Yakuza 0 (PC) – recenzja

Yakuza 0 Na Pc
Yakuza 0 Na Pc

Japoński rynek coraz szerzej otwiera się na pecety. Wielu producentów i wydawców chętniej wypuszcza swoje tytuły na pomijaną do tej pory platformę. Wciąż jednak w ofercie na Steamie brakowało kilku rewelacyjnych tytułów, które najczęściej na konsolach PlayStation, podbiły serca milionów graczy na całym świecie. Jedną z takich produkcji jest Yakuza, której najstarsze części serii doczekały się w ostatnim czasie remasterów, a kolejne już czekają w kolejce. Teraz również pecetowcy mają możliwość zapoznania się z serią, która niezbyt fortunnie nazywana jest „japońskim GTA”.

SEGA zdecydowała się w pierwszej kolejności przenieść na komputery osobiste Yakuzę Zero, czyli prequelową część całej serii. Taki zabieg pozwoli graczom na zapoznanie się z marką od samego jej początku, tym bardziej, że remaster pierwszej Yakuzy o podtytule Kiwami, już czeka w kolejce i tylko czekać, aż poznamy daty premier kolejnych remasterów. Yakuza Zero przenosi nas do końcówki lat 80. poprzedniego wieku, gdzie poznajemy 20-letniego Kazumę Kiryu, należącego do klanu Tojo. Kiryu stawia pierwsze kroki w mafijnym półświatku, zbierając zaległe należności od różnych ludzi. Niedoświadczony chłopak nie boi się pobrudzić rąk, co prowadzi do jego zguby, gdyż jeden z pobitych przez niego ludzi wkrótce później umiera. Głównym podejrzanym jest Kazuma, w którego wątpią nawet porucznicy mafijnej rodziny. Kazuma zrobi jednak wszystko, aby udowodnić swoją niewinność. Zanim jednak do tego dojdzie, poznajemy drugiego protagonistę gry, a mianowicie niewiele starszego Majimę Goro, który prowadzi uznany i szanowany klub nocny dla japońskiej bohemy. Były członek yakuzy tęskni jednak za przestępczym życiem, do którego pragnie wrócić.

Yakuza Zero1
Przestępcze życie wiąże się z działaniem po zmroku, dlatego przeważnie w grze będziemy przemierzać ulice miasta nocą.

Seria Yakuza ma z GTA tyle wspólnego, co truskawka z pomidorem. Z jednej strony oba czerwone, zdrowie i rosną na krzakach, ale jedno jest owocem, a drugie pomimo swojej soczystości i posiadania pestek warzywem. Gdzie GTA jest grą akcji z całą masą możliwości sandboxa, tak Yakuza jest fabularnym beat ’em upem z elementami otwartego świata i rozwoju bohatera. Brak więc broni palnej jako takiej (nie licząc pistoletów), wymyślnej broni białej, sterowania pojazdami czy dużego świata, po którym swobodnie możemy się przemieszczać. Nawet pod względem scenariusza mamy do czynienia z liniową historię, bez możliwości wyboru kolejnego zdania głównego do zaliczenia.

Skoro obalenie mitu „japońskiego GTA” mamy już za sobą, czas skupić się na tym, co najważniejsze, czyli fabule i walce. To właśnie przedstawioną historią stoi seria Yakuza. Twórcom udało się w pełni uchwycić niesamowitą, mroczną, choć niepozbawioną humoru i poważną opowieść dwóch osób związanych z japońską mafią. Fabuła wciąga od pierwszych scen, a dzięki swojej liniowej strukturze i postawienie nacisku narracji przede wszystkim na sceny przerywnikowe oraz dialogi między bohaterami, ogląda się to jak najwyższej klasy kino gangsterskie. To co Vega prezentuje nam przynajmniej raz do roku w polskich kinach, to dobranocka dla dzieci przy tym, co ma do zaoferowania Yakuza Zero. W historii nie brakuje wielu dramatów, są obowiązkowe zdrady, unoszenie się mafijnym honorem i charakterystyczna japońska egzaltacja, gdzie wypowiadane przez postacie słowa wydają się większe i ważniejsze niż życie. Wszystko to sprawia, że łatwo wsiąknąć i do samego końca dać się porwać tej dosyć realistycznej opowieści o światku przestępczym rodem z Japonii.

Yakuza Zero2
Rozmowy często bywają dłuższe od samych walk z przeciwnikami.

Zakładając, że nie jesteśmy uczuleni na gry, w których trzeba dużo czytać. Yakuza Zero jest grą bardzo przegadaną, co jest zarazem ogromnym atutem, jak i gwoździem do trumny. Częste rozmowy budują cały świat gry oraz bohaterów, zaś liczne przerywniki filmowe są na tyle rewelacyjnie wyreżyserowane, że chce się chłonąć każdą ich pojedynczą sekundę. Z drugiej zaś strony, Yakuzę Zero można podczepić pod stereotypową grę rodem z Japonii, czyli na godzinę grania, jakieś dziesięć minut to sam gameplay, gdzie przejmujemy kontrolę nad postacią, zaś pozostały czas to wszelkie fabularne przerywniki. Jakby tego było mało, twórcy w świecie gry rozsiali mnóstwo zadań pobocznych dla obu głównych bohaterów. Niejednokrotnie pomijałem stojących na ulicy ludzików z dymkiem nad głową w obawie, że czeka mnie kolejne relatywnie krótkie i łatwe zadanie do wykonania, które dobije mnie długością rozmów. Questy poboczne są często zabawne i dzięki nim lepiej możemy poznać mniej lub bardziej zwariowaną kulturę japońskiego społeczeństwa, bo na swej drodze napotkamy chociażby dziewczynę sprzedającą zboczeńcom używaną damską bieliznę, tajemniczego golasa, czy kilkulatka stojącego w kolejce po najnowszą część gry. Wszystko oczywiście do bólu japońskie. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie ciągnęły się w nieskończoność. Zadania poboczne zawierają czasami tyle dialogów i przez to trwają tak długo, że dopiero wasze wnuki obejrzą ich zakończenie, o ile wcześniej wykombinujecie jak w międzyczasie dorobić się potomstwa, jednocześnie nie przestając grać.

Drugim kluczowym elementem gry jest walka. Przerywniki filmowe i rozmowy przerywane są najrozmaitszymi bijatykami. Świat w Yakuzie to jedna wielka arena walk, gdzie każdy pierze się po mordzie z każdym. Ktoś krzywo spojrzy? Rozpoczyna się walka. Ktoś kogoś popchnie na ulicy? Trzeba to rozstrzygnąć efektownym pojedynkiem niczym z filmów z Brucem Lee. Wiele rozmów z postaciami rozpoczyna się od walki, albo na niej się kończy. Rozumiem tę metaforę gangsterskiego życia, gdzie każda minuta to ciągła walka o wpływy, szacunek, pieniądze, kobiety i własny honor, ale w tej grze zostało to podkręcone do maksimum. Ale pojedynkom nie można absolutnie nic zarzucić. System walki jest z pozoru prosty, ale nawet na normalnym poziomie trudności wymaga skupienia i koncentracji, gdzie absolutnie nieefektywne jest wciskanie jednego przycisku niczym w klasycznych bijatykach. Każdy z bohaterów dysponuje czterema różnymi stylami walki, które dopiero z czasem odblokowujemy i każdy z nich opiera się na innym aspekcie. Jeden kładzie nacisk na szybkość, drugi na siłę i wytrzymałość, a w jeszcze innych mamy do dyspozycji pałkę lub styl oparty na atakach obszarowych. Każdy wiec znajdzie tu coś dla siebie, a przez to, że każdy styl jest inny, ma swoje własne umiejętności specjalne, a do tego są cholernie efektowne i każdy cios po prostu cieszy oczy, to ciężko nimi nie żonglować zgodnie z sytuacją na polu bitwy.

Yakuza Zero3
Scenek przerywnikowych jest całe mnóstwo, dlatego to atut gry, że ich produkcji nie można nic zarzucić.

W zadaniach głównych walczyć będziemy również z bossami, oczywiście większość z nich dysponuje więcej niż jednym paskiem życia, a ich pokonanie wymaga trochę taktyki i zręczności od gracza. Jako, że Yakuza Zero oferuje swobodne poruszanie się po niewielkim otwartym świecie, to i w nim będziemy narażeni na ataki wrogów. Po mieście krąży wiele grup społecznych, których członkowie tylko czekają, aż pojawimy się w zasięgu ich ramion, dzięki czemu będą mogli zostać idolami osiedlowej młodzieży. Choć każdy pokonany przeciwnik zapełnia nasz portfel, a im efektowniej go wykończymy, tym możemy liczyć na większe bonusy, to większość walk podczas poruszania się po mieście wolałem unikać, aby nie przedłużać sobie rozgrywki już w i tak kilkudziesięcio godzinnej grze. Kłopotów unikałem do tego stopnia, że gdy w oddali zobaczyłem grupkę licealistek, od razu uciekałem w zaułek albo robiłem w tył zwrot, bo bałem się, że nawet one się na mnie rzucą, szukając wiecznej chwały w ulicznej bijatyce. Grupka zakochanych idących za rączką? Lepiej się nie zbliżać, bo jeszcze trafimy na japoński odpowiednik Bonny i Clyde’a, którzy zamiast kraść i rabować, będzie szukać ujścia swoich emocji w krwawych walkach. Może trochę przesadzam, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że w świecie Yakuzy, każdy konflikt kończy się pojedynkiem na pięści. Dziecko nie chce dojeść mięsa na obiad? Matka w podniosłych słowach wyrzuca mu brak miłości, żeby rozpocząć z nim pojedynek na śmierć i życie, aby tylko zjadł mięso. To nie jest świat dla grzecznych chłopców.

Co więc gra ma do zaoferowania osobom brzydzącym się przemocą? Liczne mini gry. Oprócz wielu rodzajów gier karcianych, możemy przejść się do baru i porzucać rzutkami do tarczy, zagrać w bilard, w shogi (odpowiednik naszych szachów), ruletkę w kasynie, czy kręgle, a wszystko to w różnych odmianach. Gdy znudzi nam się już rywalizacja, możemy pójść do klubu potańczyć, na karaoke, czy obejrzeć erotyczne filmy. W drodze po kolejne zadanie możemy zatrzymać się na rzeką i połowić ryby. Możliwości na spędzenie czasu inaczej niż obijając facjaty przeciwnikom jest więc sporo.

Yakuza Zero4
A po obiciu kilku złoli chodziliśmy na rzutki.

Pod względem oprawy graficznej widać, że jest to gra, która była tworzona pod poprzednią generację konsol. Mimo to remaster broni się graficznie całkiem nieźle. Niejednokrotnie widać, że technologia jest przestarzała, ale ogólne wrażenie jest co najmniej dobre, a w oczy nie kłują niskiej jakości tekstury czy nieostre krawędzie. Największe wrażenie robią przerywniki filmowe, a w szczególności modele postaci, które wyglądają niemal perfekcyjnie. Jeszcze lepiej wypada oprawa dźwiękowa, dodatkowo budująca klimat całej opowieści. I w zasadzie na tym można byłoby zakończyć opis pecetowej wersji, gdyby nie kiepskiej jakości port gry na tę platformę. Pierwszy problem, który się pojawił dotyczył dźwięku. Ten niezależnie czy podczas przemierzania miasta, czy rozmów z postaciami, bez końca się rwał i ciężko było usłyszeć miejski szum czy dialogi bohaterów. Okazało się, ze to częsty błąd i żeby go wyeliminować, trzeba pozmieniać niektóre rzeczy w plikach konfiguracyjnych gry. Szybko też odkryłem, że w tych samych plikach, można zmienić liczbę wyświetlanych klatek na sekundę z domyślnych 240 FPS-ów, dzięki czemu gra powinna chodzić płynniej. Powinna, bo w zasadzie loterią jest, czy produkcja będzie chodziła dobrze czy nie. Raz włączałem grę i wszystko było w porządku, żeby po kolejnym uruchomieniu z niewyjaśnionych powodów przestała chodzić płynnie, chociaż licznik klatek na sekundę nie wskazywał na żadne spadki. Gra zabezpieczona jest Denuvo, więc może w tym tkwi problem. Niemniej SEGA już dawno powinna wyeliminować przynajmniej problem z dźwiękiem i brakiem możliwości w opcjach zablokowania klatek na sekundę na taką wartość, jaka najbardziej nam odpowiada. Nie każdy musi znać się na plikach konfiguracyjnych i ich edycji.

Yakuza Zero to świetny tytuł dla każdej osoby, która zakochana jest w poważnych i niezwykle ciekawych historiach. Gangsterska opowieść obfituje w liczne zwroty akcji, ciekawych, nietuzinkowych bohaterów i niemniej zwariowany świat. Przyczepić więc można się jedynie do niskiej jakości pecetowego portu. Świetnie, że seria pojawiła się wreszcie na blaszkach, szkoda jedynie, że tak niedopracowana. Oby kolejna część była pod tym względem bardziej udana.

Plusy
  • Ciekawa, poważna gangsterska opowieść
  • Długość zabawy
  • Reżyseria przerywników filmowych
  • Majima Goro i inne zwariowane postacie
  • System walki z różnymi stylami
  • Efektowność starć
  • Humor
  • Mnogość aktywności pobocznych
  • Oprawa graficzna wciąż się broni
  • Rewelacyjna muzyka
Minusy
  • Niektórym może przeszkadzać, że gra stoi dialogami
  • Przerywniki filmowe mogą mieć nawet po kilkanaście minut
  • Kiepski pecetowy port
7
Ocenił Radosław Krajewski
Recenzja PC

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z PC

Recenzje gier OpenCritic