Electronic Arts ma całkiem niezły rok. Z pewnością najlepszy od lat. Amerykańska firma rozpoczęła go od mocnego otwarcia remakiem Dead Space, później było niezłe Wild Hearts i jeszcze lepsze Star Wars Jedi: Ocalały. I tak wiem, że zaraz ktoś wyskoczy, że co ja niby gadam, wszak na PC te dwa ostanie tytuły działały fatalnie i wciąż ich stan jest daleki od ideału. Cóż, kto kupuje na premierę gry od EA na blaszaka, ten musi się liczyć z ryzykiem.
Pod koniec sierpnia, zadebiutował kolejny tytuł wydany przez elektroników, tym razem stworzony przez debiutujące studio Ascendant. Firma założona przez byłych pracowników EA i Telltale Games powstała w 2018 roku i po 5 latach możemy w końcu skosztować owocu jej pracy, czyli Immortals of Aveum. Czy nowa marka jest tegorocznym czarnym koniem, wśród gier AAA? Czy ponownie zawodzi pod względem optymalizacji na PC?
Powinienem teraz powiedzieć, że dowiecie się z recenzji, ale tych już jest w internecie cała masa i zdążyliście się pewnie zorientować, że z Immortals of Aveum żadne pozytywne zaskoczenie roku, a na komputerach osobistych działa najgorzej ze wszystkich tegorocznych gier wydanych wydanych przez EA. Ale to jeszcze nie ten moment, żeby się rozejść, bo mimo wszystko, warto debiutanckiemu projektowi Ascendant Studio dać szansę. Dlaczego? O tym w materiale. Startujemy.
Akcja Immortals od Aveum rozgrywa się w fantastycznym tytułowym świecie, w którym wcielamy się w drobnego złodziejaszka Jaka. Tym, czym wyróżnia się świat gry, jest magia, z której w mniejszym czy większym stopniu mogą korzystać wszyscy. Życie mieszkańców, to jednak nie sielanka, gdyż podzielone na krainy Aveum od lat trawi wszechwojna, w której jedną ze stron konfliktu jest nijaki Sandrakk, Magin pragnący zapanować nad całą magią pięciu królestw. Jak wraz z przyjaciółmi nie zaprząta sobie głowy polityką i stara się po prostu przetrwać kolejny dzień. Sytuacja się zmienia, gdy biedna dzielnica bohatera zostaje doszczętnie zniszczona przed wrogiego najeźdźce, a sam chłopak heroicznie odpierając atak, ujawnia zdolności przebudzonego, czyli kandydata na Magina. Żądny zemsty młodzian przyłącza się do Zakonu Nieśmiertelnych dowodzonego przed Kirkan, feldmarszałek Armii Światła.
Tak zaczyna się nasza przygoda, podczas której przechodzimy szkolenie, bierzemy udział w walkach i zostając jednym z Nieśmiertelnych, a ostatecznie los całego Aveum leży w naszych rękach. Twórcy z jednej strony zaserwowali nam sztampową historię od frajera do bohatera, ale z drugiej doprawili ją niejedną tajemnicą i intrygami, dzięki czemu fabułę śledzi się z zaciekawieniem. Nie jest to może absolutny top w historii gier fabularnych, bo postacie poboczne są dość nieciekawe i antypatyczne, a i sam protagonista raczej nie stanie się ikoną gier akcji, ale też twórcy nie mają się też czego wstydzić. Po prostu w warstwie fabularnej, Nieśmiertelni z Aveum to całkiem przyzwoita propozycja.
Tym co od zapowiedzi gry najbardziej intrygowało graczy, nie była wcale opowieść, lecz rozgrywka. Produkcja bowiem jest dość liniowym singlowym pierwszoosobowych shooterem. Shooterem bez broni palnej w dosłownym znaczeniu. Jak jako żołnierz Armii Światła potrafi świetnie władać magiczną energią, której sieci spowijają pięć królestw. W grze mamy trzy magie oznaczone odpowiednio kolorem niebieskim, czerwonym i zielonym. By okiełznać każdą z nich, Magini korzystają z pieczęci, które są czymś w rodzaju bajeranckiej rękawicy, za pomocą której miotamy magicznymi pociskami, a przekładając to na język klasycznych FPS-ów, po prostu w grze jednocześnie dysponujemy trzema rodzajami broni.
Sam system strzelania jest bardzo przyjemny i po kilku godzinach, kiedy już w nasze ręce trafiają lepsze pieczęcie, zaczynami czerpać sporo frajdy z dynamicznej rozwałki. Feeling podczas korzystania z magi jest na wysokim poziomie i nawet przez chwilę nie było mi szkoda, że nie dzierżę w rękach karabinu maszynowego.
System walki nie ogranicza się jednak do trzech broni na wyposażeniu i bardzo szybko twórcy poszerzają arsenał naszego bohatera o kolejne umiejętności. Ważną rolę pełnią Furie, do korzystania, z których potrzebna jest nam odpowiednia ilość many. Furie to potężne zaklęcia wywołujące przeróżne efekty na polu bitwy, jak pociski namierzające, ognisty podmuch czy skalisty wybuch roztrzaskujący ochronną barierę przeciwników.
A to jedynie zaklęcia wywoływane prawą ręką. W lewej dysponujemy totemami, czyli talizmanami do rzucania zaklęć manipulacji, jak tarcza, bicz przyciągający wrogów czy zielone gluty spowalniające oponentów. Co istotne, zarówno Pieczęcie jak i Totemy podzielone są na klasy oznaczone typowymi kolorami i możemy je odnajdywać podczas eksploracji oraz wytwarzać i ulepszać w przeznaczonych do tego celu kuźniach. Bez gotówki nie mamy co do nich startować, tak więc przeszukiwanie terenu w poszukiwaniu skrzyń ze złotem, jest niezbędne bu móc wzmacniać nasz arsenał.
Kolejnym elementem zwiększającym nasze możliwości na polu bitwy, są talenty, będący niczym innym jak punktami umiejętności, za pomocą których możemy zwiększyć do maksimum moc, którejś z magii lub strać się je rozdysponować na każdy kolor.
Jak więc widzicie i słyszycie rozwój postaci oraz arsenału pełni w grze bardzo istotną rolę, szczególnie jeśli gramy na najwyższym z trzech dostępnych poziomów trudności. Z każdym kolejnym rozdziałem przeciwnicy są bardziej wymagający i zarówno regularne starcia z gromadą pomniejszych oponentów, jak i walki z bossami, potrafią napsuć sporo krwi.
Do projektu samych wrogów również ciężko mi się przyczepić. Choć nie ma ich zbyt wielu rodzajów, to są zróżnicowani pod względem stylu walki. Jedni atakują w zwarciu, inni rażą pociskami z dystansu. Podczas starć na ekranie dzieje się naprawdę sporo, więc warto kontrolować pasek naszego życia, gdyż w ferworze magicznych potyczek gra nieszczególnie wyraźnie daje nam do zrozumienia kiedy zbieramy cięgi.
Od strony wizualnej Immortals of Aveum prezentuje się przyzwoicie. Choć nie wiem, czy to dobre słowo, po prostu zarówno podczas rozgrywki jak i cutscenek wizualia są dość nierówne i jednym razem imponują, innym trącą siódmą generacją. Wiele projektów lokacji i krajobrazów wyglądają jak z odświeżonej graficznie gry z ery PlayStation 3. Od początku obecnej generacji, twórcy przeróżnych gier próbują sprzedać swój produkt hasłem, nasza gra powstała na silniku Unreal Engine 5? Podobnie było w przypadku Immortals of Aveum. Tymczasem dla konsumenta posiadającego sprawny zmysł wzroku, deklaracji stworzenia gry na najnowszym silniku nie ma absolutnie żadnej wartości, gdyż najważniejsze jest to, co widzimy. Gra wygląda dobrze, ale na rynku jest dostępnych wiele ładniejszych gier z poprzedniej generacji i obecnej, które powstały na Unreal Engine 4.
Jeśli chodzi o scenki przerywnikowe, to zdecydowanie bliżej jest do wizualnej klasy światowej niż podczas rozgrywki. Nie ma mowy o kompromisach i widać efekty świetnie wykonanej pracy podczas sesji motion capture.
Oprawa muzyczna, choć niezbyt wbijająca się w pamięć, dobrze sprawdza się jako tło dla rozgrywki. Nowoczesne, choć subtelne brzemienia sprawnie kontrastują z quasi średniowiecznym settingiem i nie wybijają z immersji. Na równie wysokim poziomie stoi aktorstwo głosowe, co do którego nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń.
Pomimo niezłej historii zrealizowanej w miłej dla oka oprawie, przyjemnemu systemowi walki i sprawnie zaprojektowanemu rozwoju postaci, Immortals of Aveum dręczy kilka problemów. Jednym z nim jest schematyczność rozgrywki. Gra wygląda jakby była robiona według instrukcji i po kilku godzinach, dosłownie z chirurgiczną precyzją przewidujemy kiedy zaatakują nas przeciwnicy, gdzie może być ukryta skrzynia z cennymi fantami lub kiedy rozgrywka zostanie przerwana cutscenką. Pomimo usilnych starań, by urozmaicić zabawę banalnymi zagadkami, czy opcjonalnymi etapami zakończonymi nagrodą, schematyczność rozgrywki jest tym, co sprawia, że trudno zatracić się w debiutanckim dziele Ascendant Studio.
Duża w tym wina struktury gry. Otóż Immortals of Aveum nie jest ani produkcją w otwartym czy też w półotwartym świecie, ani też nie zapewnia klasycznych filmowych doznań, typowych dla współczesnych liniowych tytułów. Świat gry jest podzielony na wiele mniejszych lokacji, do których podróżujemy za pomocą portali. Choć możemy wrócić do miejsc wcześniej odwiedzanych w celu odnalezienia wszystkich znjadziek i skarbów, to jednak nie mamy żadnej motywacji, by to uczynić i misja po misji przeskakujemy do lokacji, w których rozgrywa się bieżąca akcja. Immortals of Aveum nie ma bowiem misji pobocznych, tak więc pomysł ze swobodnym przemieszczaniem się za pomocy portali przekierowujących nas do mapy gry, wydaje się rozwiązaniem, którego gra w żaden sposób nie broni.
Kolejnym niezrozumiałym dla mnie pomysłem, jest zaimplementowanie elementów rodem z gier RPG, jak opcjonalne rozmowy z innymi postaciami, w których wybieramy kwestie dialogowe. Skoro w Immortals of Aveum nie podejmujemy wiążących decyzji, a postacie poboczne nie zlecają nam dodatkowych wyzwań, czemu ma służyć taki sposób prowadzenia narracji? Owszem możemy bronić decyzję twórców chęcią poszerzenia wiedzy o świecie gry, ale z drugiej strony nie było ono potrzebne. Taki zabieg jawi mi się jako budżetowy substytut cutscenek, który sztucznie wydłuża rozgrywkę i psuje filmowe doznania, a tych przecież oczekujemy od współczesnych gier singiel player.
No i na deser stan techniczny, który jest…dobry. Gra na Xbox Series X działa w 60 klatkach na sekundę i choć w chaosie walki zalicza spadki płynności, to stosunkowo niewielkie, bo maksymalnie o 10 klatek. Jeśli zaś chodzi o błędy techniczne, to nie natrafiłem na żadne większe bugi utrudniające rozgrywkę czy też zmuszające mnie od wyłączenia gry. Miałem też okazję zagrać przez chwilę na konsoli XSS i niestety gra drastycznie oferuje inne doznania. Różnica w oprawie, to przepaść całej generacji. Obraz na mniejszej platformie Microsoftu jest rozmazany, pełen artefaktów, a roślinność wyraźnie uboższa. Płynność zaś spada niekiedy do około 30 klatek na sekundę.
Immortals of Aveum to dość dziwny projekt. Z jednej strony stoi za nim nowopowstałe Ascendant Studio, z drugiej wydało go wielkie EA, a jak wiadomo, to za czym stoi wielka korporacja, łatwiej krytykować. Gra przeplata ciekawe rozwiązania z chybionymi pomysłami, ale ostatecznie bilans jest dodatni dla tych pierwszych. Teraz już wiemy, że Immortals of Aveum nie podbiło list sprzedaży, ale zachęcam was byście dali tej grze szansę przy najbliższej wyprzedaży, bo ostatecznie, taki swoisty mix Harego Pottera z Call of Duty, sprawia sporo frajdy, nie zdarza się często i już długo może się nie powtórzyć. Fani Hexena coś o tym wiedzą.