Polska historia jest opowiedziana w wielu grach. Czasem są to pojedyncze epizody, czasem kampanie, bywa też, że nasze dzieje są głównym motorem napędowym gry. W tym ostatnim przypadku najczęściej dostajemy słabe produkcje, czy nawet wprost – crapy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Jednak zawsze, jako Polak, wyczekuję różnych produkcji, które dotykają tej naszej skomplikowanej historii. Z kolei, jako gracz, lubię wszelkiej maści shootery, dlatego gdy usłyszałem o polskim Call of Duty od studia MS GAMES, bo takie często przewijały się w mediach określenia na temat Land of War – The Beginning, wiedziałem, że będę musiał w to zagrać. Teraz mogę nawet napisać, że zagrałem…po to byście Wy nie musieli.
I to nie jest tak, że nie chciałem Land of War polubić. Chciałem, ale się nie dało…
Absurd za absurdem
Land of War – The Beginning rzuca nas w wir wydarzeń z początku II Wojny Światowej – kierujemy losami szeregowego Piotra Kowalskiego, który od 1 września będzie brał udział w wielu ważnych wydarzeniach z obrony Polski przed nazistowskimi Niemcami w 1939 roku. Trafimy najpierw do wsi Mokra, gdzie odbyły się pierwsze starcia z żołnierzami niemieckimi, później jeszcze do Warszawy, puszczy Kampinowskiej i na Hel. Sam Kowalski został przedstawiony w grze z jednej strony jako „przynieś, podaj, pozamiataj”, z drugiej – człowiek, bez którego niczego byśmy nie bronili dłużej niż godzinę. Bałem się, po pierwszej misji, gdzie jesteśmy przygwożdżeni przez Niemców, że cała gra będzie wyglądać właśnie w stylu jazdy bez trzymanki. Są momenty, gdzie moim zdaniem chciano pokazać realizm wojny poprzez przewagę liczebną przeciwnika, ale przekroczono granice absurdu.
W momentach, takich jak te, w których bronimy się w małej chatce w trójkę przed setką niemieckich żołnierzy, Land of War ociera się o hollywoodzki film akcji. Totalnym kuriozum jest też przypadkowe natknięcie się na niemiecki obóz, podczas przejażdżki fiatem 508 z karabinem maszynowym. Trójka polskich żołnierzy wpada za linię wroga i sieje spustoszenie pośród zdezorientowanych Niemców. Ja wiem, że chodzi o emocje, o napięcie i że to tylko gra, ale to wygląda bardzo groteskowo. Dla pewności sprawdziłem sobie misję z prawdziwego Call of Duty (dokładniej United Offensive), gdzie gra rozpoczyna się właśnie od jazdy jeepem i obsługą KM. Kilkanaście lat temu stworzono to znacznie lepiej. Nie dlatego, że programiści z Infinity Ward mieli większe umiejętności, po prostu mieli lepszy pomysł i nie robili niczego na siłę. Hitem dekady jest też misja, w której zasiadamy jako strzelec w czołgu. Mamy przyjemność poruszać się po drodze i obserwować jak po dwóch jej stronach, z odległości około 10 metrów ostrzeliwują się polscy i niemieccy żołnierze. Bez żadnych okopów, barykad, osłon…naprawdę nie można było tam dodać czegokolwiek?
Najciekawsze jest jednak to, że programiści z MS GAMES umieją trafić i z pomysłem, i z wykonaniem, co pokazali chociażby w misji, w której kierujemy samolotem lub w sekwencji, w której musimy unikać kul snajpera, przemieszczając się od osłony do osłony, by na końcu samemu zdjąć go z karabinu snajperskiego. Tym bardziej szkoda, że przez zdecydowaną większość czasu, potencjał gry jest marowany. Być może nie trzeba było czerpać z Call of Duty, a bardziej z Brothers in Arms. Mniej patosu, akcji, ale za to więcej frajdy ze strzelania, bo te, akurat w Land of War wyszło całkiem nieźle. Arsenał jest okazały, nacisk położono na polskie bronie, co bardzo się chwali. Względem wersji premierowy, łatka zawarła drugi poziom trudności, który znacznie ułatwia rozgrywkę, przede wszystkim dodano możliwość regulacji irytującego kołysania kamery, gdy zostajemy trafieni. Z początku ciężko jest się w ogóle przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy, a jedno trafienie potrafiło nami zachybotać bardziej niż na niejednej łajbie podczas sztormu. Jednak po złagodzeniu tego efektu, strzela się o wiele przyjemniej.
Historyczna wtopa
W tym miejscu małe wtrącenie historyczne. Z przykrością stwierdzam fakt, że MS GAMES wtopiło również z dokładnością historyczną. Jest to o tyle ważne, że przecież na samej karcie Steam, Land of War jest reklamowane jako pierwsza strzelanka skupiająca się na wydarzeniach z września 1939 roku. Szkoda, że pewne fakty się nie zgadzały w wersji premierowej. W grze pojawia się Zamek Królewski, którego zresztą widać w pełnej okazałości na pierwszym screenie. Do Warszawy nasz bohater trafia 19 września, a więc w momencie w którym…Zamek był już uszkodzony po niemieckich bombardowaniach dwa dni wcześniej. Dopiero w łatce 1.2 dodano poprawny model. To nie tylko jedna wtopa, bo nie zgadzała się też ilość gwiazdek na mundurach kapitanów, a misja, w której sterujemy pociągiem pancernym „Piłsudczyk”, co prawa jest ciekawa, ale pociąg ten nie brał udziału w bitwie pod Mokrą.
Skrypty, skrypty, skrypty
Wracając jeszcze do rozgrywki, dużym problemem dla MS Games są niestety skrypty. W początkowej misji musimy, wraz z innymi żołnierzami, szturmować niemiecki bunkier. Wpadamy w ostrzał, koledzy stwierdzają, że nas osłonią, a my musimy okrążyć bunkier, dostać się do niego i posłać kulkę strzelcowi zza jego pleców. Brzmi logicznie, jednak nie zorientowałem się, że ominąłem jedną z osłon przy ostrzale i nie załączył się skrypt. Wybiłem każdego Niemca, ale za nic nie mogłem dostać się do kolejnych drzwi w bunkrze. Co ciekawe, mogłem podejść pod strzelca, rzucać w niego granatami, zaliczać headshoty i nic.
Wszechobecna brzydota
W strzelankach oprawa audiowizualna często „robi robotę”. W przypadku Land of War jest niestety bardzo przeciętnie. Wybaczyłbym jeszcze słabej jakości tekstury, modele przeciwników przy porządnej optymalizacji, niestety produkcja MS GAMES chodzi znacznie gorzej od innych shooterów, znacznie ładniejszych. W dodatku bardzo słabo wygląda polski dubbing. O ile wstawki przed każdą z misją, z narratorem, w roli którego wcielił się Mirosław Zbrojewicz, wyglądają i brzmią po prostu całkiem fajnie, tak cała reszta to poziom „Trudnych Spraw”. Brakuje dynamiki, dobrych tekstów, wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Najlepiej w całej grze brzmią bronie.
Land of War – The Beginning – czy warto?
Drogie MS GAMES, szkoda byłoby się obrażać na opinie recenzentów i graczy, bo choć Land of War – The Beginning to klapa, tak są pewne jasne punkty, na których można dalej bazować. Na pewno nie zawiodło samo strzelanie, wypadające całkiem dobrze, nie tylko na tle reszty, ale i konkurencji. Zdecydowana mniejszość pomysłów wypaliła, ale te, które się bronią, wyszły bardzo dobrze. Misja z samolotem, sekwencje ze snajperem, czy szukaniem zdrajcy w Warszawie. Chociaż to też przykład na niesamowite niedbalstwo (by nie napisać „położenie lagi”), bo żeby zdrajcy w samym centrum Warszawy chodzili w niemieckich mundurach? Tego kochani nie da się obronić małym budżetem…
Podsumowując, pomimo, że cena premierowa może zachęcać, nie warto wydawać stówki na Land of War. Czekajcie przynajmniej na promocje -50%, parę łatek, może wtedy. Szkoda też, że MS GAMES postanowiło wydać płatne DLC z broniami do gry. No i oczywiście nie zdobędziecie 100% achievementów bez kupienia szabli za dziesięć złotych.