pokorną prośbą o większą liczbę minut na boisku. Zależnie od naszej odpowiedzi, możemy go podbudować, lub, całkiem odwrotnie, zrobić wyrzuty że w ogóle śmiał się do nas w tej sprawie zwrócić i wtedy jego morale spadną jeszcze bardziej. Taka sytuacja oczywiście powoduje sporo szumu medialnego, więc co konferencję dostaniemy pytanie, dlaczego Luis nie wychodzi w podstawowej XI, czy zagra w następnym meczu lub czy mamy zamiar pozbyć się napastnika, który zrobił tak wiele dla zespołu. Taka sytuacja nie wpływa dobrze na zawodnika, który zaliczy tymczasowy, dosyć spory regres w najważniejszych statystykach i może mieć nawet -7 punktów do strzelania przez niejasną sytuację w klubie.
Podobnie jest w przypadku nowych nazwisk. Non stop będziemy pytani, kiedy świeżo zakupieni piłkarze zadebiutują, a kiedy w końcu to się stanie, będziemy dopytywani o jakość ich występu według nas. Co do kupowania piłkarzy, również widać poprawę. O tym, że rynek transferowy w realnym świecie zwariował i obecnie wyłożenie na stół 80 milionów euro to żaden problem już wszyscy wiedzą, lecz jeszcze w zeszłym roku można było wyrwać młode talenty za bezcen. W tym roku sytuacja wygląda nieco inaczej i musimy zapłacić kolosalne pieniądze za perspektywicznych młodzików – Trent Alexander-Arnold nie kosztował mnie już 30 milionów, a ponad 80. To samo w przypadku Fabiána Ruiza z Napoli, za którego musiałem zapłacić aż 70 milionów euro.
Jedną z równie głośnych nowości był dynamiczny potencjał zawodników – w ramach szybkiego wyjaśnienia – chodzi o to, że jeśli ponad 30-letni zawodnik w danym sezonie się odpalił (z życia wzięte – Jaime Vardy czy Fabio Quagliarella), to jego ocena ogólna będzie szła w górę ze względu na obecną formę, a nie w dół, z racji na już dość duży wiek. Rozegrałem Barceloną 1,5 sezonu i niestety, ale średnio się to u mnie sprawdziło. Luis Suarez i Lionel Messi dostali -1 do oceny ogólnej pomimo świetnej dyspozycji i strzeleniu wielu bramek. Fakt wzrostu overalla takich piłkarzy jak Arthur, Frenkie de Jong, Todibo czy Riqui Puig to sprawa naturalna, natomiast okropnie zdziwił mnie progres Neto, który zagrał dosłownie parę spotkań. Piłkarz niewiele młodszy od wcześniej wspomnianego Suareza i GOATa, który dostał szansę gry dosłownie z 7 razy, a w przeciwieństwie do dwóch napastników, jego ocena wzrosła. Nie rozumiem zatem tego dynamizmu, chociaż wierzę, że jeszcze może zostać to naprawione w jakiejś łatce.
Kariera zawodnika nie uległa zmianie i tryb ten wygląda dokładnie tak samo, jak w ostatnich latach. Nowości w menedżerze jednak to przysłaniają, a samo EA Sports przyznało, że ma w przyszłości i kariera zawodnika doczeka się nowości. Pozostaje nam jedynie czekać, choć na tryb kariery w tym roku po prostu nie możemy narzekać.
Pora na główne danie, czyli Ultimate Team. Smacznego…
Ultimate Team to najbardziej popularny i cieszący się największą popularnością tryb. W tym roku nie doczekaliśmy się żadnych rewolucyjnych zmian, lecz czy one były potrzebne? FUT funkcjonuje tak samo jak w zeszłym roku, głównymi trybami są Division Rivals i, dla ludzi o stalowych nerwach, FUT Champions, a sposoby na zarobienie to handel lub SBC. Zapaleni gracze FUTa powinni więc czuć się jak w domu.
Jedynym problemem, jaki zauważyłem, jest fakt, że jeszcze przed oficjalną premierą gry natrafiałem na składy z takimi kartami jak Salah czy Lewandowski. Dla mnie wielkim wydatkiem było ostatnio 25 tysięcy na Hallera w wersji OTW, a co dopiero na kartę Salaha, której cena oscyluje w granicach 400 tysięcy. Cóż, najwyraźniej wszyscy mieli wielkie szczęście w paczkach na początku tej Fify…
Największą nowością w Ultimate Team w Fifie 20 jest „system nagród”, coś na wzór sezonów w Fortnite. Za każde spotkanie dostajemy XP i wbijamy kolejne poziomy, za które dostajemy jakieś drobiazgi. Nie jest to jednak nic znaczącego i na pewno nie będziemy o to wściekle zabiegać – nagrodami są wypożyczone karty zawodników lub przedmioty czysto kosmetyczne, takie jak 16-bitowa piłka czy herb fioletowej ośmiornicy. Bardzo kosmetyczne zmiany, lecz na pewno niektórych graczy ucieszą.
Stałe fragmenty gry w nowej odsłonie
Kolejną elektryzującą nowością jest zmiana stałych fragmentów gry. Mowa tutaj o rzutach karnych i wolnych, kornery pozostały bez zmian. W przypadku jedenastek nie mamy już do czynienia ze strzałką, a celownikiem w postaci kółka, którym możemy ruszać po bramce. Z początku karne są wyjątkowo trudne do wykonania i trochę czasu mi zajęło trafienie pierwszej jedenastki. Czy jest to zmiana na lepsze? Nie jestem pewien. Nadal przez głowę piłkarza wykonującego ten stały fragment gry jesteśmy w stanie ocenić, w jakim kierunku poleci piłka, więc ponownie możemy bawić się w zmienianie kierunku w ostatniej chwili.
Rzuty wolne to jednak najlepsza zmiana w tej odsłonie. W końcu strzały nie są loterią i można nauczyć się ich wykonywania i zabijać rywali wolnymi, tak jak to od lat robi Leo Messi na prawdziwych boiskach. Najpierw celownikiem ustalamy miejsce, w które chcemy, aby nasz strzał poleciał. Następnie za pomocą kółka na DualShocku 4 ustawiamy moc strzału, a później prawą gałką podkręcamy piłkę. Okropnie ważne w przypadku rzutów wolnych jest precyzyjne wykończenie, które – uwaga – przy stałych fragmentach gry jest włączone, nawet, gdy w ustawieniach wyłączymy tę opcję. Brzmi ciężko, wiem. W istocie faktycznie nie jest to łatwe, ale da się to wyćwiczyć, a będziemy wtedy niepokonani. Świetna zmiana i ogromna satysfakcja po ustrzeleniu bramki z 30 metrów.
Małe grzechy Fify 20
Do tej pory szło bardzo dobrze, więc wypada i trochę pomarudzić. Chociaż FIFA 20 to świetny produkt, nie obeszło się bez małych wpadek. Po pierwsze, chyba najgłośniejszy flop EA Sports w tym roku, to brak licencji na Juventus. Tak, dobrze przeczytaliście. Mistrz Włoch w tegorocznej odsłonie serii FIFA nazywa się Piemonte Calcio i ma całkowicie inny herb oraz stroje. Problemy licencyjne dotykają również reprezentacji, choć na to aż tak wielu graczy uwagi nie zwróci.
Zabolał mnie również fakt lekko niezaktualizowanych składów. Zaczynając karierę menedżera, pobierając wcześniej w teorii aktualne składy, Mauro Icardi cały czas był zawodnikiem Interu, Rafinha Alcantara nadal grał w Barcelonie, a Keylor Navas dalej reprezentował barwy Realu Madryt. Wielka szkoda również, że w zespole Blaugrany nie pojawił się piekielnie popularny ostatnimi czasy Ansu Fati, bowiem z pewnością jest to gracz, w którym każdy menedżer pokładałby spore nadzieje. W przypadku trybu kariery pojawił się też dziwny błąd, w którym takie Manchester City kierowane przez komputer potrafiło spaść z ligi, ponieważ z niewyjaśnionych przyczyn stale w wyjściowej jedenastce znajdowali się młodzi piłkarze z oceną ogólną około 60, a na ławce siedział Sterling, Aguero czy Kevin De Bruyne.
Tak jak wspominałem, są to lekkie niedociągnięcia, które nie wpływają jakoś znacznie na rozgrywkę. Lepiej jednak, żeby ich nie było, choć większość z tych rzeczy pewnie poprawi się wraz z kolejnymi aktualizacjami.
Recenzja FIFA 20 – podsumowanie
FIFA 20 to naprawdę porządny produkt. Ultimate Team spełnia swoje funkcje i z pewnością pochłonie wielu graczy na tysiące godzin, tryb kariery w końcu otrzymał oczekiwane nowości, a Volta jest iście wspaniała i sprawia mnóstwo przyjemności. Soundtrack jak zawsze stoi na wysokim poziomie, do aspektów wizualnych nie ma się o co przyczepić – grafika zwyczajnie cieszy oko. Jest parę małych wad, jak naprawdę kiepskawa fabuła Volty, niezaktualizowane składy czy brak licencji na parę zespołów, lecz ogólnie myśląc o Fifie 20 mam pozytywne odczucia i wiem, że przede mną jeszcze co najmniej 200 godzin rozgrywki.