Szesnaście rimejków. Tyle do tej pory powstało wersji włoskiego megahitu „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” przeznaczonych na lokalne rynki rozsiane po całym globie. Ta popularność nie może dziwić, bo scenariusz filmu jest uniwersalny i łatwo adaptowalny do kultury i mentalności każdego kraju. Kwestią czasu było więc zrobienie polskiej wersji, dostosowanej oczywiście do polskiego widza. Z obawą patrzyłem więc na kampanię marketingową „(Nie)znajomych”, która obiecywała letnią, komediową produkcję z wirtualnym światem mediów społecznościowych w tle, czyli zupełnie przeciwieństwo świetnego oryginału. Nie były one jednak uzasadnione, bo „(Nie)znajomi” to film równie mięsisty, trudny i mocny co włoski protoplasta, a miejscami nawet lepszy od swojego starszego odpowiednika.
Siódemka przyjaciół spotyka się na wspólnej kolacji. Gospodarzami jest Ewa (Kasia Smutniak) oraz Tomek (Tomasz Kot), niemogący zgodzić się co do wychowywania ich nastoletniej córki Zosi (Natalia Jędruś). Wkrótce w ich domu zjawia się siostra Ewy – Anna (Maja Ostaszewska) wraz z mężem Grzegorzem (Łukasz Simlat). Czarek (Michał Żurawski) przyprowadza ze sobą Olę (Aleksandra Domańska) – nową dziewczynę, z którą jest raptem od kilku tygodni. Jako jedyny na imprezę przychodzi Wojtek (Wojciech Żołądkowicz), którego druga połówka musiała zrewidować swoje plany przez chorobę. Gdy podczas miłej kolacji w gronie najbliższych znajomych rozlegają się pierwsze dzwonki telefonu zwiastujące przychodzące wiadomości, Ola proponuję zabawę, w której każdy uczestnik musi podzielić się z resztą treścią każdego sms-a, zaś rozmowy przeprowadzać wyłącznie w trybie głośnomówiącym. Pomimo protestów części z przyjaciół, zabawa rozpoczyna się dosyć niewinnie. Siedmiu bliskich sobie osób niedługo później zda sobie sprawę, że niewiele wiedzą o sobie nawzajem.
Niezależnie od tego, czy znacie „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”, czy też „(Nie)znajomi” będzie pierwszym zetknięciem z tą historią, na filmie z pewnością będziecie bawić się świetnie. Twórcy zostawili z oryginału to co najważniejsze, resztę dostosowując do polskich realiów. Zmian jest jednak niewiele i nasza rodzima wersja nie odbiega dalece od włoskiego oryginału. Wciąż rozpoczyna się obyczajówką, żeby przejść do komedii i stopniowo atakować coraz gęstszym klimatem i przytłaczającą atmosferą znaną z rasowych thrillerów. Nasza wersja jest nieco bardziej komediowa, nawet wtedy, kiedy w relacjach między bohaterami zacznie się prawdziwa rzeźnia. Tadeuszowi Śliwie udała się niezwykle trudna sztuka utrzymania mocnego przekazu, przy dodaniu komediowego, rozluźniającego choć na chwilę sznytu. Nic więc dziwnego, że w jednej sekundzie pękamy ze śmiechu, a w drugiej siedzimy jak na szpilkach i do śmiechu nam już zdecydowanie nie jest. Film zapewnia jedyny w swoim rodzaju emocjonalny rollercoaster.
Zanim przejdziemy do tego czym polski rimejk jest lepszy od włoskiej wersji, trzeba wypunktować to co, wyraźnie Śliwie i reszcie nie wyszło. Od razu uspokajam, nie są to jakieś duże błędy, które mogą zaważyć na opinie o całości. Względem oryginału niepotrzebnie dodano nic nie wnoszącą, mało zabawną scenę palenia zioła przez bohaterów filmu. Dodatkowe minuty metrażu nie przekładają się na to, że dostajemy coś wartościowego, co dodatkowo wzbogaca przekaz, czy samych bohaterów. Wyraźnie też widać, że ta scena jest tam wepchnięta na siłę i wybija z rytmu całości. Przyczepić się też można do samego zakończenia filmu, ostatnich minut, które nie dokręcają śruby całej opowieści jak robiło to „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”, zostawiając nas z moralnym dylematem. W „(Nie)znajomych” dostajemy obrazek rodem z komedii romantycznej, który pasuje jak pięść do oka do tego, czego byliśmy świadkami na kolacji u siedmiorga znajomych.
Rewelacyjne, stojące na najwyższym poziomie role, to najmocniejszy punkt „(Nie)znajomych”. Nasi aktorzy zawstydzają tych z włoskiego oryginału, dając prawdziwy popis swoich aktorskich umiejętności. Najlepiej na tym polu wypadają Łukasz Simlat oraz Maja Ostaszewska, którzy mają do wygłoszenia niesamowite monologi na długo wbijające się w pamięci. Również Michał Żurawski oraz Kasia Smutniak mają sporo do zaprezentowania, idealnie wcielając się w swoje role. Sporo pozytywnej energii dostarcza Aleksandra Domańska, nie pozwalając ani na chwilę nudzić się czy to znajomym przy stole, czy ludziom w fotelu kinowym. Rozczarowuje nieco postać Tomasza Kota, ale absolutnie nie jest to wina aktora, który robi co może, ale scenariusz nie pozwala mu na zbyt wiele, przez co pozostaje w cieniu swoich kolegów z planu. Również Wojciech Żołądkowicz musi pogodzić się, że jego rola została zepchnięta na drugi plan i nie dostał szansy na przebicie się w gąszczu tak wielkich aktorskich kreacji.
„(Nie)znajomi” nie muszą nosić metki z napisem „rimejk włoskiego hitu”, bo to produkcja, która jest w stanie obronić się sama. Już dawno w polskim kinie nie było tak konkretnego dramatu, a także zabawnej komedii, która w połączeniu daje jedną z najlepszych rodzimych produkcji tego roku. Po „(Nie)znajomych” zdecydowanie inaczej spojrzycie na swoje telefony, jak również osoby z własnego najbliższego otoczenia.