Kolejny okres świąteczny, kolejny Asterix. Minęły już dwa lata, od kiedy recenzowałem Asterix & Obelix XXL 3: The Crystal Menhir. Obiecałem sobie, że następnym razem będę mniej porywczy, jeśli chodzi o produkcje zrobione na licencji. Nie żebym był jakoś uprzedzony, po prostu tamta gra tak mnie wynudziła, że nie mogłem sobie pozwolić na kolejne usypianie podczas grania. Jak widać, moje obietnice były warte tyle, co nic, gdyż znowu recenzuję Asterixa.
Tym razem miało być jednak inaczej. Tak sobie powtarzałem w głowie, a powód był prosty. Sentyment. Musicie wiedzieć, że jedną z moich pierwszych gier był Asterix & Obelix z 1996 roku (ten). Wyśmienite, choć strasznie trudne połączenie chodzonej bijatyki z platformówką. Gdy więc zobaczyłem zwiastun Slap them All! na gamescomie, zaświeciły mi się oczy i pomyślałem: to jest to! Duchowy spadkobierca gry sprzed wielu lat.
I niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Po raz kolejny mogę podsumować grę z tej serii w ten sposób. Spałem, gdy grałem. Gdy widziałeś pierwsze 10 minut Slap them All!, widziałeś już wszystko, a gra trwa jakieś 6-7 godzin. Rozumiecie więc, że ogarniały mnie fale nudy. Dokładnie ten sam zarzut pojawił się w recenzji The Crystal Menhir, co oznacza, że twórcy tych tytułów nie wyciągają żadnych wniosków, by były one mniej powtarzalne i dawkowały zawartość.
Asterix & Obelix: Slap them All! to prosta chodzona bijatyka. Jeśli podobnie jak ja oczekiwaliście elementów platformowych rodem z tytułu z 1996 roku, to muszę was zawieść. Nie ma ich tutaj i gra sprowadza się jedynie do pokonywania fal wrogów co kilka przebytych metrów. To nie jest zarzut, bo na rynku mamy świetne beat ’em upy, tyle że każde starcie w Asterixie wygląda dosłownie tak samo. Nie pomaga uboga combo lista, która i tak jest bezużyteczna, bo całą grą można przejść na jednej kombinacji (2 razy do przodu na krzyżaku, X).
Na okropną powtarzalność składa się również recykling poziomów. Na statku pirackim Rudobrodego w ciągu całej gry to ja byłem chyba dziesięciokrotnie i za każdym razem jego przejście wyglądało tak samo. Zalicz 2-3 fale wrogów, pokonaj bossa. Ja wiem, że to gag tej marki, że Galowie co jakiś czas spotykają znajomych piratów, ale coś, co działa w komiksie i filmie, w grze już nie musi działać, gdy trzeba powtarzać poziomy. To nie jest tylko zarzut do piratów, bo i inne levele są używane ponownie.
W grze nie czuć przez to postępu. I na samym początku, i na samym końcu, bijemy tego samego bossa w ten sam sposób. W bijatykach popularnym trikiem jest to, by starzy bossowie wracali jako normalni przeciwnicy, by pozwolić graczowi odczuć zwiększanie się siły ataku i rozwój umiejętności grającego. Tutaj do znudzenia będziemy bić identycznych wrogów na podobnych mapach. Czasem zostanie wpleciona w to jakaś krótka minigierka, ale to za mało. Aż prosiłoby się o te nieszczęsne fragmenty platformowe.
Albo żeby przynajmniej była tu jakaś fabuła… Gra inspiruje się najpopularniejszymi historiami Galów, takimi jak Asterix w Brytanii, i Wikingowie, i Kleopatra itd., ale przedstawia je tak płytko, że równie dobrze mogłoby ich nie być. Kto wymyślił, żeby w produkcji adaptującej komiks i filmy animowane, nie było przerywników animowanych? Opowieść przedstawiana jest tu w formie drętwych okienek dialogowych. Nawet nie ma w nich dubbingu tylko trzeba je czytać samemu! Jedyną udźwiękowioną osobą jest tu narrator!
Dzieci będą miały gdzieś taką formę narracji. A jako że to gra głównie dla nich, wypadałoby, żeby przykuć je do ekranu i nagradzać za przechodzone poziomy kreskówkowymi wstawkami, żeby mogły poczuć się jak podczas oglądania bajki. Jeśli tego nie ma, jedyną nadzieją na jakąkolwiek zabawę pozostaje kooperacja, która też jest zrobiona po macoszemu. Gdy zginie jedna postać, kompan nie może jej wskrzesić i następuje game over! Podczas grania dostajemy score, który nie ma żadnego znaczenia. Dlaczego nie wprowadzić mechaniki, która pozwala na wskrzeszanie w zamian za zapłatę w punktach?
Jedyną wybitną rzeczą, jaką robi Asterix & Obelix Slap them All! jest grafika. To jest przepiękna gra, która wygląda niczym kreskówka wprawiona w ruch. Tła rodem z kadrów komiksowych, dynamiczne animacje postaci i efekty podczas uderzania wrogów… To wszystko robi robotę. Szkoda więc, że reszta nie jest tak dobra i można mieć przez to wrażenie, że cała para poszła w oprawę, a pozostałą część dopisano na szybko, pierwotnie myśląc o rynku mobilnym.
Slap them All! to znacznie lepszy tytuł od The Crystal Menhir, ale to wciąż nie jest produkt, jakiego oczekiwałbym po tej marce. Na pierwszy rzut oka to niezła gra, ale ma się przeświadczenie, że czegoś jej brakuje. Szybko wkrada się do niej nuda i nigdy nie odchodzi, bo w rozgrywce nie zachodzą nawet najmniejsze zmiany, co w połączeniu ze słabą fabułą sprowadza motywacje gracza do poziomu zero. Bash them All! z 2002 roku wypuszczone tylko na GBA miało więcej werwy, nie mówiąc o grze z 1996 roku. Nadzieja jednak pozostaje, bo skoro tutaj zaszedł postęp, to może i za dwa lata spotkamy się przy kolejnym Asterixie, tym razem na miarę 8,5.