Tequila Works w 2012 roku wydało Deadlight, które doczekało się wersji Director’s Cut, nowych animacji, wyższej rozdzielczości, dostępności na ósmej generacji oraz dodatkowego trybu Survival Arena. Pytanie, czy gra zasłużyła sobie na tą drugą młodość? Myślę, że tak.
Podczas gdy gry taktujące o zombie-apokalipsie trzymają się raczej teraźniejszości, tak Deadlight zabiera nas w….przeszłość. W 1986 roku tajemniczy wirus zmienia świat w plac zabaw dla nieumarłych, a tak zwane bezpieczne punkty pozostają jedyną ostoją ludzkości. Tak wiem, brzmi to bardzo sztampowo i arcyschematycznie. Nie dajcie się jednak zwieźć z pozoru powielonemu schematowi przemielonych już tryliony razy zgniłych bebechów, bo Martwe Światło ma w sobie coś ponad to.
Gra pozwala nam wcielić się w Randalla Wayne’a, który wraz z bliskimi stara się dotrzeć do bezpiecznego punktu. Zbieg wydarzeń oddziela jednak naszego protagonistę od grupy, skazując tym samym na samotną, pełną niebezpieczeństw podróż.
Cała fabuła sprawia wrażenie jedynie skrawka jakiejś dłużej historii, której nigdy nie będzie nam dane odkryć. Na szczęście w żaden sposób nie przeszkadza to w odnalezieniu się w sytuacji, w której zostawia nas gra. Scenariusz jest z jednej strony prosty, z drugiej idealnie wpasowany w przedstawione realia. Wszystko jest spójne, przemyślane i dopracowane. Kiedy świat się kończy i wszystkie dobra materialne przestają mieć znaczenie, jedyne co pozostaje, to rodzina i bliscy. Na tym właśnie bazuje Deadlight. W całość wplątano dość psychodeliczne wizje i sny dotyczące przeszłości naszego bohatera, co znacznie ubarwia grę i pozwala lepiej poznać historię.
Deadlight to przede wszystkim gra zręcznościowa. Mroczne miasto, klimatyczne opuszczone magazyny, zdewastowany upiorny szpital i cała reszta miejsc które przyjdzie nam zwiedzić są skonstruowane tak, aby nawet na moment nie puszczać palców z przycisków. Randall czasami złapie za siekierę aby utorować sobie przejście, rozbijając przy tym parę martwych głów. Zdarzy mu się też pociągnąć za spust rewolweru czy strzelby, nie tylko do włóczących ciał, ale także aby na przykład otworzyć sobie przejście. Mimo to, to wciąż gra stricte zręcznościowa.
Płynna animacja i dbałość o szczegóły to niewątpliwie zalety tej produkcji, nasz bohater inaczej reaguje wchodząc w interakcję z przedmiotami podczas biegu, a inaczej podczas sprintu. Potrafi się potknąć, co daje cieniom (tak w uniwersum nazywane są zombi) szansę na posiłek. Gra mimo elementów akcji takich jak walka czy strzelanie bardziej składnia nas do omijania przeciwników i planowania ich obejścia bądź zmylania niż otwartego konfliktu. Czasami daje nam to do zrozumienia zwiększeniem liczby nieumarłych na terenie który przyjdzie nam zwiedzać. Szaleńczy atak, nie ma wówczas sensu.
Udźwiękowienie gry sprowadza się do minimum, co pomaga w budowaniu klimatu. Towarzyszą nam jedynie dźwięki natury, bohatera, oraz wszechobecnego chaosu przekłutego pojękiwaniami truposzy. Dobór aktorów użyczających głosów do gry był trafny. Przyjemnie słucha się zarówno postaci nam towarzyszących bądź napotkanych, jak i samego Randalla i jego przemyśleń. Szczególnie podczas cut-scenek z wykorzystaniem concept art’ów.
Podsumowując, Deadlight to taka perełka wśród side-scrollerów. Mimo mało rozbudowanej mechaniki gry, skupiającej się głównie na elementach zręcznościowych wszystko ze sobą współgra. Dojrzała, refleksyjna fabuła, wiarygodny protagonista, mroczny, brutalny świat – to wszystko łączy się w doskonałą całość sprawiając, że gracz nieświadomie daje się pochłonąć bez reszty. Jeśli już graliście, warto sobie przypomnieć ten tytuł, jeśli nie, to definitywnie polecam. Najlepiej między jakimiś większymi tytułami, bo gra posiada jedynie 3 akty z czego tylko 2 jest dość długi. No i….nie spodziewacie się zakończenia :)