Epic Mickey Rebrushed – recenzja

Epic Mickey Rebrushed
Epic Mickey Rebrushed

Rozsiądźcie się wygodnie w swoich fotelach. Mamy wam do opowiedzenia historię. Historię, w której Myszka Miki skazała świat na zagładę. Dawno temu, kiedy ludzie jeszcze nie znali jej imienia, ciekawska mysz zakradła się do komnaty czarownika tworzącego światy. Jego największe dzieło, dom dla zapomnianych postaci, było już prawie na ukończeniu. Kiedy jednak stwórca udał się na zasłużony spoczynek, Miki postanowił dodać coś od siebie. Jego niewprawne ręce wywołały katastrofę – rozlany rozcieńczalnik wymazał wszystko, co znalazł na swojej drodze.

Przerażony konsekwencji Miki uciekł z popłochem, a z czasem dzięki swoim rolom w animacjach stał się gwiazdą światowego formatu. Sprawiedliwość w końcu go dopadła. Gdy drzemał pewnej nocy, został porwany. Porwany przez potwory pochodzące z tego samego świata, który dawno temu zniszczył. Przystań dla zapomnianych postaci zmieniła się w powykręcane i na wpół zdewastowane pustkowie rodem z koszmaru. Myszka Miki będzie musiała zmierzyć się z brzemieniem swojej lekkomyślności i uciec z koszmaru, podążając za tajemniczym królikiem Oswaldem.

Nie brzmi to jak typowa bajka Disneya, prawda? Bo i typową bajką nie jest. To dzieło Warrena Spectora. Tak, tego Warrena Spectora – twórcy Ultimy Underworld, System Shocka lub Deus Exa. Ojciec założyciel gatunku immersive simów po zamknięciu studia Ion Storm, przez pewien okres produkował kolejny epizod do Half-Life’a 2, który studio Valve jednak ostatecznie anulowało. Zmęczony przepychankami na szczycie, które sięgały jeszcze czasów pracy nad Deus Exem, postanowił zrobić coś kompletnie innego, niż to z czego był znany. Nawiązał współpracę z Disneyem, by zrobić platformówkę.

W ten sposób narodziła się seria Epic Mickey. Niby zwykła platformówka, która w sumie nie odniosła większego sukcesu i z planowanej trylogii zamknęła się na dwóch grach plus spin-offie. Ale tak naprawdę jest to bardzo ważny tytuł. Po pierwsze, Epic Mickey było częścią ówczesnej kampanii Disneya, by odmienić wizerunek Myszki Miki, kładąc mniejszy nacisk na jego wesołą i pogodną stronę, czerpiąc elementy z korzeni tej postaci i wprowadzając na powrót jego bardziej psotną osobowość. Jeszcze ważniejszą rzeczą było odkupienie specjalnie na potrzeby tej gry prawa do postaci Oswalda. 

Kim jest Oswald? No pierwszą maskotką Disneya! Jak możecie tego nie wiedzieć? Gdyby nie utrata praw majątkowych do tej postaci, prawdopodobnie dzisiaj zamiast myszki to on byłby symbolem tej wytwórni. I właśnie o tym jest ta gra. Epic Mickey to metakomentarz na temat początków wytwórni Disneya. Miki po raz pierwszy w historii może spotkać swojego starszego brata, który zazdrości mu popularności, jakiej go myszka pozbawiła. Zarówno w świecie rzeczywistym, jak i fikcyjnym poprzez zniszczenie makiety czarownika. Więcej o tej jakże ciekawej historii powstawania Epic Mickey poczytacie w książce Jasona Schreiera “Wciśnij reset”, do czego was zachęcamy, a my przechodzimy do mięsa tego materiału.

Niedawno na rynku premierę miała gra pod tytułem Epic Mickey: Rebrushed. I jak można się domyślać, to remaster oryginalnego Epic Mickey wydanego w 2010 roku. Wreszcie, bo musicie wiedzieć, że oryginał w przeciwieństwie do multiplatformowego sequela został wydany jedynie na konsoli Nintendo Wii i przez to coraz bardziej popadał w zapomnienie. A nie powinien. Bo to jedyna gra w swoim rodzaju, Disney w odsłonie jakiej jeszcze nigdy przedtem nie widzieliście. Uwielbiana w niszowych kręgach gra z niezastąpioną atmosferą, w której podczas grania zastanawiacie się jakim cudem ta grzeczna wytrównia pozwoliła Spectorowi na stworzenie soft horroru z kreskówkowymi postaciami

Wersja Rebrushed to wierne przeniesienie oryginalnej gry z Wii na współczesne platformy. To coś z pogranicza remake’u i remastera. Bo o ile konstrukcja tej gry pozostaje taka sama, projekt poziomów i narracja pozostały niezmienione, tak znacznemu liftingowi poddano warstwę graficzną i kompletnie przerobiono sterowanie. Można to odświeżenie porównać nawet do takich perełek, jak Crash Bandicoot N’Sane Trilogy lub Spyro Reignited Trilogy. Ta sama gra w znacznie lepszej grafice. Jeśli więc znasz oryginał, nie napotkasz tu nic szczególnie nowego i Rebrushed raczej kierowane jest do nowych graczy.

A Epic Mickey zdecydowanie warto poznać. To bardzo prosta w swojej konstrukcji platformówka. Gra się w nią jak w każdą inną – skaczemy po platformach, zbieramy znajdźki, walczymy z potworami i rozwiązujemy proste zagadki. Unikatowym elementem Mikiego jest tzw. mechanika pędzli. Twórcy oddali w ręce gracza drobne możliwości manipulacji środowiskiem. Za pomocą trzymanego w łapce myszy pędzla możemy usuwać i dodawać przedmioty. Trochę przypomina to manipulację czasem z wydanej w podobnym okresie gry Singularity, bo malowanie ogranicza się do zabawy z określonymi przedmiotami.

To w sumie prosta mechanika, bo nie wymyślamy tutaj własnych kształtów, a zwyczajnie odnajdujemy na mapie obrys przedmiotu i przytrzymując przycisk myszy wypełniamy go farbą, żeby stał się fizyczny. I vice versa – taki przedmiot można potem wymazać. Twórcy wykorzystują tę mechanikę by ukrywać w świecie gry znajdźki, a także stworzyć zagadki do rozwikłania. Przykładowo wypełnienie trybów maszynerii, odblokuje jadące platformy, które musimy w odpowiednim momencie zatrzymać poprzez wymazanie trybów i stworzyć sobie przejście. Generalnie ekipa Warrena Spectora dwoi się i troi, by sprawić wrażenie, że mechanika jest bardziej skomplikowana niż się wydaje i tchnąć w platforming trochę więcej życia.

Pędzle wykorzystywane są również podczas walki. Każdorazowo podczas starć gracz staje przed wyborem, w jaki sposób pokonać przeciwnika. Czy go kompletnie wymazać, strzelając rozcieńczalnikiem, czy sprowadzić go na swoją stronę poprzez wypełnienie farbą. Dobrze słyszycie, w Epic Mickey wprowadzono system moralności. Zależnie od tego, w jaki sposób gramy, w taki sposób animowane postacie zamieszkujące pustkowie będą postrzegać Mikiego. Podczas podróży staniemy też przed kilkoma wyborami fabularnymi oceniającymi moralność Mikiego. Gra lubi tworzyć sytuacje, w których za użycie rozcieńczalnika lub farby otrzymamy inną nagrodę. Wybory te są jednak bardzo symbolicznie i tak naprawdę… niepotrzebne? Nie wnoszą nic do głównego trzonu rozgrywki, jakim jest platformówka.

A tę można pochwalić za naprawdę dobry projekt lokacji. Każdy obszar to na modłę collectathonów mała arenka wypełniona sekretami i znajdźkami. Chociaż tu z korzyścią dla opowieści nie jest to tak rozlazłe jak w niektórych przedstawicielach gatunku i raczej celem poziomu jest znalezienie jego końca niż latanie w kółko za ukrytymi przedmiotami. Dzięki temu tempo rozgrywki w Epic Mickey jest płynne i nie ma dłużyzn kiedy musimy się naszukać kolejnej znajdźki. Jak ktoś nie ma zamiaru przechodzić gry na 100%, może sobie podążać za fabułą. Pochwalić można też to, że czasem do końca poziomu prowadzi kilka ścieżek i poniekąd odkrywamy je podczas naturalnej eksploracji. Jedynie osoby chcące wymaksować grę muszą się wrócić i poznać inną drogę.

Do celu prowadzą klasyczne zagadki w postaci np. przełączników, tyle że tu w jakimś stopniu wykorzystujące zabawę z farbami. Nie sposób przyczepić się do projektu lokacji w Mikim. Nie dość, że ładnie wyglądają, to świetnie się je zwiedza. Za znajdźki otrzymujemy np. grafiki koncepcyjne i jest ich naprawdę dużo. Są tu nawet zadania poboczne i pełnoprawny hub. W miejscu tym przypominającym powykręcaną przez mrok główną aleję Disneylandu, możemy wymieniać zebraną podczas poziomów walutę na ulepszenia. Jest w tej grze co robić, choć należy zaznaczyć, że pod koniec zabawy formuła potrafi już się znudzić i wypatrujemy końca przygody. Bo jak na typową platformówkę jest to dosyć długa gra i jej przejście zwykłym tempem zajmuje około 15 godzin.

Twórcy wybronili się na medal, jeśli chodzi o przerobione sterowanie. Pozbawienie gry oryginalnego ruchowego sterowania, pod które była projektowana, wcale jej nie pogorszyło i w Mikiego na padzie gra się przyjemnie. Zaznaczając, na padzie, gdyż na klawiaturze jest kilka miejsc, w których dało się lepiej przypisać klawisze. Wielka szkoda za to, że nie udźwiękowiono dialogów i jak w 2010, tak i dziś postacie sobie pomrukują, gdy my musimy czytać tekst. Kiedyś brak voicoveru wynikał z małego budżetu, no ale teraz wydając remaster można było to naprawić. Po bajkach Disneya oczekujemy jednak najwyższej jakości i domagamy się pełnego udźwiękowienia. Nie wspominając o polskim dubbingu, który przecież był obecny w kontynuacji tej gry z 2012 roku.

Epic Mickey może nie jest najlepszą platformówką i w zestawieniu z chociażby niedawno wydanym Astro Botem wypada blado jak czarnobiała animacja. Pod względem mechaniki, gdyby nie pędzle, to mało skomplikowana gra. Typowa trójwymiarowa platformówka, która niczym szczególnym nie chwyci was za serce. Jej siła tkwi jednak w czymś innym. Warren Spector zebrał wszystkie zapomniane rzeczy z początków historii Disneya i ubrał je w nostalgiczną i ponurą atmosferę. To najmroczniejszy Disney; może nawet zbyt mroczny dla dzieci, z którego najwięcej wyniosą dorośli. Którzy znają wszystkie klasyczne bajki, mają dość uśmiechającego się Mikiego i chcą poznać coś zupełnie nowego.

Spotkać się z Oswaldem, który pomimo przydomka szczęśliwy królik jest najbardziej pechową postacią Disneya, bo nawet teraz w animacjach pojawia się sporadycznie. Poznać jego depresyjną perspektywę, która nadaje mu wszelkich praw na zazdroszczenie i nienawiść wobec Mikiego, bo ten nie tylko skazał go na zapomnienie, ale i zniszczył jego świat. W Epic Mickey gra się może nie tyle dla fabuły, co atmosfery. Gdyby przekuć ten klimat i postacie na animację kinową, wyszedłby najlepszy film Disneya od lat. I mówimy to z pełnym przekonaniem.  

Epic Mickey jest więc nietuzinkową produkcją, którą z czystym sumieniem można polecić fanom onirycznych klimatów w rodzaju Alicji w Krainie Czarów lub tym, którzy chcą poznać niespotykaną stronę Disneya, do jakiej wgląd zapewnił nam autor takich hitów, jak Deus Ex lub Thief. A Rebrushed? To prawie to samo, co oryginał, tylko z lepszą grafiką i nowym sterowaniem. Jeśli znasz grę z 2010 roku, możesz dzięki odświeżeniu przypomnieć sobie tę przygodę bez wyciągania z szafy zakurzonego Wii. Jeśli nie znasz i lubisz platformówki, koniecznie powinieneś w to zagrać. To jedna z najważniejszych gier tego producenta. Z naszej strony polecamy Rebrushed i mamy nadzieję, że podobnego potraktowania doczeka się również kontynuacja.

Plusy
Minusy
8
Ocenił Robert Chełstowski
Recenzja gry na Xbox Series X

Recenzja powstała na podstawie rozgrywki z konsoli Xbox Series X

Recenzje gier OpenCritic