La Gomera – recenzja filmu (FKE Cinergia 2019)

La Gomera1

Poważny kryminał odwołujący się do klasyków gatunku, a może parodia typowego kina spod znaku policjantów i złodziei, z niedorzecznymi pomysłami. Corneliu Porumboiu wyraźnie miał pomysł w swoich najnowszym filmie, aby jednocześnie podtrzymywać ciągle uwagę widza następującymi po sobie zwrotami akcji i intrygami, przy jednoczesnym nietraktowaniu swojego dzieła całkowicie serio. Finalnie ani jedna, ani tym bardziej druga sztuka mu się nie udała.

„La Gomera” od samego początku wrzuca nas w niejasną sieć powiązań pomiędzy skorumpowanymi stróżami prawa, a gangsterskim półświatkiem. Przybywający na tytułową wyspę z Bukaresztu Cristi (Vlad Ivanov), przyjął ofertę od lokalnej mafii, aby uwolnić Zsolta (Sabin Tambrea), jedyną osobę, która zna położenie skradzionych trzydziestu milionów z pewnej firmy. Na miejscu śledczego wprowadza Gilda (Catrinel Marlon), typowa femme fatale, przez którą Cristi traci chłodną głowę. Aby się komunikować z innymi członkami gangsterskiej organizacji, detektyw musi nauczyć się języka gwizdanego, pochodzącego od rdzennych mieszkańców Wysp Kanaryjskich. W międzyczasie Cristi wraz z policją prowadzi śledztwo nad skradzionymi milionami.

La Gomera2

Rumuński reżyser od samego początku nie panuje nad przebiegiem akcji. Niejasne są powiązania między Cristim a grupą przestępczą, tak samo jak z jego kolegami po fachu z policji. Kolejne osoby są cyklicznie wprowadzane, ale o większości z nich nie wiemy praktycznie nic. Nie pomaga również dynamiczne zmiany czasu i miejsc akcji, które skutkują dezorientacją, przez co bardzo ciężko połapać się kto ma z kim jakie relacje i jakie są motywacje danych postaci. Porumboiu próbował uzyskać maksimum efektu, przy jednoczesnym minimalnym wkładzie ekspozycyjnym.

I wcale nie ma się co temu dziwić, bo gdy pod koniec filmu poukładamy wszystkie klocki na miejsce, okazuje się, że to kryminalna historia jakich wiele, która swoją prostotę ma tuszować licznymi i nagłymi zwrotami akcji. Tych w półtoragodzinnym filmie jest całkiem sporo, ale są one na tyle przewidywalne, że bez trudu da się odgadnąć wszystkie rozwiązania fabularne, oparte na gatunkowych kliszach.

La Gomera3

Przez to wszystko w „La Gomerze” brakuje odpowiedniej dawki emocji, niepewności i trzymania w napięciu. Zamiast tego otrzymujemy letni i prosty kryminał, który niezdarnie próbuje za wszelką cenę tuszować swoje niedoskonałości. Ciekawy jest jedynie aspekt języka gwizdanego, ale ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że jest on nie tyle niewykorzystany, co reżyser szybko się tym pomysłem znudził i nie wiedział, jak dalej to pociągnąć. Niezbyt dobre wrażenie pozostawia również samo zakończenie, które przywodzi na myśl kiczowatą, wyjętą wprost z telenoweli końcówkę serialu „Dom z papieru”. Gdyby tylko intryga i zwroty akcji były tak angażujące, co w hiszpańskim serialu, wtedy Corneliu Porumboiu mógłby sobie pozwolić na taki finał.

Recenzja La Gomera
Przybywający na tytułową wyspę z Bukaresztu Cristi, przyjął ofertę od lokalnej mafii, aby uwolnić Zsolta, jedyną osobę, która zna położenie skradzionych trzydziestu milionów z pewnej firmy. Na miejscu śledczego wprowadza Gilda, typowa femme fatale, przez którą Cristi traci chłodną głowę. Aby się komunikować z innymi członkami gangsterskiej organizacji, detektyw musi nauczyć się języka gwizdanego, pochodzącego od rdzennych mieszkańców Wysp Kanaryjskich. W międzyczasie Cristi wraz z policją prowadzi śledztwo nad skradzionymi milionami.
4
Ocenił Radosław Krajewski