Recenzja Rock of Ages 3: Make & Break

Rock Of Ages 3 Make & Break

Trzydzieści lat temu zespół Perfect śpiewał, że „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym”. Szkoda, że studia ACE Team i Giant Monkey Robot nie pochodzą z Polski, bo jest to kawałek, który powinni usłyszeć, a jego refren zawiesić sobie nad wejściem. Z całą moją miłością do serii o toczących głazy bohaterach historycznych, z bólem serca muszę powiedzieć, że twórcy niestety zbyt mocno wzięli sobie do serca podtytuł Rock of Ages 3: Make & Break. Co poszło nie tak?

Rock Of Ages 3

Pomysł na serię jest genialny w swoim absurdzie, bo opowiada ona o podróżujących w czasie i przestrzeni antycznych bohaterach – w pierwszej odsłonie był to zirytowany swoją sytuacją Syzyf, w drugiej z kolei wcielaliśmy się w próbującego uratować przypadkowo upuszczony glob Atlasa. W trakcie swojej wędrówki podróżnicy ci wplątują się w przedstawione w krzywym zwierciadle historyczne wydarzenia, które kończą się zawsze wielką bitwą przy użyciu gigantycznych głazów. Problem w tym, że formuła ta zaczęła wyczerpywać się już przy Rock of Ages 2: Bigger & Boulder, czego widocznie nie zauważyli twórcy, bo części trzeciej praktycznie nic się nie zmienia.

Odyseusz jako protagonista okazuje się niestety mniej charyzmatyczny nawet od Atlasa, a jego kampania rozpoczynająca się od ucieczki z wyspy Polifema i trafienia do kotła czasu Posejdona to okrutny bajzel bez ładu i składu. Nie mam tutaj nawet na myśli ciągłości fabularnej czy logiczności, bo od samego początku seria ta była dość absurdalna, ale nadrabiała to prostackim, acz uroczym humorem. W Make & Brak nie dość, że wszyscy nasi przeciwnicy zdają się być dobrani przy pomocy losującej to w dodatku humor nie ląduje tak dobrze jak wcześniej. Wciąż zdarzają się momenty, w których parsknąłem śmiechem, jak choćby scena z przerobionym na małpkę słynnemu Jezusowi z „odrestaurowanego” hiszpańskiego obrazu, który zakłada małpie państwo. Dużo częściej jednak żarty w grze spotykały się z mojej strony z kamienną twarzą, bo ileż razy puentą dowcipu może być przygniecenie kogoś czymś.

Rock Of Ages 3 2

Na szczęście rozgrywka jest równie solidna, co w poprzednikach, ale wynika to raczej z tego, że po prostu niewiele w jej kwestii zmieniono. To zatem wciąż niecodzienny miks tower defense i zręcznościówki. Celem gracza jest przebicie się przez wrota fortu przeciwnika, w czym przeszkadzać będą nam ustawiane na często zawiłej trasie różnorodne jednostki – od beczek z dynamitem, przez bojowe słonie z łucznikami na grzbiecie, aż po wsysające nasz kamulec walenie czy też spowalniające nas tygrysy przywiązane linami do balonów. Nie możemy jednak pozwolić sobie na ostrożne lawirowanie pomiędzy przeszkodami, bo przeciwnik nie będzie przez ten czas siedział z założonymi rękoma tylko popędzi bliźniaczą trasą ku naszej fortecy by zgnieść nas niczym robaka.

Toteż kiedy rzeźbiony jest nowy głaz (obalenie drzwi fortu wymaga przynajmniej trzech uderzeń) należy skupić się na ustawianiu własnych jednostek. Uczuleni na strategie mogą jednak spać spokojnie – sprawę w „trójce” załatwia zazwyczaj grupa ciasno ustawionych trebuszów lub kilka wbijających głazy w ziemię uskrzydlonych byków z ludzkimi twarzami. Poziom trudności nie jest zatem zbyt wysoki i śmiem nawet twierdzić, że jest to najłatwiejsza odsłona serii. Chętni mogą co prawda utrudnić sobie zadanie wybierając przed bitwą zadającą mniejsze obrażenia kulę, rozsypujący się w trakcie toczenia piaskowy głaz czy nawet sześcian. Osobiście najlepiej grało mi się globem, który dzięki orbitującemu wokół niego księżycowi miał szansę zniszczyć przeszkody obok których przejeżdżałem bez uszczerbku na moim zdrowiu.

Rock Of Ages 3 5

Nieco zmieniła się natomiast sama struktura kampanii i niestety nie jest to zmiana na lepsze, bo wprowadza do rozgrywki konieczność grindowania. Otóż po każdej wygranej bitwie odblokowujemy kilka opcjonalnych zadań, np. wyścigi, obrona twierdzy przed lawiną głazów czy nawet Skee-Ball. Ich obecność sama w sobie jest świetnym pomysłem nie tylko pozwalającym na przedłużenie czasu gry, ale też na porywalizowanie ze znajomymi na podzielonym ekranie (z jakiegoś powodu usunięto obecny w poprzedniku tryb sieciowy). Wolałbym jednak, by zadania te pozostały opcjonalnymi, bo zmuszanie mnie do ich przechodzenia w celu uzbierania wystarczającej liczby gwiazdek by odblokować kolejną bitwę sprawiło, że podchodziłem do nich raczej jako do pracy, a nie odskoczni od klasycznych misji. Tę zapewniły mi na szczęście prześwietne walki z bossami, w których porzucony zostaje całe element strategiczny, a naszym jedynym celem jest dojście do tego, jak tego wielkiego skurczybyka ubić. Wielkiego, bo zmierzymy się między innymi z Moby Dickiem.

Odnoszę również wrażenie, że w Rock of Ages 3: Make & Break pogorszeniu uległ także styl graficzny. O ile podczas faktycznej rozgrywki wszystko wygląda jak najbardziej w porządku, a miejscami widoki potrafią zachwycić, o tyle niezbyt dobrze prezentują się przerywniki filmowe, czyli jeden z najlepszych elementów poprzedniczek. Mam tu na myśli przede wszystkim bazujące na sztuce klasycznej sprite’y postaci, które niestety tym razem nie wyglądają tak przekonująco jak wcześniejsze odsłony, choć wciąż nie można odmówić im uroku. Większym problemem jest niestety niska rozdzielczość, przez co pojawiający się na ekranie bohaterowie są po prostu rozpikselowani, a i tak często musimy chwilę poczekać aż tekstury zdążą się załadować, aczkolwiek akurat to jest najprawdopodobniej bolączką wersji na Switcha.

Rock Fo Ages 3 4

Trzymajcie się z resztą od niej z daleka, a jeśli ktokolwiek będzie próbował Wam ją wcisnąć nawet i za darmo – obrzućcie go kamykami, bo nie ma on czystych intencji. Pomimo wszystkich niedoskonałości Rock of Ages 3 pozostaje całkiem przyjemnym tytułem, o ile nie gracie na Switchu. Wersja ta to istny koszmar pod względem technicznym. W recenzji House Flippera na tę samą platformę narzekałem na jakość portu i fakt, że gra klatkuje. Nie wiedziałem wówczas, że po zagraniu w nowe Rock of Ages zatęsknię do malowania pokojów w dwudziestu klatkach, bo w Make & Brake (zręcznościówce, przypomnę) mogłem poszaleć w jakichś piętnastu. Wynikało to głownie z liczby jednostek na mapie, co absolutnie nie powinno mieć zmiejsca w grze polegającej na rozbudowywaniu swoich fortyfikacji. Zatem na początku bitwy Rock of Ages 3 działało płynnie, pod jej koniec, kiedy dysponowałem już sporą armią, miałem ochotę wydłubać sobie oczy. Najgorsze, że nie wpływa to wyłącznie na komfort rozgrywki, ale momentami uniemożliwia ukończenie niektórych poziomów sprawiając, że wystrzelony z działa głaz nie jest stanie dolecieć do kolejnej części toru, bo tuż przed dotarciem do niej zmienia się trajektoria lotu. Po zrezygnowaniu z większości jednostek i prowizorycznym „upłynnieniu” rozgrywki, problem ten nie występował.

Rock Of Ages 3 3

Po tych kilku godzinach z Rock of Ages 3: Make & Break mogę mieć tylko nadzieję, że będzie to zamknięcie trylogii i nigdy (a przynajmniej nie w najbliższym czasie) nie powstanie kolejna odsłona. Nie sądzę bowiem, by była ona potrzebna, bo wszystko co dało się tej konwencji zrobić, zostało już zrobione. Co więcej, największą nowością w Make & Break jest tryb umożliwiający graczom tworzenie własnych map i publikowanie ich w sieci ku uciesze innych użytkowników. Interfejs wymaga nieco przyzwyczajenia, ale przy odrobinie chęci można w nim stworzyć naprawdę fajne rzeczy, co czyni z trójki swego rodzaju platformę i ostateczną formę Rock of Ages. Zwłaszcza, że większość moich obiekcji wynika z platformy, na której grałem i sądzę, że na PC lub innej konsoli bawiłbym się zdecydowanie lepiej.

Plusy
  • Absurdalny pomysł na siebie
  • Uroczy styl graficzny
  • Możliwość tworzenia własnych map
  • Muzyka
Minusy
  • Strona techniczna
  • Usuniecie trybu sieciowego
  • Grind
  • Brak większych zmian względem poprzedników
  • Miałki scenariusz
5
Ocenił Konrad Noga
Nintendo Switch

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli Nintendo Switch

Recenzje gier OpenCritic