Gdy w 1999 roku norweskie studio FunCom wydało grę The Longest Journey, pewnie niewielu sądziło, że podróż ta będzie trwała 17 lat. Dokładnie w czerwcu zeszłego roku ukazała się ostatnia księga, podzielonej na pięć epizodów, trzeciej odsłony kultowej serii – serii, dla której zawsze platformą docelową było PC. Ale jak to z popularnymi przygodówkami bywa, pojawia się pokusa, by wydać grę na konsole. W przypadku platformy Mictosoftu nie jest to wielkim zaskoczeniem, ponieważ poprzednia część zatytułowana Dreamfall: The Longest Journey, debiutowała na Xbox 360, ale ukazanie się zwieńczenia trylogii na konsoli Sony, jest dość ciekawym posunięciem. Zadać więc należy pytanie, czy warto zagrać w Dreamfall Chapters jeśli nie miało się styczności z poprzednimi odsłonami? Odpowiem – tak, ponieważ niewiedza jest niemal tożsama z amnezją. A nasza bohaterka niewiele pamięta ze swojej przeszłości. Zacznijmy jednak od początku.
Akcja cyklu rozgrywa się w trzech światach: Starka, zdominowanego przez technologię, magicznym świecie Arcadii oraz Storytime, tajemniczej krainie, w której realizują się wszystkie ludzkie marzenia oraz sny. Dreamfall Chapters zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończyła się druga część i ponownie będziemy kierować poczynaniami pięknej Zoe Castillo i wojownika o imieniu Kian Alvane. Teoretycznie obie te postacie maję niewiele ze sobą wspólnego, gdyż żyją one w innych światach, ale jednak ich losy się połączyły. Otóż Zoe posiada niesamowitą zdolność pozwalającą podróżować jej w trakcie snu pomiędzy światami. Stan, w którym rozpoczynamy zabawę z Dreamfall Chapters jest niezbyt ciekawy dla obojga bohaterów. Dziewczyna leży w śpiączce w szpitalu w Casablance a Kian skazany za zdradę, czeka w więzieniu na egzekucję. Sytuacja wydaje się beznadziejna, no ale nasza przygoda dopiero się zaczyna. Pomimo że ciało Zoe przebywa w szpitalu, jej umysł jest uwięziony w krainie Storytime, w którym dziewczyna pomaga ludziom nadużywającym Dream Machine, wydostać się ze swoich koszmarów. Nie wspomniałem o Dream Machine? Maszyna snu to bardzo niebezpieczne urządzenie wyprodukowane przez złą korporację w świecie Stark. Ustrojstwo jest poniekąd przyczyną całego zamieszania w drugiej części serii i miało ono służyć do kontroli snów i kradzieży wspomnień. Dziewczyna zostaje odesłana ze Storytime do swojego świata z ważną misją rozwiązania problemu choroby snu, który polega na tym, że gdy się obudzi nic nie będzie pamiętała, a proces odzyskiwania pamięci może się okazać dość czasochłonny. Tak więc powracamy do futurystycznego świata Starka, w którym bohaterka wraz z Rezą żyje w Europolis i jest zaangażowana w kampanię wyborczą niejakiej Lea Umińskiej. A co z Kianem? W nocy przed egzekucją ktoś organizuje zamieszki w więzieniu, w ogniu których pomaga wojownikowi Azadi w ucieczce. Co dalej? Dalej czeka nas sama przyjemność poznawania dalszych losów bohaterów i obcowania z grą przygodową najwyższej klasy.
Historia, którą tym razem zgotowało nam Red Thread Games, nie odbiega poziomem od dwóch poprzednich odsłon. Fani serii powinni więc być zadowoleni a konsolowi barbarzyńcy czerpać olbrzymią radość w odkrywaniu tak świetnie napisanej opowieści. Oczywiście nie wszystkie zwieńczenia wątków jak i finał samej historii muszą przypaść graczom do gustu. W przypadku tak dużej opowieści, oczekiwania wobec jej zakończenia są naprawdę wysokie. Mnie osobiście piąta, ostatnia księga Chapters nie zawiodła, ale z pewnością część graczy nie tak wyobrażało sobie koniec trwającej 17 lat podróży.
Olbrzymim atutem Chapters, podobnie zresztą jak i całego cyklu, są świetnie skrojone postacie oraz bardzo dobrze napisane dialogi. Przez tą grę po prostu nie chce się przebiec, ale czerpać radość z każdego dobra, które ma nam do zaoferowania, uruchomić każdą opcjonalną kwestię, by tylko poznać jak najlepiej każdą napotkaną postać i usłyszeć historię, którą ma nam do opowiedzenia. Kolejną sprawą, która jest niejako zwieńczeniem świetnie napisanych kwestii, to rewelacyjny voice acting. Dotyczy to nie tylko bardzo dobrze dobranych głosów do Zoe i Kiano, gdyż w Chapters poziom gry aktorskiej dla postaci pobocznych jest równie wysoki.
W grach przygodowych, zwłaszcza ukazujących się na PC i konsolach, trudno dogodzić graczom w kwestii mechaniki. Jedni narzekają, że sterowanie jest robione pod konsole i nie da się grać na myszce i klawiaturze, drudzy, że twórcy nieudolnie przenieśli stricte pecetowe rozwiązania na pada. Ja grając w Dreamfall Chapters nie miałem najmniejszego problemu ze sterowaniem. Duża w tym zasługa tego, że gra ta nie jest klasyczną przygodówką point and click, w której kursorem musimy szukać na ekranie rzeczy, z którymi możemy wejść w interakcje. Już przy samej zmianie kierunku pokazują nam się miejsca i przedmioty, na temat których nasza postać będzie miała coś do powiedzenia bądź też będzie mogła z nich skorzystać. Takie uproszczenie jest całkiem niezłym rozwiązaniem, dzięki któremu bardziej niecierpliwi gracze unikną frustrujących sytuacji, wynikających z przeoczenia jakiejś drobnostki. To wcale nie oznacza, że gra jest banalnie prosta, po prostu twórcy bardziej postawili na logiczne i kreatywne myślenie, niż na bezcelowe klikanie wszystkiego co znajduje się przed naszymi oczami.
Sama rozgrywka jest typowa dla klasycznych przygodówek. Rozmawiamy z postaciami oraz gromadzimy przedmioty, które bywają niekiedy konieczne do wypełnienie odpowiedniego zadania. Co ciekawe, otrzymujemy do dyspozycji całkiem spore lokacje. Do poruszania się po multikulturowym Europolis, będziemy musieli skorzystać z mapy. W grze nie mamy do dyspozycji radaru ani automatycznej nawigacji, tak więc podczas pierwszych minut możemy się czuć nieco zagubieni. Lokacja jest jednak tak klimatyczna i różnorodna, że jej eksploracja to czysta przyjemność.
Chapters łączy w sobie klasyczne elementy gier przygodowych jak i nowoczesne rozwiązania charakterystyczne dla produkcji Telltale Games czy DONTNOD Entertainment. W trakcie gry oprócz rozwiązywania dość wymagających zagadek, będziemy musieli podejmować masę trudnych decyzji również o charakterze moralnym. Można więc się łatwo domyślić, że fabuła w grze nie jest liniowa, a nasze wybory mają wpływy na przebieg historii oraz relacje z poszczególnymi postaciami. Nie jest to efekt motyla i nie każda informacja typu – ta osoba to zapamięta, zmieni nam istotnie przebieg historii, ale jest sporo kluczowych wyborów, których moment podejmowania został przez twórców podany z odpowiednim namaszczeniem.
Pod względem oprawy wizualnej, klasyczne gry przygodowe są zazwyczaj daleko w tyle za tytułami AAA czy nawet popularnymi „symulatorami chodzenia”. Ma na to wpływ zazwyczaj spory rozmiar projektu przy jednocześnie ograniczonym budżecie. Przyjęło się więc, że w przygodówkach nie grafika jest ważna, lecz historia i zagadki. Ja osobiście uważam, że zasada ta dotyczy wszystkich produkcji. Dreamfall Chapters choć pod względem grafiki nie wyróżnia się na tle innych przedstawicieli gatunku, prezentuje się naprawdę ładnie. Oprawa bardzo zgrabnie komponuje się ze stylistyką steampunk oraz klimatami fantasy, co wraz z fabułą tworzy bardzo klimatyczną mieszankę. Gorzej wypadają same animacje postaci, o ile ich projektowi trudno mieć coś do zarzucenia, to jednak w ruchu wypadają znacznie gorzej. Z kolei sporym atutem produkcji Red Thread Games jest oprawa audio. Ścieżka dźwiękowa perfekcyjnie oddaje charakter każdej lokacji oraz jest dostosowana do sytuacji. Soundtrack jak najbardziej godny oddzielnej konsumpcji.
Ostatnia odsłona serii The Longest Journey nie jest jednak produkcją pozbawioną wad, które dotyczą przede wszystkim aspektów technicznych. Gra ma dość poważne problemy z optymalizacją, nie jest to problem jedynie wersji konsolowych, gdyż również narzekali na nią gracze ogrywający tytuł na komputerach osobistych. Animacja potrafi czasami dość wyraźnie przyciąć, co możemy całe szczęście przeboleć, ponieważ tytuł pozbawiony jest elementów zręcznościowych. Innymi problemami, których możemy doświadczyć podczas rozgrywki, są przenikanie się elementów oraz pomniejsze bugi i glitche. Choć nie sposób ich nie zauważyć, to jednak nie wpływają one znacząco na sam gameplay.
A, zapomniałbym. Bura należy się polskiemu wydawcy. Techland nieczęsto mnie negatywnie zaskakuje, ale jednak brak polskiej lokalizacji dla gry o tak rozbudowanej historii, trudno mi racjonalnie wytłumaczyć. Nie chodzi mi o dubbing, bo wiadomo, że jest to sprawa kosztowana i w przypadku tego typu produkcji, raczej nieopłacalna. Brak polskich napisów, dość niemiło mnie zaskoczył.
Dreamfall Chapters to godne zwieńczenie świetnej serii. Choć poprzednie dwie części nie były dostępne na konsolach Sony, nie stanowi to jednak przeszkody, by zacząć The Longest Journey od końca. Pozwala na to doskonałe wprowadzenie do fabuły oraz stopniowe poznawanie wcześniejszych wydarzeń podczas rozgrywki. Dzieło Red Thread Games to bez dwóch zdań tytuł obowiązkowy dla miłośników gatunku oraz świetny wabik na graczy, którzy jeszcze nie złapali bakcyla przygodówek.
Świetna historia, w której nie brakuje wielkich momentów, rewelacyjnie skrojone postacie, humor – Dreamfall Chapters kończy z klasą jedną z najlepiej napisanych przygód w historii gier wideo.