Digimon to jeden z produktów powstałych dzięki fenomenowi Tamagotchi i olbrzymiemu sukcesowi Pokemonów. Animowany serial, komiksy, zabawki i masa gier są dowodem na spory sukces tej marki. Cyfrowe potworki nigdy nie dorównały Pikachu i spółce. Po części jest to wina gier, które znacznie odstawały od tego, co oferowały nam kieszonkowe potworki. Digimon Story: Cyber Sleuth – Hacker’s Memory ma jednak szansę odmienić tą sytuację. Czy nastanie teraz moda na łapanie cyfrowych potwór?
Cyber Sleuth serwuje nam świat, w którym alternatywna wersja internetu zwana Eden, opanowała życie prawie wszystkich ludzi. Wirtualna rzeczywistość, po której możemy poruszać się za pomocą swojego awatara i komunikować z innymi ludźmi niczym w jakiejś grze MMO. My wcielamy się w młodego chłopaka, który padł ofiarą hakerskiego ataku. Nasza tożsamość została skradziona i jest wykorzystywana do popełniania przestępstw. Stawiamy sobie za cel odzyskanie dobrego imienia i złapanie złoczyńców. Fabuła jest w miarę interesująca i mimo tego, że przypomina mi historie, które widziałem już wiele razy, bawiłem się przy niej dobrze.
Oczywiście trzeba liczyć się z tym, że gra wymaga od nas zaakceptowania tej trochę szalonej wersji internetu, gdzie wirusy i różne programy, przybierają formę potworków, które ze sobą walczą. Dodatkowo pierwsze kilka godzin gry to wykład z przeróżnych terminów związanych z Digimonami. Takie i śmakie ewolucje, banki danych i inne hasła, które mogą z początku sprawiać problemy jeśli nie graliśmy w poprzednią część. Wspominam o tym dlatego, że Hacker’s Memory to bardziej historia poboczna niż pełnoprawny sequel. Gra znajduje się więc trochę w szarej strefie, pomiędzy produkcją wymagającą znajomości oryginału, a czymś co można ogrywać w ciemno.
Rozgrywka jest raczej standardowa, w której mamy łażenie po lokacjach, randomowe walki, wykonywanie questów i wszystko inne co kojarzy nam się z typowym RPG. Ciekawostką są tutaj same Digimony, które będą walczyć w naszym imieniu. Walki są standardowe i opierają się na zwykłych atakach, bronieniu i specjalnych ciosach, które zazwyczaj powiązane są z jednym z kilku elementów. Każdy Digimon ma określoną słabość i odporność, a naszym zadaniem jest dobieranie naszych stworków tak, by rozprawiać się z przeciwnikiem bez większych problemów. Interesujące jest tutaj to, że możemy zabrać ze sobą do 9 stworków. Na polu bitwy będzie maksymalnie 3 a 6 może czekać w rezerwie. Ta liczba jest jednak uzależniona od siły naszych potworów. Im silniejsi wojownicy, tym więcej punktów z naszej puli zabierają i zmniejszają maksymalną ilość stworków jakie ze sobą weźmiemy. Ja jestem zwolennikiem inwestowania w jednego potężnego potwora, ale taktyka kilku słabszych, lecz zróżnicowanych Digimonów, może być nawet bardziej efektywna.
Moje pozytywne wrażenia z gry studzone są trochę przez jeden denerwujący fakt. Hacker’s Memory sprawia wrażenie remiksu poprzedniej gry. Wykorzystano prawie wszystko, co dało się wyciągnąć z Cyber Sleuth. Z tego powodu często miałem wrażenie deja vu i byłem przekonany, że zwiedzałem już te labirynty. Z jednej strony jest to dość zrozumiałe, w końcu mamy do czynienia z sequelem. Jednak z drugiej strony kontynuacje zazwyczaj oferują nam jakieś nowe lokacje i przynajmniej odrobinę lepszą oprawę graficzną. Tutaj mamy praktycznie drugi raz to samo. Nie jest to jakiś porażający problem, ale osoby, które niedawno ukończyły Cyber Sleuth, mogą chcieć wstrzymać się z ogrywaniem Hacker’s Memory do momentu aż oryginał zatrze się w ich pamięci.
Digimon Story: Cyber Sleuth – Hacker’s Memory to dobre 25 godzin solidnej zabawy przypominającej trochę wspomniane Pokemony. Cyber stworki nie zajmują w moim sercu tego samego miejsca co kieszonkowe potworki, ale jeszcze kilka gierek na tak wysokim poziomie i będę mógł mówić, że jestem fanem obu serii. Hacker’s Memory to naprawdę solidna produkcja, którą polecam każdemu fanowi łapania potworków.