Lost Sphear – recenzja

432799 Lost Sphear Playstation 4 Front Cover
432799 Lost Sphear Playstation 4 Front Cover

JRPG to trochę dziwny gatunek gier. Przez wiele lat nikt nie chciał manipulować ze sprawdzoną formułą i otrzymywaliśmy dziesiątki klonów 16 bitowych gier. Od niedawna zachciało się jednak deweloperom eksperymentować i otrzymujemy projekty takie jak Final Fantasy XV, gdzie zasady gatunku zostały wywrócone do góry nogami. I tak źle, i tak niedobrze, bo fanom nie da się dogodzić. Wydawało się, że z ratunkiem nadejdzie Tokyo RPG Factory i ich najnowsza produkcja – Lost Sphear. Mieszanka starego z nowymi pomysłami miała być kluczem do sukcesu. Tylko czy gracze tak naprawdę chcą czegoś takiego?

Lost Sphear opowiada o przygodach grupy młodzieńców obdarzonych nadzwyczajnymi zdolnościami. Tak się złożyło, że świat został zaatakowany przez coś, co powoduje zapomnienie i wymazuje całe wioski z istnienia. Młody chłopak o imieniu Kanata potrafi za pomocą skrystalizowanych wspomnień odwrócić ten koszmarny proces. Z tego powodu bohater wraz z paczką kumpli wyrusza na wielką wyprawę, od której powodzenia zależą losy świata. Fabuła jest tutaj do bólu sztampowa i dopiero po kilkunastu godzinach gry zaczyna się robić interesująco. Całość jednak kończy się znacznie później niż powinna, co pozostawia pewien niesmak. Opowiadana historia na pewno nie jest atutem gry i szkoda, ze w tym aspekcie nie postarano się trochę bardziej. Rozumiem chęć naśladowania klasyków, ale w 2018 roku oczekujemy bardziej rozbudowanej opowieści z ciekawszymi postaciami.

lostsphear1

Rozgrywka jest dokładnie taka jak przystało na gry JRPG. Mamy chodzenie po wielkiej mapie świata i zwiedzanie różnych lokacji i lochów. Po drodze do rozwiązania problemów świata wykonujemy masę większych i mniejszych zadań sprowadzających się do pokonania danego przeciwnika lub odnalezienia i przyniesienia czegoś. Poza tymi standardowymi elementami mamy także całkiem ciekawy patent ze specjalnymi punktami na mapie, które pozwalają nam na postawienie jednej z kilku budowli. Każdy ze stworzonych przez nas budynków oferuje nam bonusy na polu bitwy lub poza nim. Mamy okazję zdecydować czy ważniejsze jest na przykład szybsze poruszanie się, czy możliwość zobaczenia punktów życia wroga. Nie jest to jakieś rewolucyjne rozwiązanie, ale wprowadza do gry odrobinę różnorodności i daje nam wrażenie większego wpływu na to, co się dzieje. Podobnie jest z systemem skilli, które możemy ze sobą łączyć. Pozwala to na dodanie właściwości takich jak leczenie życia podczas wykonywania ataków lub tworzenie zespołowych kombinacji ciosów.

Walki są najciekawszym elementem całej gry bo zaserwowano nam wariację na temat systemu aktywnych tur (ATB). Standardowe wykonywanie ataku po naładowaniu się odpowiedniego paska zostało uzupełnione przez poruszanie się naszymi bohaterami na polu bitwy. Odpowiednie pozycjonowanie jednostek pozwala na zaatakowanie kilku wrogów a także ograniczanie obrażeń otrzymywanych od przeciwnika. Dzięki temu bajerowi starcia z wrogami są czymś więcej niż zabawą z menu a my musimy uważać na to, co dzieje się na ekranie. Obecność mechów w późniejszej fazie gry jeszcze bardziej rozbudowuje zaimplementowany system walki.

lostsphear2

Eksperymentowanie z umiejętnościami bohaterów i zabawa z pozycjonowaniem naszych jednostek sprawia, że Lost Sphear wyróżnia się z tłumu innych gier JRPG, które wzorują się na starszych odsłonach cyklu Final Fantasy i Chrono Trigger. System walki jest zdecydowanie najciekawszym elementem całej produkcji i sprawia, ze chciało mi się brnąć przez długie pogaduchy i przewidywalne scenki.

Najnowsza gra Tokyo RPG Factory stoi przed dwojakim problemem. Pierwsze co rzuca się w oczy, to odtwórczość i staranie by Lost Sphear nie tylko odwoływało się do klasyków minionej epoki, ale je przypominało. Mamy więc grę o rytmie produkcji ze SNESa z masą czytanych dialogów i historią od zera do bohatera. Kwestia ta sama w sobie nie jest niczym złym. Wielu z nas potrafi przechodzić jedną grę kilka lub kilkanaście razy i nie czujemy znudzenia. Powtarzanie tych samych sekcji gry nie jest związane z monotonią i wypaleniem bo robiliśmy dokładnie to samo kila razy. Jakby tego było mało, kilka z moich ulubionych gier to kolejna iteracja tego samego pomysłu. Tutaj jednak coś się nie klei i czerpanie z klasyków gatunku wychodzi Lost Sphear na złe.

Nie wiem czy to jakiś dziwny fenomen, klątwa nostalgii czy po prostu ludzkie mózgi pracują w taki sposób, ale starsze gry w mojej pamięci wyglądają znacznie lepiej od tego jak wyglądają w rzeczywistości. Dlatego miałem tu wypisywać, że Lost Sphear przypomina mi oprawę graficzną JRPG na PlayStation kiedy jeszcze wpływy z produkcji ze SNESa były widoczne gołym okiem. Na szczęście miałem tyle rozsądku by rzucić okiem jak wyglądały tamte produkcje. Szokujące doznanie uzmysłowiło mi, że nowy tytuł Tokyo RPG Factory prezentuje się nieźle. Czuć inspiracje estetyką starszych gier, a design potworów nawiązuje do poprzedniej gry studia. Samo w sobie nie jest to problemem. Niestety w połączeniu z resztą odtwórczych elementów mamy wrażenie, że twórcy poszli po linii najmniejszego oporu i kopiowali wszystko co się dało.

Lost Sphear Review Fading Memories Presentation

Lost Sphear to trudny przypadek. Chciałbym zakochać się w tej grze bo przypomina mi tytuły z mojego dzieciństwa i jest grą z segmentu (chyba) AAA, który stawia na retro klimat klasyki JRPG. Tego nie widzi się zbyt często poza 3DS i chętnie zobaczę więcej takich produkcji. Jednak podczas gry ciągle mi czegoś brakowało i nigdy nie byłem w pełni zadowolony z tego, co widziałem na ekranie. Ciekawy system walki i kilka interesujących rozwiązań wpływających na rozgrywkę nie było w stanie pokonać uczucia pustki wynikającego z przeciętnej fabuły i naciąganych bohaterów.

Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale mój czas z Lost Sphear przypomniał mi o dniach kiedy zagrywałem się na GBA (i w mniejszym stopniu Nintendo DS) w produkcje JRPG i SRPG. Większość gier miała w sobie ducha SNESowych tytułów i była swoistym substytutem dla produkcji z tamtej maszyny. Nagrałem się więc w masę dobrych i przeciętnych gier, którym brakowało tego czegoś. Żadna z produkcji naśladujących Chrono Trigger, Dragon Quest V i Final Fantasy VI nie była tak dobra jak źródło owej inspiracji. Z Lost Sphear jest podobnie i otrzymujemy solidny tytuł, któremu jednak sporo brakuje do gier do których się odwołuje. Dla jednych może to być olbrzymi problem. Inni będą w stanie przymknąć oko na tą kwestię. Koniec końców dostajemy jednak grę, która nie wykorzystuje swojego potencjału i wymaga od graczy sporo cierpliwości.

Plusy
  • System walki
  • Ciekawe rozwiązania
Minusy
  • Fabuła
  • Strasznie nudne dialogi
  • Powolne tempo rozgrywki
6.5
Ocenił Tomek Piotrowski
Recenzja PlayStation 4

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli PlayStation 4

Recenzje gier OpenCritic