Studio Naughty Dog nie ma szczęścia do bliskowschodnich gier. W roku 2013 na rynku ukazało się Unearthed: Trail of Ibn Battuta, stanowiące niskobudżetową podróbkę serii Uncharted. Jak można się domyślać, tytuł nie był zbyt wysokich lotów, choć zyskał pewną popularność, będąc częstym gościem streamów i programów internetowych omawiających najgorsze lub najdziwniejsze gry. Polecam zagrać w ten tytuł z czystych pobudek edukacyjnych. Nie jest drogi, a i pewnie często lata w wyprzedażach na Steam.
Kwestią czasu było, aż ktoś postanowił zaczerpnąć twarde inspiracje z innej marki Niegrzecznych Psów. Nie, nie chodzi o Crasha Bandicoota, bo podobnych platformówek pewnie ci masa. Chodzi o tytuł, który samym brzmieniem budzi kontrowersje. The Last of Us. A śmiałkami tymi zostali ludzie ze studia Wily Pumpkin, producenci gry Potentia. I ta Potentia właśnie to takie tureckie The Last of Us. Wystarczy spojrzeć na screeny, by wychwycić podobieństwa. Jednakże w odróżnieniu od Unearthed, Potentia stara się odseparować od materiału źródłowego. Choć bohater tej gry wygląda jak Joel, próżno w niej szukać zombie.
Produkcja Wily Pumpkin to liniowa gra akcji osadzona w postapokaliptycznym świecie, w którym na sam koniec wojny, w momencie podpisywania paktu o jej zakończeniu, jedna ze stron postanowiła zdradziecko odpalić eksperymentalny ładunek, który zmiótł z powierzchni kraju połowę populacji. Współczesna cywilizacja popadła w ruinę, którą zamieszkują jedynie uzbrojeni bandyci i grupy starające się przeżyć to piekło. Jako Victor wcielamy sie w jednego z ocalałych. Wraz z żoną dochodzi on do wniosku, że ma dość tego życia i postanawia pójść na całość. Wykraść samolot z lotniska opanowanego przez bandytów, by polecieć do tej zwycięskiej strony świata lub zginąć, próbując.
Pomysł na fabułę jest całkiem niezły, chociaż szybko zalicza ostry zjazd. Jeśli szuka ktoś żywego przykładu opowieści pisanej na kolanie, to chyba znalazł dobry przykład. O ile ogólna historia jest zjadliwa i potrafi nawet pokazać w końcówce ostry pazur, na jaki mogło ją stać przez większość czasu, to jest to za mało. Reszta jest po prostu słaba. Dialogi to koszmar bez ładu i składu, a postacie to kukiełki. Pomocnikiem Victora jest tu jakiś randomowy typ, który nie wiadomo, co robi, skąd się wziął, kim jest, jakie są jego cele i motywacje… Nic! Czasem rzuci suchym żartem i nawet postacie w grze traktują go jak głupka.
Potentia to gra z niskim budżetem, ale moim zdaniem nawet niski budżet nie jest usprawiedliwieniem słabej opowieści. W jeden dzień, za darmo, mógłbym napisać lepszą fabułę, niż twórcy ze studia Wily Pumpkin przez cały okres produkcyjny. Być może była ona bardziej dopracowana, ale z braku środków nie udało jej się w pełni zaimplementować? Nie wiem, ale jest tu sporo dziur. Chociażby, dlaczego ta eksperymentalna bomba wybiła pół ludzkości, a drugą połowę już nie? W openingu jest scena, w której postacie dezintegrują się na oczach bohatera. Tylko on z jakiegoś powodu przeżywa. I nie pozwólcie mi zacząć o koszmarnym voice actingu…
Jest zdecydowanie lepiej, choć też nie idealnie, jeżeli chodzi o rozgrywkę. Potentia to bardzo standardowy tytuł. Przejdź korytarzową mapą z punktu A do B, zabij wrogów, przeszukaj szuflady w poszukiwaniu amunicji, obejrzyj scenkę przerywnikową. Widzieliśmy to wiele razy i doskonale znamy ten styl rozgrywki. Autorzy starają się go urozmaicać, wrzucając nas do plansz o różnym level designie (np. jeden poziom rozgrywa się w skradankowej formule z noktowizorem na oczach), co się im chwali. Podoba mi się również, że gra zawsze daje wybór, czy załatwiać cele po cichu, czy rozpętać strzelaninę. Jasne, jest to drewniane do bólu i po pierwszym wykryciu rzuca się na nas cały obóz, ale czuć, że autorzy chcieli trochę zróżnicować swoją rozgrywkę.
Problemem jest tu na pewno ogólna drętwota. Potentia to tytuł, któremu daleko do standardów wyznaczonych przez rynek AA, o AAA już nie wspominając. Animacje są kulawe, a strzelanie i chodzenie nie jest tak płynne, jak byśmy tego oczekiwali. Ogólnie rzecz biorąc, małe pieniądze czuć na kilometr. Mam wrażenie, że autorzy porwali się trochę z motyką na Słońce. Jakkolwiek by się nie starali, przy takim budżecie zawsze wyszedłby im niskobudżetowy potworek. W wybiciu się ponad tę łatkę nie pomaga również brak kreatywności i silna inspiracja The Last of Us, która sprowadza Potentię do miana podróbki.
Mimo wszystko, bawiłem się nieźle. W kategorii niskobudżetowego klona The Last of Us to całkiem okej tytuł. Ma ten vibe Unearthed, choć jest od niego nieco lepsze. Nie liczcie jednak na nie wiadomo jak dobry produkt, bo nim nie jest. Po prostu, w swojej kategorii i z odpowiednim podejściem może dawać przyjemność. Jeśli ktoś przysiądzie do niego w ten sposób, może dobrze spędzić całe dwie godziny. Tak, to gra na dwie godziny… Dlatego też, choć ja kontakt z produkcją Wily Pumpkin uważam za udany, nijak nie mogę polecić tego tytułu. Osiemdziesiąt złotych, jakie za niego wołają autorzy, to złowieszczo wysoka cena.