Najbardziej znanym obecnie polskim reżyserem nie jest ani Andrzej Wajda, ani Roman Polański czy Agnieszka Holland, ale Tomasz Wieczorkiewicz, znany lepiej jako Tommy Wiseau. Reżyser filmu okrzykniętego najgorszym obrazem w historii kina, wyemigrował za młodu z Poznania do USA, gdzie tam miała rozpocząć się jego wielka kariera w Hollywood. Ale na zaledwie jednym filmie fabularnym jego przygoda z kinem się skończyła. Sam Wiseau od początku bronił swojego dzieła i jak miało się okazać kilkanaście lat później, miał rację. „The Room” to dzieło niespełnionego artysty, który w swoim autorskim debiucie zawarł wiele biograficznych wątków, samemu dokonując wnikliwej wiwisekcji na amerykańskim społeczeństwie, wyprzedzając filmem swoje czasy, stąd ówczesne niezrozumienie ze strony krytyków oraz widzów. Świat nie był jeszcze gotowy na tak pionierską produkcję. Z nie mniejszym brakiem powagi do ukazania losów produkcji filmu podchodzi „Disaster Artist”, w reżyserii Jamesa Franco.
Greg Sestero (Dave Franco) jest nieśmiałym i niepewnym siebie chłopakiem marzącym o karierze aktora. Uczęszcza na zajęcia aktorskie, gdzie nie idzie mu najlepiej. Imponuje mu o wiele starszy Tommy Wiseau (James Franco), który nie boi się publicznych wystąpień. Greg widzący swoją szansę, zaprzyjaźnia się z Tommy’m. Wkrótce panowie wyjeżdżają do Los Angeles, gdzie zamierzają podbić Hollywood. Ich kariera kończy się zanim w ogóle się zaczęła. Greg nie może doprosić się od swojej agentki żadnego zlecenia, zaś Tommy zostaje odrzucony zanim jeszcze zdoła przekazać swoje portfolio. Gdy zdaje się, że podbój Miasta Aniołów będą musieli odłożyć, Greg wpada na pomysł zrobienia własnego filmu. Niewyobrażalnie bogaty Tommy postanawia napisać scenariusz, a następnie w całości zrealizować film za własne pieniądze. Niedoświadczeni aktorzy biorą na barki produkcję pełnometrażowego, poważnego dramatu. Podczas kręcenia nic jednak nie idzie po myśli ich obu i w konsekwencji powstaje film, który pogrzebie ich raczkujące kariery, ale z czasem stanie się światowym fenomenem.
Podstawą do napisania scenariusza „Disaster Artist” była książka Grega Sestero i Toma Bissella, więc nic dziwnego, że to właśnie Greg, a nie Tommy, jest głównym bohaterem filmu. Historię powstania najgorszego filmu w historii kinematografii poznajemy oczami Sestero – od momentu zaprzyjaźnienia się z Wiseau, po premierę „The Room” w 2003 roku. Ciężko po tylu latach stwierdzić, na ile wiarygodne są jego słowa, z którymi świat mógł zapoznać się dekadę po pojawieniu się w kinach niesławnego filmu, ale James Franco i reszta przyjęli zachowawczą postawę, więc nie tyle ważne jest co, ale jak, a to Franco wychodzi bezbłędnie. Twórcy doskonale wiedzieli, że do „The Room” można podejść na dwa sposoby, wyszydzając film, pokazując jak złym pod każdym względem tworem jest lub stworzyć z tego biograficzną komedią, gdzie nawet niezamierzone rozśmieszenie widzów można przekuć w sukces. Franco błogosławieństwo dostał od samego Tommy’ego, więc nie mogło być inaczej, jak podążyć drugą ścieżką.
„Disaster Artist” to więc komedia pełną gębą, która jednak nie próbuje szydzić i wyśmiewać się z głównych bohaterów, udowadniając jak głupi i naiwni byli, wierząc że mogą odnieść sukces (a jednak!). Zamiast tego James Franco proponuje zrozumienie motywacji Tommy’ego i Grega, przedstawiając kolejną historię ze spełnieniem amerykańskiego snu. Można naśmiewać się z totalnego braku talentu aktorskiego Tommy’ego, czy tego jak nieudolnym i zadufanym w sobie był reżyserem oraz producentem, o umiejętnościach scenopisarskich nie ma co nawet wspominać, ale to o wiele bardziej skomplikowana osoba, żeby tak łatwo można byłoby ją spłycić. O Tommym Wiseau wciąż niewiele wiadomo i to tylko mu służy. Nie znany jest kraj jego pochodzenia (podobno jest Polakiem, a dokładniej Poznaniakiem), nie wiadomo w którym roku się urodził, jak trafił do USA i co najważniejsze, na czym tak obrzydliwie się wzbogacił, że mógł bez zastanowienia wydać sześć milionów dolarów na produkcję tak tandetnego filmu. Choć „Disaster Artist” porusza te kwestie, nie daje żadnych odpowiedzi. Zamiast tego widzimy nieszczęśliwą, zazdrosną, zakompleksioną osobę z masą problemów, która chorobliwie pragnie uwagi, szacunku i przede wszystkim uznania. Jednak przez upiorny wygląd i arogancki, nonszalancki sposób bycia zraża do siebie nawet nieznajomych. To bohater tragiczny, któremu film wybacza zarówno zaborczość w stosunku do swojego przyjaciela, jak i tyranię na planie, która miała być nie do wytrzymania przez codzienne kłótnie z ekipą i aktorami, ale z drugiej strony imponuje swoją odwagą i próbą sięgnięcia szczytu.
Osoby nieznające „The Room” sporo stracą z seansu „Disaster Artist”. Co prawda, na potrzeby filmu James Franco wyreżyserował najsłynniejsze sceny z dzieła Tommy’ego Wiseau, niemal kopiując jeden do jednego z (nie)sławnej produkcji, będące najlepszymi scenami komediowymi w całym filmie (warto tu oddać hołd Wiseau, że udała mu się trudna sztuka zrobienia komedii), ale to zbyt wąski i fragmentaryczny materiał, żeby bez żadnej wiedzy o pierwowzorze w pełni cieszyć się filmem. James Franco z wielką czcią oddał na ekranie zarówno postać Tommy’ego i Grega, jak i sam klimat „The Room”, więc o klasie „Disaster Artist” świadczą przede wszystkim najróżniejsze niuanse, szczegóły i detale, które łatwo pominąć, zaś fani filmu Wiseau dodatkowo docenią.
„Disaster Artist” to aktorski popis Jamesa Franco. On nie jest Jamesem Franco wcielającym się w Tommy’ego Wiseau, tylko jest Tommym Wiseau. Uzyskanie takiego efektu to nie tylko rewelacyjna charakteryzacja i stroje, ale przede wszystkim to w jak dokładny sposób Franco jest w stanie oddać sposób bycia Wiseau. Gdy aktor ma założone przeciwsłoneczne okulary, ciężko odróżnić go od prawdziwego Tommy’ego. Do tego identyczny śmiech, akcent, mimika, postawa czy chód. James Franco z ogromną pieczołowitością oddał Tommy’ego Wiseau w swoim filmie, co wzbudza jeszcze większy podziw, gdy weźmie się pod uwagę, że on również wyreżyserował ten film. Akademia zrobiła mu krzywdę nie nominując go za pierwszoplanową rolę męską, ale może bali się, że uda mu się wygrać i powtórzy się sytuacja sprzed roku z Casey Affleckiem.
James Franco zaprosił do swojego filmu rodzinę i całą masę kolegów. O nepotyzmie nie może być jednak mowy, gdyż Franco od dawna współpracuje z tymi samymi osobami. Drugą najważniejszą rolę w filmie otrzymał jego młodszy brat Dave Franco. Nie jest on aż tak utalentowany jak brat, ale w roli Grega Sestero sprawdza się znakomicie. To jedna z jego najlepszych ról w karierze. Razem z żoną Alison Brie, wcielającą się w Amber, dziewczynę Grega, tworzą świetną parę, która iskrzy gdy tylko pojawia się na ekranie, szkoda, że w tak niewielu scenach. Poza tym w nieco większych rolach zobaczyć można Setha Rogena, Paula Scheera, Ari Graynor, Jacki Weaver oraz Josha Hutchersona, a Franco gościnnie do filmu zaprosił Zacka Efrona, Zoey Deutch, Bryana Cranstona, Sharon Stone i Judda Apatowa, a sprawne oko powinno dostrzec również samego Tommy’ego Wiseu, a także Grega Sestero.
„Disaster Artist” to świetne kino, niezależnie od tego jak do niego podejdziemy. Czy ciekawi nas proces powstawania najsłynniejszego złego filmu świata, czy biografia osobliwego i ekscentrycznego, ale jednocześnie intrygującego twórcy, a może jako komediowa produkcja oparta na faktach, w każdym z tych przypadków będziemy się równie dobrze bawić. James Franco osiągnął niebywały sukces twórczy, niezależnie czy mowa o jego reżyserii, czy wielkiej roli, jest to film spełniony, kompletny, stworzony z niebywałym uczuciem. Dla jednych to możliwość zapoznania się ze sławnym dziełem, dla innych jedyna okazja, aby na wielkim ekranie usłyszeć legendarne „Oh, hi Mark!”