Escape Room – recenzja filmu

Escape Room1

Escape Roomy, czyli pokoje zagadek stylizowane np. na więzienie czy miejsce morderstwa, zaczęły być popularne parę lat temu. Kolejne powstawały niczym grzyby po deszczu, a całe rodziny czy grupy znajomych mogły przekonać się na własnej skórze, że tylko praca drużynowa przybliża wszystkich do sukcesu. Oprócz wartości dydaktycznej, jest to także świetna zabawa w detektywa. Nic więc dziwnego, że escape roomy zaczęły intrygować filmowców. Zamknięte pomieszczenia to nie tylko potencjał na komediowe skecze, ale przede wszystkim świetne miejsca do eksploatowania gatunku thrillera czy horroru. Pierwszą próbę podjął w swoim kinowym debiucie Will Wernick filmem „Escape Room”.

Tyler (Evan Williams) świętuje swoje 30 urodziny. Wraz z grupą przyjaciół oraz swoją dziewczyną Christen, jadą do restauracji, aby uczcić i wznieść toast za zdrowie solenizanta. Christen (Elisabeth Hower) ma dla Tylera niezwykły prezent – wejściówki do tajemniczego escape roomu. Po krótkiej namowie reszty znajomych, decydują się wsiąść do czarnego vana i wyruszyć do pokoju zagadek. Ale gra wymaga od nich pewnych zasad, dlatego przed wejściem muszą zdać swoje telefony, portfele oraz resztę zawartości kieszeni i opaską zasłonić oczy. Po długiej podróży grupa budzi się rozdzielona po różnych pokojach, gdzie mają godzinę nie tylko aby się wydostać, ale również uratować uwięzioną w klatce nagą Christen.

Escape Room2

„Escape Room” z pozoru może wydawać się kolejnym horrorem stworzonym według schematu wypracowanego przed laty przez serię „Cube” oraz „Piłę”. Ale na Tylera i spółkę nie czeka na każdym rogu śmiertelne zagrożenie. Oczywiście, z czasem ekipa zacznie się rozrzedzać, ale krew nie będzie lała się strumieniami, a widz nie będzie musiał odwracać wzroku z powodu nadmiernej obrzydliwości kolejnych zgonów bohaterów. Fani jump scare’ów i gęstych klimatów również w filmie Willa Wernicka nie mają czego szukać. „Escape Room” został sklasyfikowany jako horror, niejako z braku lepszego określenia na tego typu filmy. Są momenty, kiedy życie bohaterów wisi na ostrzu noża i są to najlepsze sceny w całym filmie, kiedy trudnych do polubienia bohaterów i tak nie chcemy skazać na śmierć i mimowolnie kibicuje się im w tej śmiertelnej grze. Ale cała reszta pozostawia zbyt wiele do życzenia.

Oprócz obowiązkowej sceny śmierci przypadkowej osoby na samym początku, tak aby nikt nie miał wątpliwości, że na bohaterów czeka szereg zagadek ze śmiertelnym finałem, twórcy z niezrozumiałych względów prezentują zbyt długą i nudną scenę z ujęciami wieżowców i panoramy miasta, a wszystko to okraszone grą w zgadywanki. Później nie jest wcale lepiej, bo ekspozycja i dialogi są w „Escape Room” okropne. Przedstawienie kolejnych bohaterów woła o pomstę do nieba, a mamy do czynienia z doskonale znanymi archetypami. I tak Tyler to zadufany w sobie egocentryk, który ma romans z uwodzicielską Natashą (Annabelle Stephenson), zdradzającą zdroworozsądkowego Andersona (Dan J. Johnson), a wszystko to spaja głupkowaty Conrad (John Ierardi) oraz jego partnerka, ponętna i również mało bystra Tabby (Kelly Delson). Zostaje jeszcze Christen, ale ona jest zupełnie beznamiętna. Grupa wyjęta rodem z serialu „Scooby-Doo” musi wykorzystać swoje umiejętności oraz nauczyć się współpracy, aby ukończyć grę.

Escape Room3

Sceny rozwiązywania zagadek potrafią wzbudzić nieco niepokoju i trzymania za bohaterów kciuki, ale gdy napięcie już opadnie, dostajemy absurdalne i zupełnie nielogiczne rozwiązania zagadek. Tych jest raptem kilka i gdy pierwsze dwie jeszcze mają jakiś sens, tak na rozwiązanie kolejnych Tyler i reszta wpadają zbyt szybko, a ich tok myślenia nie jest niczym uzasadniony. W „Escape Room” rozwój fabularny polega na genialnej myśli jednej z postaci, nie zaś na panicznym poszukiwaniu podpowiedzi w zaledwie trzech pokojach. Psuje to cały efekt, bo zagadki nie są aż tak zmyślne jak w kilku pierwszych odsłonach „Piły”, a same sceny śmierci widzieliśmy już w setkach innych horrorów, dlatego nie zrobią one na nikim większego wrażenia.

„Escape Room” mogłoby być kolejnym niezobowiązującym odmóżdżaczem, gdyby nie niedorzeczna końcówka. Historia jest na tyle przewidywalna, że można z powodzeniem założyć, kto zginie w jakiej kolejności i w jakich okolicznościach i to normalne w tego typu produkcjach, szczególnie gdy mamy do czynienia z przedstawicielami kina klasy B, czy nawet C. Ale tak bzdurnego zakończenia twórcy powinni się wstydzić. Jestem w stanie zrozumieć jeszcze masę niedopowiedzeń, jak chociażby brak odkrycia tożsamości osoby stojącej za tym wszystkim, czy dziwnych obrazów z kamer, ale gdy twórcy wchodzą na grunt pseudofilozofii, robi się po prostu nieznośnie. Wyraźnie czuć, że film urywa się w momencie, gdy nic nie zostaje zdradzone i tym samym twórcy liczą, że uda im się nakręcić kontynuację, a może i zrobić z „Escape Room” całą serię, a widz z czystej ciekawości wybierze się po raz drugi do kina na to samo, żeby zaspokoić swoją ciekawość odkrywaniem kolejnych warstw tajemnicy.

Escape Room4

Jednak największym gwoździem do trumny filmu okazuje się fatalne, drewniane i przeszarżowane aktorstwo. Z całej grupy najlepiej wypada Dan J. Johnson, którego postać da się nawet polubić, ale cała reszta, a szczególnie Evan Williams irytuje przesadzoną ekspresją, a jego wewnętrzna zmiana trwająca przez cały film zwyczajnie nie działa.

„Escape Room” jest niskobudżetową produkcją, napisaną na kolanie, wyreżyserowaną przez osobę, która nie ma za grosz wizji, ani też celu dla swojego filmu. Do tego nieangażujące zagadki, marne aktorstwo, nieciekawe postacie oraz jeszcze gorsze relacje między nimi oraz masa klisz, czynią z „Escape Room” film, od którego chce się jak najszybciej uciec. Te parę ciekawszych momentów zostaje zepsutych przez przewidywalność oraz absurdalną końcówkę. Film Willa Wernicka to ta sama półka co „Piła: Dziedzictwo” – nieszkodliwa, ale też niedostarczająca zbyt wiele rozrywki produkcja, za to z przekroczeniem wszelkich norm nielogiczności, przypadkowości i głupoty.

Ocena: 3/10

Oceny wszystkich zrecenzowanych przez nas filmów możecie sprawdzić na MediaKrytyk.


Źródło: foto: materiały prasowe

Recenzja
Ocenił Radosław Krajewski