Polowanie na duże stwory może być naprawdę fajne. Odpowiednie przygotowanie i planowanie z doborem najlepszego ekwipunku i uzbrojenia. Później tropienie bestii i na koniec epicka batalia. Ten schemat ma olbrzymi potencjał i gracze chcą tego typu produkcji. Dlatego nie było dla mnie gigantycznym zaskoczeniem to, że EA wydaje produkcję inspirowaną cyklem Monster Hunter. Tylko czy Wild Hearts może dorównać legendarnej serii od Capcom?
Wild Hearts to najnowsza produkcja wydana w ramach inicjatywy EA Originals. W tym wypadku mowa o produkcji japońskiego studia Omega Force znanego głównie z serii Warriors/Musou. Co ciekawe Wild Hearts nie jest pierwszą produkcją japońskich deweloperów czerpiącą garściami z rozwiązań z Monster Hunter. Omega Force stworzyło wcześniej markę Toukiden, a obiekt tejże recenzji sprawia wrażenie rozwinięcia i udoskonalenia tej serii.
Polowanie
W grze wcielamy się w łowcę podróżującego przez mistyczną krainę Azuma, która ewidentnie została zainspirowana przez feudalną Japonię i lokalny folklor. Podczas naszych podróży napotykamy dziwnego muzyka, który podpuszcza nas do starcia z potężną bestią. Przegrywamy starcie z potworem, ale zamiast śmierci czeka nas pobudka z nowymi mocami podarowanymi przez nieznajomego grajka. Tak rozpoczyna się nasza wielka przygoda i polowanie na różne bestie.
Fabuła nie jest najmocniejszym elementem Wild Hearts. Jest to coś w tle dorzuconego raczej z powinności. Wprowadzenie do gry jest całkiem solidne, ale później wszystko się rozmywa i to rozgrywka dominuje, a historia schodzi na dalszy plan. Nie mam z tym żadnego problemu. Twórcy zdają sobie sprawę z tego, co jest największym atutem gry i nie ma potrzeby odciągać uwagi graczy od gameplayu.
Monster cośtam
Rozgrywka polega na polowaniu na potwory niczym w Monster Hunter. Schemat opiera się na tym, że trafiamy na jedną z kilku większych map, na których rozgrywa się akcji gry. Później musimy przygotować sprzęt, jedzenie i całą resztę pomocnych elementów w naszej bazie wypadowej, a także wytropić stworzenie, na które polujemy. Na koniec mamy walkę z bestią, która zazwyczaj trwa jakieś kilkanaście minut i wiąże się z różnymi fazami ataków, a także uciekaniem zranionego potwora do swojej kryjówki.
Tak, w skrócie można powiedzieć, że Wild Hearts to seria walk z silnymi bossami, która została obudowana przez element przygotowania do samej bitwy. Pokonujemy jakieś mniejsze stworki i zbieramy surowce na mapie, by móc przygotować jedzenie potrzebne do polepszenia statystyk naszej postaci. Zbieramy także elementy niezbędne do ulepszania broni, tak by szybciej pokonywać stwory. Jeśli chcemy, możemy starać się dopasować właściwości danego oręża, do słabości napotkanej bestii. Schemat jednak pozostaje bardzo podobny. Mimo to satysfakcja z wygrywania starć jest naprawdę olbrzymia.
Spora różnica
Tym, co ma wyróżniać Wild Hearts od innych gier z tego samego podgatunku, jest element budowania. Wraz z postępami w grze uzyskujemy dostęp do różnych konstrukcji znanych jako karakuri. Pomagają one nam w przemieszczaniu się, a także ułatwiają walki z przeciwnikami. Najprostszą z nich jest skrzynka trampolina, która pozwala skakać wyżej. Daje ona także możliwość do łatwego wykonywania ataków z powietrza. Wraz z pokonywaniem kolejnych potworów odblokowujemy dostęp do większej ilości klocków, z których tworzymy przeróżne konstrukcje. Odpowiednie kombinacje karakuri pozwalają na przykład na stworzenie fajerwerków ogłuszających bestie, co jest niezwykle przydatne podczas starć z latającymi stworami.
Poza konstrukcjami przydatnymi w walce mamy też mnóstwo budowli do postawienia w naszej bazie wypadowej. W Wild Hearts zaimplementowano bowiem system tworzenia punktów, do których możemy się w dowolnej chwili teleportować. Możemy tam postawić namiot do odpoczynku, kuźnie do tworzenia broni i zbroi i różne inne przydatne bajery jak suszarka do mięsa czy zestaw do łowienia ryb. Dzięki temu nie musimy tak często wraca do głównego miasta. Mamy też okazje wykorzystać nasza kreatywność i pomysłowość.
Dzięki dwóm powyższym elementom Wild Hearts przypomina trochę coś takiego jak Death Stranding, gdzie częścią zabawy było tworzenie skomplikowanych połączeń rożnych budowli by szybciej przemieszczać się po świecie. Ten aspekt gry wypada dobrze i z chęcią zobaczę co najbardziej utalentowani gracze będą w stanie stworzyć.
W grupie raźniej
Na wyprawy możemy wyruszać samodzielnie i wtedy pomagać będzie nam mały, okrągły robocik, którego możemy ulepszać. Jeśli dany cel polowania jest zbyt trudny możemy wysłać prośbę o wsparcie do innych graczy. Mamy też opcję polowania w trzyosobowym zespole. Chyba wtedy Wild Hearts sprawiało mi najwięcej frajdy. Takie starcia są widowiskowe i dają możliwość kombinowania z uzbrojeniem i rożnymi pułapkami na bestie. Jeśli atak potwora nie jest ciągle skoncentrowany na nas mamy więcej możliwości do korzystania z różnych taktyk czy zalet otoczenia by na przykład oślepić stworzenie za pomocą fajerwerków czy zbudować trampolinę do atakowania z powietrza lub jakiś inną przydatną strukturę. W pojedynkę o wiele trudniej to wszystko ogarnąć w chaosie walki.
Technikalia
Wild Hearts wypada całkiem dobrze na konsoli Microsoftu. Gra wygląda schludnie, momentami jest naprawdę ładna, a niektóre lokacje prezentują się wręcz wyśmienicie. Podobnie jest z designem stworków, na które polujemy. To mieszanka znanych nam zwierząt z jakimiś elementami fantastycznymi. Mamy na przykład starcie z krzyżówka niedźwiedzia i góry, w trakcie którego, nasza postać na tle stwora wydaje się mikroskopijna.
Nie obyło się jednak bez bez pewnych potknięć. Wersja pecetowa gry ma sporo problemów. Na konsolach też pojawiają się problemy z przenikaniem się tekstur i kamerą, która niekiedy gubi się w chaosie akcji.
Mogło być lepiej?
Jest kilka rzeczy, które w Wild Hearts nie do końca wyszły. Największą bolączką według mnie są pancerze/stroje. Nic nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia i nie czułem, żebym musiał polować na potworki, bo chce stworzyć daną zbroję. Szkoda, bo ten element napędza mnie zazwyczaj do katowania w produkcje tego typu. Radość z tworzenia całych zestawów z rzadkich bestii, by biegać w odjechanych “ciuchach” jest, tym czego Wild Hearts zdecydowanie brakuje.
Ponarzekać można też trochę na różnorodność napotykanych stworzeń i nasze uzbrojenie. Nie jest tragicznie, ale w gruncie rzeczy nie ma tego wszystkiego zbyt dużo, a akurat w grach tego typu, nigdy nie można narzekać na nadmiar.
Ostatnia kwestią z tym wszystkim powiązaną są eventy. Wiem, że jeszcze zbyt wcześnie by o tym pisać, ale żywotność takiego Monster Hunter napędzana była między innymi przez różne wydarzenia, gdzie można zdobyć unikatowe stroje i bronie. Jeśli tego elementu nie będzie w Wild Hearts, to będę mocno zawiedziony.
Monster Hunter killer?
Na sam koniec jeszcze drobna kwestia. Jak Wild Hearts wypada w konkurencji ze swoim największym rywalem – Monster Hunter? Jest nieźle, ale grze Omega Force jeszcze trochę brakuje by zdetronizować serię od Capcom. Mamy dużo zapożyczeń, ale też trochę fajnych rozwiązań sprawiających, ze w Wild Hearts gra się trochę inaczej. Fundamenty są tutaj naprawdę solidne. Grze brak jednak głębi i ilości stworów, broni i pancerzy. Jest nieźle, ale nie ma startu do serii, która rozwijała się przez dwie dekady. Jednak jest tutaj olbrzymi potencjał i wierzę, że w przyszłości kolejne odsłony Wild Hearts mogą zagrozić nawet marce, na której niewątpliwie twórcy się wzorowali. Na razie tytuł EA musi zadowolić się drugim miejscem na podium.
Świetna gra
EA chyba będzie miało naprawdę świetny rok. Po bardzo udanym wskrzeszeniu Dead Space otrzymujemy świetną grę reprezentującą nową markę. Pierwsze dwa miesiące tego roku wyszły EA naprawdę dobrze i trzymam kciuki, by dalej było jeszcze lepiej. Mam też nadzieję, ze Wild Hearts odniesie sukces i doczekamy się kontynuacji, która rozwinie pomysły z tej gry. Jest tutaj olbrzymi potencjał i ten tytuł za kilka lat może zostać poważnym rywalem dla serii Monster Hunter. Oby tak się stało, bo gra naprawdę zasługuje na sukces.
Za udostępnienie gry dziękujemy firmie Electronic Arts