To już kolejny tytuł z wczesnego dostępu, który opisuję na tym portalu, ale rzadko kiedy trafia się produkcja tak grywalna i dopracowana. Potencjał drzemie w wielu grach, a pomysłów na zadowolenie graczy jest mnóstwo, patrząc na to ile codziennie ukazuje się tytułów na Steamie. Jednak w zalewie niepotrzebnych nam produkcji, Banners of Ruin to tytuł, który z czystym sumieniem można polecić już dzisiaj.
Banners of Ruin zostało wydane pod koniec lipca, a odpowiada za nie debiutujące studio MonteBearo. Omawiany tytuł jest miksem dungeon crawlera i karcianki, zawiera również elementy rougelite.
Zadaniem gracza jest przedostać się przez pełne niebezpieczeństw drogi miasta Gwiazda Zaranna. W ciągu jednego przejścia, na które zejdzie nam od 3 do 6 godzin, będziemy budować swoją własną talię kart oraz drużynę z maksymalnie 6 ras, by pokonać kliku bossów i na końcu zmierzyć się w finałowej walce z naczelnikiem straży miasta. Grę osadzono w klimacie średniowiecza z humanoidalnymi zwierzętami. Do wyboru mamy więc m.in. bobry, niedźwiedzie czy wilki, maksymalnie bohaterów może być sześciu, a ich śmierć jest permanentna, jak to w „rogalikowych” grach bywa. Utrata ostatniego członka drużyny powoduje konieczność rozpoczęcia przechodzenia gry od nowa. Bonusem są punkty otrzymywane po każdym przejściu, za które możemy odblokowywać nowe karty i zdolności pasywne, będące ułatwieniem w kolejnych rozgrywkach.
Rozgrywka w Banners of Ruin składa się z dwóch części – w pierwszej mamy do wyboru 1 z 3 dróg, jak na screenie poniżej. Musimy wybrać którąkolwiek ze ścieżek, by posunąć akcję do przodu. Czasami drogi prowadzą nas do handlarza lub innego osobnika, gdzie możemy kupić jakieś karty do talii, czy wyleczyć członka drużyny. Istnieje możliwość natrafienia na jakieś losowe zdarzenie, ale najczęściej czeka nas za rogiem rozwiązanie siłowe. Za wygrane potyczki awansujemy postacie na kolejne poziomy, aby odblokowywać dla nich kolejne karty talentów i umiejętności pasywne, które z czasem mogą mieć ogromny wpływ na przebieg rozgrywki. Niekiedy na naszej drodze znajdziemy też możliwość zmiany oręża i pancerza, co znacznie poprawia statystyki bohaterów.
Walka odbywa się w turach i nie jest przesadnie skomplikowana. Karty są zbieranie dosyć szybko i nasza talia rośnie, ale nie jest ich aż tak wiele, by się w tym wszystkim pogubić. Postacie z początkiem nowej tury mogą dowolnie używać wylosowanych kart poza tymi specjalnymi, dostępnymi tylko dla nich. Bohaterowie mają określoną ilość punktów wytrzymałości i woli. Użycie danej karty zużywa jakąś ich część, więc w teorii, gdy nasze postacie są mocne – możemy atakować przez całą walkę tylko jednym członkiem drużyny. To jednak zależne jest od samych kart i tego, jak budujemy swoją talię. Każda postać posiada też odpowiednią ilość życia i pancerza, co możecie zobaczyć na poniższym screenie. W dodatku bohaterowie mogą się umiejscowić na dwóch rzędach i to również ma walor taktyczny – nie wszystkie ataki spełniają swoją funkcję dla innego rzędu.
Banners of Ruin w tym momencie jest bardzo dobrze przygotowane i ma solidne fundamenty, a także po prostu bawi. Nawet nie pamiętam jak szybko minął jeden, czy drugi wieczór spędzony na kombinowaniu z potyczkami. Nie jest to gra łatwa i na wielu błędach się po prostu uczymy, pomimo przemyślanego wprowadzenia. Taktyczne rozgrywki potrafią przyprawić o pozytywny ból głowy, oprawa audiowizualna jest całkiem przyjemna, a przejście jednej rozgrywki mieści się w optymalnym czasie, przy którym ani się wynudzimy, ani nie skończymy za szybko.
Banners of Ruin w przeciągu miesiąca od premiery wczesnego dostępu zdobył blisko 80% pozytywnych ocen z prawie 300 recenzji. To dobry wynik i powinien natchnąć studio do dalszych prac nad grą. Autorzy celują w premierę na przyszły rok, ogólnie gra powinna być w Early Access maksymalnie 12 miesięcy. Finalna wersja Banners of Ruin będzie zawierać większą pulę kart, dostępnych postaci i inne scenariusze kampanii. MonteBearo wspomina też o zwiększeniu ceny gry po premierze, więc szczerze polecałbym czekać na świąteczne promocje i kupić grę właśnie na niej, bo warto.