Double Fine już od kilku lat dostarcza nam nawet kilka tytułów rocznie. Nie zawsze są to nowe produkcje, czasami, tak jak w przypadku recenzowanego poniżej Day of the Tentacle: Remastered, mamy do czynienia z odświeżonymi wersjami klasyków z lat 90-tych, za produkcją których stało nieistniejące już studio – LucasArts i oczywiście osoba Tima Schafera.
W przypadku Day of the Tentacle: Remastered, ciężko jest w gruncie rzeczy mówić o odświeżeniu, gdyż jest to w zasadzie remake hitu sprzed lat. Oryginał był niezwykle udanym sequelem gry Maniac Mansion i ukazał się na PC w 1993. W czasach, gdy głównym nośnikiem danych były dyskietki, a Windows oznaczał dziury w ścianach z widokiem na podwórze. Czasu więc minęło sporo, a z punktu widzenia przemysłu growego można by rzec, że nawet kilka epok. Przeniesienie Day of the Tentacle do współczesności wymagało nie tylko gruntownego odświeżenia grafiki i oprawy dźwiękowej, ale przed wszystkim stworzenie nowego interfejsu przystosowanego do obecnych standardów.
Jednak zacznijmy od początku. Day of the Tentacle: Remastered to gra przygodowa typu point and click. Jednak w przypadku gier Duble Fine nie oznacza to, że fabuła przejdzie się sama. Jak w większości klasycznych tytułów również i w tym, będziemy musieli się nieco nagłowić by zakończyć rozgrywkę. Fabuła gry, ponownie jak to w przypadku produkcji, w których ręce maczał Tim Schafer jest zwariowana, surrealistyczna i bardzo sprawnie przyprawiona czarnym humorem, który po 23 latach wciąż bawi do łez.
W trakcie rozgrywki mamy okazję kontrolować, w zależności od sytuacji jedną z trzech grywalnych postaci znanych z pierwowzoru Maniac Mansion, który notabene jest dostępny w Day of the Tentacle: Remastered – taka gra w grze. Bohaterowie wykorzystując maszynę dr Freda, biorą udział w podróży w czasie. Celem ich misji jest powstrzymanie biegu wydarzeń, który doprowadził do narodzin fioletowej macki, która to po wypiciu toksycznej cieczy wydobywającej się z pracowni doktora, postanowiła zapanować nad światem. Naszym bohaterom jednak nie dopisuje szczęście i podróż w czasie kończy się wypadkiem, wskutek którego każdy z nich trafia do innej epoki. Współpraca między Bernardem, Hoagiem i Lavernem jest więc mocno utrudniona. Fabuła wydaje się szalona i właśnie taka miała być. Postacie się nieźle skrojone i wciąż mogą bawić nie tylko starszych graczy, którzy dobrze pamiętają oryginał, ale również młodszych, niestroniących od wymagającej i nietuzinkowej rozgrywki.
Jakość odświeżenia stoi na wysokim poziomie. Grafika jest kreskówkowa i w najmniejszym stopniu nie odstaje od współczesnych niezależnych produkcji. Co ważne gra jest pozbawiona błędów technicznych, które nierzadko nękały produkcje odświeżane przez Double Fine. Tak więc jeśli ktoś narzekał na niedoróbki i bugi w Grim Fandango Remastered, to w Day of the Tentacle: Remastered raczej ich nie doświadczy. Czyli grafika na plus, ale nieco gorzej wygląda sprawa z oprawą muzyczną. I nie chodzi tu o błędy techniczne, ale o fakt, że nie wytrzymała ona próby czasu. Na początku jest ok, jednak po godzinie rozgrywki zaczyna ona drażnić nasze uszy.
Kolejnym mankamentem gry jest już standardowy w produkcjach Double Fine, brak spolszczenia. Niestety ich produkcje w dużej mierze opierają się na zrozumieniu dialogów. Nieznajomość lub braki w języku angielskim mogą nam nieco utrudnić rozgrywkę oraz czerpanie radości z nieprzeciętnego humoru.
Day of the Tentacle: Remastered to smakowity kotlet, pod którym można by napisać – „Tak należy robić remastery”. I nie dotyczy to jedynie jakości jego wykonania, ale również faktu jaki tytuł został odświeżony. Głównym celem remasterowania gier powinna być nie tyle chęć zarobienia kasy drugi raz na tym samym tytule, ale pragnienie uchronienia kultowych produkcji przed zapomnieniem. Double Fine stwarza warunki do tego, by gracze reprezentujący młodsze pokolenie, urodzone w latach 90-tych i później, miało świadomość istnienia świetnych tytułów w czasach zanim FPS-y zaczęły przyczyniać się do martwicy mózgu. Czy Tim Schafer osiąga swój cel? I tak i nie. Robota co prawda wykonana jest perfekcyjnie, ale tego typu gry raczej nie podbiją zbyt wielu młodych serc. Choć z drugie strony, dotarcie do masowego odbiorcy nigdy nie było celem twórców Broken Age.