Już wiele lat mamy możliwość grania w produkcje od SCS Software tyczące się ciężarówek. Pamiętacie od czego to się wszystko zaczęło? Od Hard Truck: 18 Wheels of Steel. Kolejne odsłony tej serii jak Pedal to the Metal czy Haulin były niezłe, ale jednak wiele im brakowało do doskonałości. Stąd też masa modów chociażby do Haulina, w tym bardzo ciekawy projekt odwzorowania mapy Polski. Był też średnio udany Bus Driver, beznadziejny Euro Truck Simulator…ale już jego druga część była świetna. Nowy silnik graficzny, większa mapa, masa przeróżnych modów – sukces ETS 2 spowodował powrót do korzeni i to z bardzo dobrym skutkiem. Zapnijcie pasy, czas na American Truck Simulator. Czas na California Dream!
Po odpaleniu gry ukazuje nam się możliwość stworzenia profilu. Nie jest on podobny do tego z ETS 2. Jest identyczny. Kropka w kropkę, jedynie są inne loga naszej firmy do wyboru, czy też facjaty. Wybieramy miasto, w którym rozpoczniemy naszą przygodę i możemy ruszać! Autorzy udostępnili nam jedynie 2 stany – Kalifornię i Nevadę. W planach na pewno jest jeszcze Arizona, ale akurat w wersji recenzenckiej nie mogłem jeszcze po niej pojeździć. Jednak teren nie jest wcale taki mały, jakby się wydawało. Znalazła się zatem bardzo duża liczba miast. Zarówno te duże, znane przez każdego jak Los Angeles, San Francisco, Las Vegas i Sacramento, czy takie o których istnieniu dowiemy się po raz pierwszy – Primm czy Carlsbad. Nie ukrywam, że bardzo liczyłem na to, że miasta w ATS będą większe od tych w ETS 2 i się nie zawiodłem. Miasta jak Las Vegas rzeczywiście są bardziej rozbudowane. Na uwagę zasługuje też to, że niektóre firmy rozsiano gdzieś w pobliżu miast, przy podrzędnych drogach. W ATS musiałem czasem przejechać na drugi koniec miasta żeby dojechać do innej firmy i przyjąć zlecenie. I wcale nie oznaczało to przejazd przez światła i skręt w prawo, jak to bywało w ETS 2. Za to należą się brawa.
Gdyby jednak ktoś nie znał wcześniej Euro Truck Simulator 2, ani żadnej odsłony z wcześniejszej serii Hard Truck to już śpieszę z wyjaśnieniem. Głównym zadaniem gracza jest stworzenie prosperującej firmy przewożącej różnej maści towary, przedmioty czy maszyny. Gracz najpierw nie ma nawet własnej ciężarówki i tylko jeździ różnymi maszynami z miast do miast, ale gdy zarobi odpowiednią ilość gotówki (lub weźmie kredyt we fra…dolarach) – kupuje własny sprzęt i wtedy zaczyna się zabawa. Zlecenia, które przyjmujemy jeżdżąc własnym truckiem są lepiej opłacane. Dodatkowo, możemy rozbudować swoją siedzibę i zatrudniać innych kierowców – pomnażając zyski. Gracz za każde zlecenie dostaje punkty doświadczenia, a wraz z nowym poziomem może m.in. zyskać uprawnienia do przewożenia różnych materiałów wybuchowych czy też jeździć dłuższe trasy, co zdecydowanie powiększy stan naszego portfela. Umiejętności jest sześć, ale nie warto zajmować się wszystkimi na raz, a na pewno nie od razu.
Autorzy dokonali też paru mniejszych zmian. Jedną z nich jest możliwość wyboru dostawy naczepy. Dotychczas dostawało się po prostu miejsce i albo się parkowało, albo naciskało się automatyczne parkowanie. W American Truck Simulator można to zrobić na trzy sposoby. Pierwszy – automatyczny (ale bez bonusu), drugi – łatwe parkowanie (z drobnym bonusem, gdzie w zasadzie musimy przejechać parę metrów prosto) i trzeci – dla „zawodowców”, który daje całkiem niezłą ilość punktów doświadczenia. Rozwiązanie bardzo dobre, z pewnością tak jak w poprzednich odsłonach będziecie kombinować na różne sposoby, aby zaparkować i dostać bonus.
W American Truck Simulator nie zabraknie policji, którą możemy spotkać bardzo często podczas naszej rozgrywki. Nawet nie myślcie, że będą pić kawę i jeść pączki. Mandaty dawane są za przekroczenie prędkości, stłuczki, czy brak świateł. Moim zdaniem są odrobinę za duże, w pierwszych godzinach gry jest to praktycznie ¼-1/5 kwoty, którą zarabiamy za zlecenie. Czasami zdarza się po prostu ciężka stopa, a w Kalifornii, gdzie ograniczenie prędkości jest bardziej restrykcyjne (55 mph) – oznacza niemal pewną karę co kilkadziesiąt mil.
Gra wciąga naprawdę bardzo mocno i kilkanaście zleceń upłynie szybciuteńko. Z różnych przyczyń, jedną jest świetne AI – komputerowi kierowcy świetnie reagują na zdarzenia na drodze, absolutnie nie mamy się co martwić na jakieś dziwne ruchy czy piratów drogowych. Inną są te wspaniałe widoki – ATS jest zdecydowanie bardziej klimatyczny od europejskiego brata. Z jednej strony mamy fantastyczne (zwłaszcza nocą) Las Vegas czy San Francisco, a z drugiej bezdroża, czy też te maleńkie miasteczka, przez które przejeżdżamy. Prawie każdą z dróg szybko zapamiętałem, bo były w pewnym sensie unikatowe.
I tu przechodzimy do ważnej rzeczy, czyli grafiki. Na screenach widać, że American Truck Simulator wygląda bardzo dobrze. Jednak i tak najbardziej tytuł zyskuje „w ruchu”, a do tego warto odnotować, że jest też nieźle zoptymalizowany. Krajobrazy potrafią zachwycić, to już wspominałem, ale i same ciężarówki wyglądają bardzo okazale. Szkoda jednak, że do tej pory mogłem pojeździć tylko Kenworth T 680 lub Peterbilt 579. W stosunku do Euro Truck Simulator 2 jest w tym względzie niewątpliwie ubogo. Natomiast zawsze możemy naszą ciężarówkę ulepszyć – nie wszystko od razu, gdyż wiele usprawnień może być zakupionych dopiero po osiągnieciu danego poziomu.
American Truck Simulator to na pewno świetny tytuł, który spodoba się wszystkim tym, którzy uwielbiają Euro Truck Simulator 2. Co do tego nie mam wątpliwości. American ma swój styl (chociaż szkoda, że interfejs nie został poddany choćby drobnemu liftingowi), piękne widoki, masę kolejnych zleceń do zrealizowania. Brać i się nie zastanawiać. Na ferie, czy też sesję studencką – jak znalazł.