Armello – recenzja

Armello

Co się stanie, gdy połączy się strategię, karciankę i planszówkę? No i do tego dorzuci na koniec jeszcze jakieś elementy gry RPG? Do niedawna nie wiedziałem. Ba, nawet o tym nie myślałem. Ale pomyślał za mnie ktoś inny. Ludzie z australijskiego studia League of Geeks. Zastanowili się nad tym i to zrobili. Przy drobnej pomocy ludzi z Kickstartera. I co właściwie z tego miksu wyszło? Armello. W skrócie to udane pomieszanie elementów z różnych, wyżej wymienionych gatunków.

armello1

Jakie jest Armello, każdy widzi. Rozgrywka toczy się na planszy złożonej z heksagonalnych pól. Warto tutaj dodać, że plansza generowana jest losowo na początku każdej gry. Nie odkryję niczego nowego, jeśli powiem, że po tej planszy się poruszamy. W każdej turze mamy do spożytkowania trzy punkty ruchu. I tutaj nadchodzi mechanika pól. Bo ich rodzaje są różne. Na ten przykład wejście w góry zabiera nam dwa punkty ruchu. A wejście w takie bagna ujmują nam jeden punkt zdrowia. Po polach głównie chodzimy, żeby eksplorować teren i dotrzeć do naszego celu.

A cel w tym tytule jest jeden. Stać się nowym królem. Na szereg różnych sposobów. Możemy zabić władcę, poczekać na jego śmierć mając największy prestiż, odczarować go i tak dalej i tak dalej. Cała fabuła opiera się wokół konfliktu klanów. Każdy przedstawiciel chce zostać nowym władcą tytułowego Armello. Albowiem aktualny król toczony jest chorobą i z każdym kolejnym dniem coraz bardziej podupada na zdrowiu i przede wszystkim umyśle. Tak zwana skaza powoduje, że władca popada w coraz głębsze szaleństwo. A… zapomniałem wspomnieć o tym, że gramy tu zwierzętami. Tak, twórcy poszli w ciekawe realia świata pełnego humanoidalnych stworzeń. Mnie to pasuje, zawsze to jakaś miła odmiana i nadaje charakteru bajkowości. Możemy grać jednym z przedstawicieli klanu wilka, niedźwiedzia, szczura i królika. Król jest oczywiście lwem.

armello2

I cała ta produkcja strasznie przypomina mi Talismana. W Polsce być może bardziej znanego pod nazwą Magia i Miecz. No bo sam trzon rozgrywki jest bardzo podobny. I tu, i tu założenia są niemalże identyczne. Chodzimy po planszy, dobieramy karty różnych rodzajów, uczestniczymy w zdarzeniach, podnosimy swoje statystyki, a na sam koniec lecimy na łeb na szyję po Koronę Wła… przepraszam do zamku Lwiego Króla. Cóż, jak ktoś grał w Talismana, to powinien polubić i Armello. W dużym skrócie jest to wykorzystanie podobnego trzonu, aby zrobić jakąś inną produkcję. Dla mnie jest to pomysł bardzo dobry. Dlaczego nie korzystać z dobrych, sprawdzonych rzeczy? Najważniejsze, że twórcom się to udało.

armello4

Tylko jest jeden problem. Gra szybko się nudzi. Nie zrozumcie mnie źle, jest bardzo dobra. Jednak… jednak czegoś tu brakuje. Mamy bardzo fajny, fabularyzowany prolog pełniący również rolę samouczka. Po prologu następuje zwyczajna gra, której pierwsze ukończenie zajmie gdzieś czterdzieści minut. To planszówka, więc to jest jak najbardziej normalne. No i potem gramy po raz kolejny. Żeby przetestować inną postać, sprawniej ukończyć grę, sprawdzić inne możliwości jej zakończenia. Również, żeby zdobyć przedmioty, którymi jesteśmy nagradzani po spełnieniu określonych warunków i uzupełniać swoją kolekcję kart. Gramy kilka gierek, dowiadujemy się nowych rzeczy. Między innymi możliwości przyśpieszania tur SI (no wreszcie rzec można). No i nachodzi lekka nuda, bo robimy ciągle podobne rzeczy ze sztuczną inteligencją. Czyli słabym wrogiem. Lecimy do multi. Rozgrywamy partyjkę i jest okej. Ale to zależy, na kogo właściwie natrafimy. O ile natrafimy w ogóle, bo Armello nie ma jakiejś wielkiej liczby graczy. Co ciekawe, po grze multiplayer zdobywamy skrzynkę. Tak… jest tu system skrzynek znany z, chociażby Team Fortress 2.

armello3

Aż wreszcie ogarniamy, czego nam tu brakuje. Fizycznego kompana. Bo kto chce grać w planszówkę lub strategię turową samemu albo z innym graczem przez internet. Do tego potrzeba kogoś przy sobie. Niczym w trzecich Herosach. Mianowicie trybu tak zwanych gorących krzeseł. Jednak co się okazuje? W Armello nie ma takiej możliwości! Gdyby był tu tryb hot seat, to gra byłaby ogromnie grywalna i żywotna. No bo co ja mam sam sobie komentować swoje ruchy? Albo ironicznie przezywać nieistniejące SI? Nie. Tak się nie da.

Tyle. Gra jest bardzo dobra. Grafika jest miła i przyjemna dla oka. Tak samo z muzyką i efektami dźwiękowymi. Mechanika podobna do Talismana również daje przyjemność. Ale po kilkunastu ograniach zwyczajnie nudzi. Siłą planszówek jest to, że mogę w nie grać z osobą, która siedzi obok mnie w tym samym pokoju. Co z tego, że mogę odpalić multiplayer, jeżeli już mnie nudzi single. Tylko to nie to samo. Tu nie ma nawet czatu z prawdziwego zdarzenia, a możemy tylko mówić określone odzywki. Jeżeli nie mogę pograć w planszówkę z kolegami w trybie hot seat, to dla mnie jest to… no średnia planszówka. Można ten tytuł uruchomić raz na jakiś czas, ale nie namiętnie się zagrywać. Jest tu straszny dysonans z tego powodu, iż gra jest naprawdę fajna i przyjemna. Cóż zrobić. Twórcy nie planują dodania tego trybu. Twierdzą, że mechanika na to nie pozwala. Osobiście mam całkiem inne zdanie, jednak to już jest koniec.

Plusy
  • Ciekawy pomysł
  • Ładna otoczka graficzna i dźwiękowa
  • Przyjemna i łatwa rozgrywka
Minusy
  • Szybko nudzi
  • Brak trybu hot seat
7
Ocenił Robert Chełstowski
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic