Nieustraszeni wojownicy, hordy przeciwników, mityczne walkirie, walka na śmierć i życie oraz wymarzona przez wszystkich skandynawskich wojów, Valhalla. Tak w skrócie można opisać debiutancką grę studia Monster Couch. Do produkcji tej podchodziłem z dużym entuzjazmem. Już w momencie zapowiedzi bardzo spodobała mi się oprawa wizualna tego tytułu, a fakt, iż Die for Valhalla! inspirowana jest mitologią nordycką oraz kulturą barbarzyńskich wikingów tylko wzmagał moje zainteresowanie. Na fali popularności serialu Wikingowie, czy też niedawno wydanego God of War, można śmiało pokusić się o stwierdzenie, że czerpanie ze spuścizny ludów północy jest w modzie. Wróćmy jednak do gry Die for Valhalla! i postarajmy się odpowiedzieć na podstawowe pytanie – Czy dzieło poznańskiego studia jest udaną produkcją? Zapraszam do lektury.
Midgard woła o pomoc
Die for Valhalla to gra z gatunku beat’ em up, czyli chodzona bijatyka. W trakcie rozgrywki przemierzamy kolejne poziomy, na których roi się od różnego rodzaju oponentów. W grze wcielamy się w postać jednej z Walkirii, którą Odyn zesłał do świata ludzi, aby te wsparły nieśmiertelników w walce z nadciągającymi potworami. W Midgardzie, bo tak w mitologi nordyckiej określa się świat zamieszkany przez ludzi, Walkirię są śmiertelne i podatne na ciosy ziemskich rzezimieszków. Właśnie w tym momencie ekipa Monster Couch proponuje nam mechanikę, dzięki której Die for Valhalla! wyróżnia się na tle innych przedstawicieli gatunków. W trakcie przemierzania lokacji natrafiamy bowiem na liczne nagrobki poległych wikingów. Dzięki specjalnej zdolności, Walkirię mogą przywoływać zmarłych wojów i wstępować w ich ciała. Wybieramy więc, w którego skandynawskiego wojownika chcemy się wcielić i ruszamy ratować świat przed inwazją.
Mechanika ta świetnie sprawdza się w grze tego typu. Trzeba bowiem zaznaczyć, że w trakcie rozgrywki odblokowujemy kolejne wikińskie klany, w szeregach których znajdują się postacie posiadające różne umiejętności. Początkowy, Żelazny Klan, dają nam możliwość dostępu do wojownika, berserkera oraz łucznika. Nagrobki tych wojowników pojawiać się będą w trakcie przemierzania lokacji. Jednakże, wraz z postępem, w menu Klanów, zaczną pojawiać się kolejne „plemiona”, w których nie brakuje jarlów, szamanów czy skaldów. Każda postać ma unikalne zdolności, a każdy z Klanów posiada także swoje wady i zalety, np. jeden szybciej regeneruje wytrzymałość, inny szybciej zdobywa punkty doświadczenia (w Die for Valhalla nazwane zostały Chwałą) kosztem silniejszych przeciwników, a jeszcze inni szybciej stają się bohaterami. Wszystkie te elementy sprawiają, że sami możemy zdecydować w jaki sposób chcemy podejść na naszej rozgrywki. Próbujemy więc różnych klas i Klanów w poszukiwaniu tego, który jest najbliższy naszemu stylowi gry.
Walczcie, gińcie i świętujcie w Valhalli
Trudno, w przypadku najnowszej produkcji studia Monster Couch, rozpisywać się na temat systemu walki. Ten jest prosty i przystępny. Tak naprawdę potyczki z oponentami ograniczają się do dwóch przycisków, które odpowiedzialne są za atak zwykły i specjalny. Warto zaznaczyć iż te, są różne, dla każdej z klas, o których pisałem wcześniej. Do tego dochodzą uniki oraz skok, które również przydają się w trakcie potyczek. Natomiast sama walka to czysta przyjemność i esencja gry Die for Valhalla!. Niekiedy ekran jest wypełniony po brzegi przeciwnikami, a ci również są zróżnicowani, zarówno pod względem umiejętności, wytrzymałości, jak i wielkości. Potyczki z niektórymi oponentami naprawdę stanowią wyzwanie i oprócz szybkich palców, przydaje się także chłodna głowa, dobór odpowiedniej taktyki oraz klasy naszego wikinga. Okazuje się bowiem, że niektórymi z nich znacznie łatwiej jest pokonać dany typ przeciwnika. Nie można więc za bardzo przywiązywać się do swojego woja i płakać po jego śmierci, nawet jeśli ten zebrał już dla nas sporo Chwały i zyskał miano bohatera. Pamiętajmy, że na pewno trafił do Valhalli, gdzie świętuje z pozostałymi poległymi.
Owe „żonglowanie” klasami jest również mocno przydatne w trakcie walk z bossami, których w Die for Valhalla! nie brakuje. Choć początkowi bossowie są dość nudni, a walki z nimi są dużo mniej emocjonujące, aniżeli potyczki z hordami przeciwników, którzy nadciągają na nas ze wszystkich stron, tak wraz z postępem, spotkania z nimi stają się bardziej ekscytujące i wymagające. Podobnie jak w przypadku walk z mniejszymi przeciwnikami, tak i w trakcie walk z bossami przydaj się odpowiednia strategia. Oczywiście możemy ruszyć na stojące na naszej drodze monstrum z krzykiem i tłuc je bez opamiętania, by po szybkim zgonie, szybko wrócić do boju w skórze innego wikinga, lecz więcej frajdy daje rozważne wyczekanie przeciwnika i poznanie jego bojowego potencjału. Gwarantuje Wam, że zwycięstwo osiągnięta sprytem i taktyką smakuje o wiele lepiej, aniżeli ciągłe wysyłanie kolejnych wojów do piachu.
Uczta dla oczu i uszu
Wspomniałem już na początku, że przed premierą gry, urzekła mnie oprawa wizualna najnowszej produkcji studia Monster Couch. Podtrzymuje to zdanie i powiem więcej, animowana oprawa, którą zaserwowało nam poznańskie studio jest po prostu świetna. Na pierwszy rzut oka przypominać może kreskę, którą mogliśmy obserwować, np. w grze Don’t Starve. Możliwe nawet, że tytuł stworzony przez ekipę Klei Entertainment był inspiracją dla grafików odpowiedzialnych za warstwę wizualną Die for Valhalla!. Co warto podkreślić, w ruchu gra prezentuj się równie dobrze. Animacje postaci oraz wyprowadzane przez nie ciosy, a także efekty specjalne, wywoływane przez różnego rodzaju magiczne substancje i zdolności, również prezentują się wyśmienicie. Podobnie jak wybuchające beczki, czy też kule ognia serwowane nam przez naszych oponentów. Grafika po prostu cieszy oko i fani komiksowej stylistyki na pewno będą mieli co podziwiać.
Pod względem udźwiękowienia Die for Valhalla! również stoi na dobrym poziomie. W trakcie przemierzania lokacji w słuchawkach przygrywa nam nastrojowa, specyficzna dla skandynawskich wojów muzyka. Potęguje ona klimat, który już i tak świetnie zbudowany jest przez odwzorowanie postaci oraz ich atrybuty. Dźwięki wydawane przez naszych oponentów oraz odgłosy walki również zrealizowane są poprawnie i nie można w tej kwestii się do niczego przyczepić. Die for Valhalla! odznacza się także świetnym humorem, w którym nie brakuje nawiązań do popkultury. Prezentacja nowego przeciwnika, który w swoich łapskach dzierży łuk, a pod spodem napis „Nigdy nie biegnij w linii prostej.”, czy próba otwarcia zamkniętej jaskini hasłami „Admin” czy „1,2,3,4”, to tylko niektóre z żarcików, które serwują nam twórcy. Mało inwazyjne dowcipy, które świetnie wpisują się w ogólny klimat gry i sprawiają, że na każdym kroku szukamy kolejnych smaczków.
Nie stój w miejscu
W Die for Valhalla nie zabrakło także systemu rozwoju postaci. Po każdym poziomie mamy możliwość ulepszenie swojej Walkirii, o ile w trakcie eksploracji danej lokacji udało nam się zebrać wystarczająco dużo Chwały. Rozwój naszej protagonistki odbywa się na dwóch płaszczyznach. Jedną nich jest system run. Po zdobyciu każdego poziomu, na tablicy z runami mamy możliwość wykucia siedmiu z nich. Wybieramy spośród czterech atrybutów: ataku, życia, obrony oraz wiary. Wykucie jednej runy to 10 punktów, które ulepszają nam daną statystykę. Możemy więc swobodnie i dowolnie rozwijać naszą Walkirię i zdecydować w jakim aspekcie ma się ona specjalizować, czy też wolimy, aby była ona postacią bardziej zbalansowaną. Drugą płaszczyzną, na której opiera się rozwój postaci jest wybór specjalnych umiejętności. Na każdym poziomie możemy wybrać jedną nową zdolność. Do wyboru za każdym razem mamy kilka i każda z nich niesie ze sobą określone korzyści, jak np. przywoływanie wikingów od razu na drugim lub nawet trzecim poziomie czy zwiększone obrażenia w przypadku niskiego poziomu zdrowia.
Wszystkie te elementy mają znaczący wpływ na rozgrywkę i sprawiają, że ta staję się jeszcze bardziej atrakcyjna. Muszę też przyznać, że to właśnie chęć zdobywania kolejnych poziomów i ulepszania mojej Walkirii sprawiła, że nie mogłem oderwać się od tej gry. Pojawił się u mnie syndrom tzw. „jeszcze jednego poziomu”, bo przecież po przejściu kolejnej lokacji będę mógł znowu zwiększyć atrybuty mojej postaci, nabyć nowe umiejętności i stać się jeszcze silniejszy. Zdarzyło mi się, że ze wspomnianego „jednego” poziomu, nagle robiło się sześć. Die for Valhalla! naprawdę wciąga, a system rozwoju postaci chociaż jest bardzo prosty, to jednak niezwykle angażujący oraz satysfakcjonujący.
Czterej pancerni
W Die for Valhalla! Zaimplementowano także tryb lokalnej kooperacji. Możecie więc wraz z trójką znajomych ruszyć do Midgardu i wspólnie pomóc ludziom odeprzeć atak potworów. Oprócz wspólnego siekania różnego rodzaju maszkar każdy gracz może ulepszać swoją Walkirię na swój sposób i wspierać pozostałych swoimi unikalnymi zdolnościami. Ponadto w trakcie przemierzania lokacji każdy może wybrać inną klasę postaci. Daje to świetną możliwość do stworzenia prawdziwej drużyny bohaterów, które opisywane były w wielu powieściach fantasy. Die for Valhalla! to produkcja wprost stworzona na luźne spotkanie ze znajomymi, podczas których można swobodnie napić się chmielowego wywaru, odprężyć i odrąbać kilka głów stworom, które postanowiły naruszyć spokój ludzi. Polecam wszystkim, którzy wysoko cenią sobie kanapową kooperacje.
Ponadto ekipa Monster Couch zaserwowała graczom dwa poziomy trudności. Normalny oraz roguelite, czyli coś dla fanów ekstremalnych doświadczeń. Na poziomie normalnym wraz ze śmiercią naszej Walkirii konieczne jest jedynie powtórzenie ostatniego poziomu, co nie wiąże się ze zbyt dużymi konsekwencjami, a czasem wychodzi nawet na dobre, ponieważ wiemy czego się spodziewać. Natomiast na poziomie roguelite wraz z momentem śmierci naszej postaci, tracimy również dotychczasowy postęp, a całą zabawą trzeba rozpoczynać od początku. Dzieje się tak zarówno w trakcie naszej samotnej rozgrywki, jak i w trybie kooperacji. Dlatego, jeśli po ukończeniu gry na normalnym poziomie trudności, czujecie niedosyt, to ruszajcie sprawdzić swoje siły w trybie roguelite, gdzie najmniejszy błąd, może być naprawdę bardzo kosztowny.
Udany debiut
Die for Valhalla! to świetna produkcja. Jedynymi wadami są okazjonalne spadki płynności oraz dość długi czas wczytywania poziomów. Jednakże błędy te giną w morzu zalet i w żaden sposób nie były w stanie popsuć mi frajdy z granie w ten tytuł. Nie mogłem się od tej produkcji oderwać, tak więc przyznaję, że Die for Valhalla! wciągnęła mnie bez reszty. Można się przy niej świetnie bawić zarówno w pojedynkę, jak i w gronie przyjaciół. To jedna z tych produkcji, która po ciężkim dniu pozwala się rozerwać oraz odprężyć przed konsolą. Die for Valhalla! jest świetnym przykładem, że w Polsce rynek gier wideo wciąż rośnie w siłę i w naszym kraju jest wielu zdolnych deweloperów, o których w przyszłości będzie głośno. Po takim debiucie jestem przekonany, że o Monster Couch usłyszymy jeszcze nie raz.