Mam dla was zagadkę. Kategoria – gra komputerowa. Akcja rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej. Eksplorujemy generowane losowo obce planety. Walczymy w przestrzeni kosmicznej i na powierzchni planet. Odkrywamy nowe gatunki roślin i zwierząt. No i nie jest to No Man’s Sky. Wiecie? Pewnie do niedawana po ostatniej podpowiedzi, czułbym się skołowany, ale poznałem Morphite. Niestety.
Po obejrzeniu zwiastuna nowej produkcji studia Crescent Moon Games, stwierdziłem, że muszę w nią zagrać. Co mnie napadło? Byłem akurat oczarowany, ile dobrego dały ostatnie aktualizacje wspomnianej powyżej grze od Hello Games i stwierdziłem, że chcę więcej. Morphite zapowiadało się na takie minimalistyczne No Man’s Sky i kupiło mnie już kilkoma obrazkami. Szybko okazało się, że pozorne walory produkcji są jej największymi wadami.
Gra opowiada historię Myrah Kale, dziewczyny bez twarzy, która wraz ze swoim przybranym ojcem pracuje jako mechanik na jednej ze stacji kosmicznych. Pewnego dnia bohaterka zostaje wysłana na obcą planetę, w celu zdobycia niezbędnych w pracy surowców. Rutynowa misja niespodziewanie zamienia się w życiową przygodę. Otóż Myrah staje przed szansą poznania swojej przyszłości oraz jej związku z tajemniczym i niezwykle rzadkim minerałem nazywanym Morphite. Zapinamy więc pasy, bo czeka nas…nudny spacerek z balkonikiem.
Naszym zadaniem jest wykonywać kolejne misje, zlecane nam przez gadatliwego kota. To on najczęściej wskazuje nam układ słoneczny oraz planetę, na którą musimy się dostać w celu zrealizowania misji. Podróż przez kosmos jest jednak do bólu uproszczona. W naszym statku kosmicznym oznaczamy na mapie, gdzie chcielibyśmy polecieć a następnie automatycznie pojawiamy się na wskazanej wcześniej planecie lub stacji kosmicznej. Swobodny wybór ciała niebieskiego też nie jest za bardzo możliwy, gdyż na większości planet panują warunki, które uniemożliwiają nam swobodną eksplorację. Co prawda możemy na nich wylądować, ale po kilkunastu sekundach w niesprzyjających warunkach tracimy życie.
Gdy już jednak trafimy na planetę, po której powierzchni możemy się swobodnie przemieszczać, nie zostajemy przez twórców obrzuceni bogactwem aktywności. Ograniczeni zazwyczaj jesteśmy do bardzo małej lokacji, na której skanujemy nowe gatunki fauny i flory oraz zabijamy agresywne gatunki zwierząt. Gra jako FPS sprawdza się tragicznie. Analogi są bardzo czułe, przez co precyzyjne strzelanie, czy nawet skanowanie zwierząt będących w ruchu, to czysta mordęga. Sam system walki jest dość komiczny – oddajemy kilka strzałów, cofamy się unikając kontaktu z wrogiem i następnie oddajemy kolejne strzały. I tak do skutku. Oczywiście nie możemy zapominać o celach naszych misji, choć ich realizowanie nie daje za dużo frajdy.
Gra posiada dość istotny aspekt ekonomiczny. Zebrane surowce oraz informacje są niezbędne w celu przeprowadzania transakcji handlowych. Na stacjach kosmicznych można zwiększyć naszą odporność na obrażenia, zrobić upgrade broni lub polepszyć osiągi statku. Po co? Otóż co jakiś czas zdarza się, że podczas podróży musimy złoić kilka tyłków w przestrzeni kosmicznej. Sama walka jest bardziej pasjonująca niż zmagania na powierzchni planety, ale pełni ono funkcję jedynie skromnej minigierki na kilkanaście sekund.
Wizualnie Morphite prezentuje się dość zachęcająco. Jego oprawa choć minimalistyczna i kanciasta, to poprzez zastosowanie stylistyki low poly i szerokiej palety żywych barw, wygląda bardzo estetycznie. Biorąc pod uwagę, że jest to produkcja Indie, trzeba przyznać, że twórcy obrali dobry kierunek, jeśli chodzi o oprawę graficzną. Niestety nie ratuje ona sytuacji. Pomimo że, wiele planet ogranicza nas do naprawdę niewielkich przestrzeni, to deweloperzy nie do końca wiedzieli, jak je ciekawie zagospodarować. Troszkę lepiej sytuacja wygląda w jaskiniach lub budynkach, ale czar pryska, gdy przyjdzie nam stoczyć kosmiczną walkę z bossem lub mniejszymi przeciwnikami.
Kolejną sprawą, która już po kilkunastu minutach rozgrywki dosłownie odrzucała mnie od produkcji Crescent Moon Game, jest udźwiękowienie. Twórcy przy produkcji Morphite inspirowali się ponoć takimi kultowymi seriami jak Metroid czy Turok. Audio niby bardziej o tym świadczy niż rozgrywka, ale natężenie z jakim jesteśmy atakowani dźwiękami strzałów i skanowania, sprawia, że nasz układ nerwowy dostaje ostry wycisk. Samej oprawie muzycznej niby nie można odmówić klimatu, ale przez powtarzalność szybko staje się męcząca.
Morphite to tytuł, który trudno mi polecić. Być może dla niektórych graczy będzie miał on w sobie coś urzekającego, jednak ja nie odnalazłem w tej produkcji dosłownie niczego, co przekonałoby mnie do jej ukończenia, gdyby nie fakt, że muszę ją zrecenzować. Ciekawa oprawa i niezły pomysł na grę to za mało. W Morphite kuleją dosłownie wszystkie kluczowe elementy rozgrywki, głównie za sprawą ubóstwa ukrytego pod płaszczykiem prostoty. W Morphite prawie nic się nie dzieje. Gdy ukończymy mało porywającą historię i zmodernizujemy swój sprzęt, nie ma powodów, żeby wrócić do wcześniejszych lokacji, a nowe są zbyt podobne do poprzednich, przez co nie mają nic do zaoferowania.