Diablo to gra, do której zawsze będę miał olbrzymi sentyment. Spędziłem tyle czasu z wersją shareware, że myślałem, że to cała gra. Później moje przeboje na Battle.net i granie z obcymi ludźmi przez internet, by pokonać piekielne bestie. Dwójka Diablo była gigantycznym wydarzeniem, a na trójkę czekało się z zapartym tchem. Teraz jestem znacznie, znacznie starszy, ale premiera Diablo IV rozpaliła żar w moim oku. Czy warto było czekać na ten tytuł?
Słyszał ktoś o Diablo?
Diablo IV raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Jednak i tak to zrobię. Przy ilości afer i kontrowersji związanych z twórcami z Blizzard, można zapomnieć, ze ta firma słynęła kiedyś z tworzenia cudownych gier. Mowa o czwartej odsłonie serii, która stoi za sukcesem podgatunku gier role playing, jakim są tytuły hack and slash. Diablo IV trafia na rynek 11 lat po premierze trzeciej odsłony serii i powraca do korzeni cyklu z mrocznym klimatem, ale oferuje też wiele nowych elementów, których wcześniej nie mogliśmy uświadczyć w tym piekielnym cyklu.
Lilith powraca!
W grze wcielamy się w stworzoną przez nas postać, która zostaje oszukana i pojmana przez mieszkańców pewniej wioski. Stajemy się częścią rytuału, który wiąże nas z Lilith, czyli piekielną matką ludzi zamieszkujących Sanktuarium. Demoniczna mama sieje spustoszenie i knuje coś niebezpiecznego. Dlatego wyruszamy jej tropem i poznajemy losy świata wyniszczonego przez wojnę pomiędzy niebiosami a piekłem.
Fabuła Diablo IV jest dosyć interesująca, o ile śledziliśmy historię z poprzednich gier i wszystkie materiały dodatkowe. Bez tego wiele rzeczy nie jest nam wprost powiedzianych i trudno domyślić się na przykład, kim tak dokładnie jest Lilith i jaki przyświeca jej cel. Zwłaszcza że z powodu na strukturę gry łatwo się pogubić i zapomnieć o wątku głównym przez masę zadań pobocznych i to, że wiele z elementów przedstawionej nam historii to osobne fragmenty, które są tak naprawdę jedynie luźno ze sobą powiązane. Mimo to nie jest źle i historia ma solidne momenty, a także wyśmienite i niezwykle klimatyczne scenki przerywnikowe.
Siepiemy
Diablo IV to gra typu hack and slash, gdzie pokonujemy nieprzebrane ilości potworów i piekielnych armii. W trakcie naszej przygody zdobywamy punkty doświadczenia pozwalające na zdobywanie i ulepszanie umiejętności w drzewku zdolności postaci. Zbieramy także masę złomu, czyli borni, pancerzy i innych gadżetów, które oczywiście występują w różnych wariantach rzadkości. Zabawa polega wiec na ubijaniu wrogów, by być coraz silniejszym i mieć jeszcze lepszy ekwipunek.
Postacie i zdolności
Podczas tworzenia postaci wybieramy jedną z pięciu dostępnych klas, po czym decydujemy się, jak ma nasz ludek wyglądać i jakiej ma być płci. Do wyboru są barbarzyńca, druid, nekromanta, łotr i czarodziejka. Każda z klas posiada własne drzewko umiejętności i unikatowe zdolności. Przykładowo druid może zamieniać się w różne zwierzęta, a nekromanta jest w stanie przywoływać kościotrupy i golemy do pomocy. Dodatkowo całkiem rozbudowane drzewka umiejętności pozwalają tworzyć przedstawicieli danej klasy o różnych specjalizacjach, dzięki czemu mamy całą masę możliwości przy budowaniu naszego awatara w Sanktuarium.
Takie prawie MMO
Diablo od zawsze było tytułem, który świetnie sprawdzał się jako gra online. Dlatego chyba nikt nie był specjalnie zaskoczony informacją, że Diablo IV wpisze się w schemat gier jako usług. W związku z tym do tytułu trafiło trochę naleciałości podobnych gier i elementów przypominających MMO.
Po pierwsze akcja gry toczy się na gigantycznej mapie i możemy poruszać się po praktycznie całym świecie gry już od samego początku. Nieźle mnie zaskoczyło, to, że uzyskałem jednoczesny dostęp do questów z pierwszych trzech aktów gry zaraz po zakończeniu początkowej sekcji gry.
Duża mapa wiąże się z wprowadzeniem wierzchowców do zabawy. W czwartym akcie przygody dostajemy rumaka, który pozwala znacznie szybciej poruszać się po mapie świata. To ułatwia podróżowanie i wykonywanie zadań pobocznych, których jest tutaj cała masa. Od prostych questów, po dodatkowe lochy odblokowujące nowe umiejętności dla naszej klasy. W Diablo IV jest co robić. Do tego jesteśmy nagradzani za praktycznie wszystko, więc mamy motywacje do odkrywania świata gry.
Ostatnią rzeczą jest masa losowych eventów stworzonych pod to, by pokonywać je z innymi graczami. Wszystko to powoduje, że łatwo się zatracić i zapomnieć o wykonywaniu głównego wątku fabularnego i ratowaniu Sanktuarium. Taka struktura rozgrywki sprawdza się jednak całkiem nieźle i daje mnóstwo pożądanej we współczesnych grach swobody.
Dobrze się gra
System walki i rozwoju postaci w nowej grze Blizzarda, jest zrobiony bardzo dobrze, a świat gry pełen wyzwań i łupów. Wszystko to sprawia, że pokonywanie kolejnych bossów i zaliczanie lochów, daje frajdę zarówno gdy gramy solo, jak i w towarzystwie. Diablo IV po prostu działa i wciąga jak bagno. Spędziłem całą masę nocek, które sprawiły, że w ciągu dnia funkcjonowałem jak zabity. Wszystko to tylko dlatego, że nie byłem w stanie przerwać sesji gry. Co miałem dać sobie spokój, mówiłem, że jeszcze tylko jeden quest, jeden loch lub jeden boss do ubicia. Potem słyszałem pianie koguta i musiałem zabierać się do pracy. Z mojej perspektywy taki stan rzeczy to najlepsza rekomendacji Diablo IV.
Piekielny świat
Oprawa audiowizualna Diablo IV wypada rewelacyjnie. Wszystko jest odpowiednio mroczne i ponure z idealną atmosferą. Design świata i potworów jest dokładnie taki, jak powinien być. Technicznie na Xbox Series X też nie ma problemów i gra śmiga aż miło bez potknięć. Audio wypada równie dobrze z niezwykle komatycznymi utworami i doskonale dobranymi głosami postaci.
Warto także zwrócić uwagę na to, że gra jest jeszcze bardziej filmowa niż dotychczas. Wiele scenek przerywnikowych na silniku gry stawia na ciekawe ujęcia śledzenie akcji z innej perspektywy niż widok z góry. To wychodzi grze na dobre, bo te trochę bardziej przegadane sekwencje stają się trochę ciekawsze.
Witamy w sklepiku
Jedną z kwestii, z którymi wielu graczy wiązało masę obaw związanych z Diablo IV, są mikropłatności. W końcu Diablo Immortal to istny napad na portfel ukryty w formie gry wideo. W przypadku Diablo IV nie jest tak źle. Przynajmniej na razie, bo jeszcze nie wszystkie opcje monetyzacji zostały odpalone. Battle Pass wystartuje dopiero w lipcu i teraz pozostaje nam jedynie sklepik z kostiumami, skórkami dla koni i podobnymi bajerami. Ceny na pewno są zauważalne i już dawno minęły czasy, gdy można określać to wszystko mikropłatnościami. Pakiet monet służących do zakupu skórek kosztuje od 11 do 450 złotych. Na szczęście na ten moment nie ma tutaj nic pay to win i spokojnie można się obyć bez wizyty w sklepiku Diablo IV.
Ostatnie przemyślenia
Trochę zastanawiałem się, czy zmiany w stylu wielkiego, otwartego świata z masą zadań pobocznych i jazda po mapie na koniku pasują do Diablo. Atmosfera tytułu odrobinę się ulatnia i całość przypomina troszkę MMO. Już nie jestem samotnym wojownikiem w wyniszczonym miasteczku, do którego wracam co jakiś czas z łupami. Lekki nastój grozy i uczucie izolacji zostało zastąpione przez coś innego. Jednak czy ma to jakieś olbrzymie znaczenie? Jeśli bawię się przednio i mam ochotę na więcej, to trudno narzekać, że Diablo idzie z duchem czasów. Jeśli pragnę poczuć się tak jak kiedyś, zawsze mogę wrócić do pierwszej i drugiej odsłony tego cyklu.
Świetny sequel
Muszę powiedzieć, ze Diablo IV bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Miałem pewne obawy co do tego tytułu. Diablo Immortal nie nastawiało mnie zbyt pozytywnie, a Diablo III było lekkim zawodem i nie wciągnęło mnie tak, jak wcześniejsze części serii. Na szczęście w tym wypadku jest znacznie lepiej i mamy do czynienia z klimatyczną, olbrzymią grą, gdzie jest masa rzeczy do roboty. Pewnie nie każdemu przypadną do gustu pewne naleciałości z MMO, ale moim zdaniem fajnie uzupełniają one strukturę gry i mogą zapewnić tytułowi długą żywotność w świecie gier jako usługi. Ja bawiłem się naprawdę dobrze i chętnie będę wracał do Diablo IV.