Overwatch – recenzja

overwatch 400

Kiedy dowiedziałem się, że Blizzard przygotowuje w końcu nowe IP, którym ma być sieciowa strzelanka o cukierkowej stylistyce, podszedłem do tematu dość obojętnie. Po ograniu bety mój stosunek do Overwatch diametralnie się jednak zmienił. Grało się cudownie i po raz pierwszy od premiery Destiny, czerpałem olbrzymią radość z wirtualnego strzelania. Twórcy Warcraft’a sprawili, że końcówka maja była dla mnie równie ekscytująca, co jego początek. Czy jednak mój zachwyt po premierze wciąż jest niezachwiany? Otóż pojawiło się kilka wątpliwości.

Overwatch to z jednej strony praktycznie kompletny sieciowy shooter, no bo serwery nie zawodzą, rozgrywka jest płynna, postacie się zbalansowane, a umiejętności każdej z nich, niepowtarzalne. Strzela się miodnie, a współpraca i zgranie przynoszą wymierne korzyści. Nie ma żadnego upgrade’u broni i pancerza, tak więc nikt nie jest nobilitowany. Liczą się tylko umiejętności. Choć z drugiej strony możemy narzekać na dość skromną zawartość, a jak wiadomo jest ona paliwem, które decyduje na jak długo starczy nam ochoty by w daną produkcję grać. Jednak zacznijmy od początku.

Overwatch pozbawione jest kampanii, ale posiada szczątkowy zarys fabularny. Otóż tytułowa straż to organizacja zrzeszająca w swoich szeregach najlepszych żołnierzy i wojowników, a jej zadaniem jest przywrócić porządek w zdominowanym przez chaos i konflikty, świecie przyszłości. Jednak z czasem Overwatch stają się coraz bardziej podzieleni, a ich efektywność działania słabnie. Świat jednak wciąż ich potrzebuje, a tym samym potrzebuje nas. I w tym momencie wkraczamy do akcji, a fabuła się urywa. Jeśli komuś to nie wystarcza na YouTube może odszukać specjalnie przygotowane, kilkuminutowe odcinki serialu animowanego, które dają możliwość zgłębienia swojej wiedzy o uniwersum Overwatch i jego bohaterach. W swoim imieniu – gorąco polecam.

Overwatch: Origins Edition_20160530213242

Od początku  otrzymujemy do dyspozycji wszystkich 21 grywalnych bohaterów, w tym 6 atakujących, 6 obrońców, 5 żołnierzy wsparcia oraz 4 tanków, dysponujących potężnym, ale mało precyzyjnym kalibrem. Jest więc w czym wybierać, ale co ważne, wybór jednej z postaci nie jest ostateczny, nawet w odniesieniu do danego meczu. Po naszym zgonie, gdy trafiamy do bezpiecznego punktu startu, możemy zmienić naszą postać na taką, która bardziej odpowiada naszym preferencjom lub potrzebom zespołu. Choć te drugie są zdecydowanie ważniejsze. Przed meczem, gdy otrzymujemy chwilkę czasu na wybranie swojego bohatera widzimy także wybory postaci jakich dokonali nasi towarzysze broni. Jeśli skład naszego zespołu jest za mało wszechstronny i nazbyt specjalistyczny, jesteśmy o tym informowani. Możemy wówczas zadbać o to, by stworzyć team kompletny – przynajmniej na papierze. Oczywiście można eksperymentować, bo przecież zgrany zespół złożony z samych snajperów, na odpowiedniej mapie, też może się sprawdzić i mocno napsuć krwi nieświadomym zagrożenia rywalom. Tak więc co tu dużo mówić. Zgranie i odpowiednio dobrana ekipa, a co za tym, nieco ostudzona żądza indywidualnych popisów, to klucz do sukcesu.

Overwatch: Origins Edition_20160530103546

Overwatch zawiera zaledwie cztery tryby gry, w których naprzeciw siebie stają dwa sześcioosobowe zespoły. W tej materii Blizzard prochu nie wymyślił. W trybie Kontroli będziemy starali się przejąć lokację z rąk przeciwnika. W Eskorcie będziemy musieli chronić pojazd z ładunkiem, w trakcie jego transportu do wyznaczonego miejsca. Z kolei Szturm polega na przyjmowaniu kolejnych stref. Czwarty tryb to swoisty miks Eskorty i Szturmu. Nie jest więc tego wiele, ale zabawa jest przednia. Jeśli ktoś nie chce obrywać od „żywych” graczy, można także spróbować swoich sił w starciu ze sztuczną inteligencją dostępną na trzech poziomach trudności. Jeśli komuś się wydaje jednak, że z SI będzie dużo łatwiej, może się gorzko rozczarować.

W trakcie zabawy do dyspozycji otrzymujemy 12 bardzo ciekawie zaprojektowanych i zupełnie różnych od siebie map. Każda charakteryzuje się cechami zakątku świata, z którym jest związana. Tak więc są motywy greckie, brytyjskie, rosyjskie czy azjatyckie, ale w doskonały sposób wkomponowane w futurystyczny charakter produkcji. Ciekawym rozwiązaniem są także dodane do rozgrywki aspekty społecznościowe. Po każdym meczu prezentowane jest najlepsze zagranie, a gracze z obu drużyn mogą wybierać najlepszego swoim zdaniem gracza minionego starcia. Radość z bycia docenionym przez kompanów i oponentów – bezcenna.

Overwatch: Origins Edition_20160529235739

Tak jak wcześniej wspominałem twórcy zrezygnowali z rozwoju postaci, więc za każdą eliminację, asystę, leczenie otrzymujemy XD. Po każdym levelowaniu wzbogacamy się o skrzynię, w której znajdziemy takie dobrodziejstwa jak skórki, farby czy nowe teksty bohaterów. Żaden z tych elementów nie wpływa jednak na samą rozgrywkę. Sprawia to, że w Overwatch nowicjusz może skopać tyłek staremu wyjadaczowi, o ile ma odpowiednie umiejętności. Jest to dobre rozwiązanie, ale jednak pozbawia produkcję kalifornijskiego studia elementu, który przywiązuje graczy do jednego tytułu na wiele miesięcy. Kto dziś by jeszcze grał w Destiny gdyby nie rozwój postaci, nowe zbroje oraz bronie? Jaki byłby sens wydawania kolejnych, drogich i ubogich w treść dodatków? A warto dodać, że produkcja Bungie na starcie posiadała kilkugodzinną kampanię oraz zdecydowanie bogatszą ofertę trybów sieciowych. Co zatem takiego ma w sobie Overwatch, co miałoby sprawić, że za kilka lub kilkanaście miesięcy serwery nie zaczną się przerzedzać. Czysty, niczym nieskrępowany fun z gameplay’a? Być może.

Overwatch: Origins Edition_20160530213614

Zdecydowaną zaletą produkcji jest kreskówkowa, zdominowana żywymi barwami oprawa graficzna. Doskonale się ona komponuje z humorystycznym charakterem produkcji. Wygląda to naprawdę bardzo dobrze, co jest godne podziwu tym bardziej, że obraz wyświetlany jest w wersji na PlayStation 4 w Full HD i 60 klatkach na sekundę. Długie oczekiwanie na mecz? Zapomnijcie. Wszystko śmiga, aż miło. Warto również dodać, że polski dubbing stoi na bardzo wysokim poziomie i powinien zadowolić nawet największych malkontentów w tym zakresie, choć sam z przyzwyczajenia postawiłem na oryginalną wersję językową.

Podsumowując, Overwatch to świetna pierwszoosobowa, sieciowa strzelanka, która powinna zadowolić każdego miłośnika gatunku. Gra się rewelacyjnie i dosłownie każda minuta rozgrywki przynosi nam masę frajdy. Jednak moim zdaniem, na razie twórcy otrzymują od graczy i recenzentów spory kredyt zaufania, na który zasłużyli sobie tym, że dostarczyli nam towar, którego sukces nie bazuje na przedpremierowym marketingowym kłamstwie. Otrzymaliśmy dokładnie to, co deweloperzy obiecywali. Jednak choć Overwatch to towar pierwszej klasy, to jego zawartość jest zbyt skromna. Płomień jaki od premiery gry rozpala graczy do czerwoności, może dość szybko zgasnąć, dlatego oczekuję w niedalekiej przyszłości sporo dodatkowej, bezpłatnej zwartości. Tymczasem daję Blizzard swój kredyt zaufania. Brawo! Właśnie tak należy robić sieciowe shootery.

Plusy
  • Grywalność
  • Dla strych wyjadaczy i fps-owych laików
  • Każda postać ma nam coś innego do zaoferowania...
  • ...i każdą gra się świetnie
  • Grafika
  • Jakość wykonania
Minusy
  • Zbyt skromna zawartość
  • Marzy mi się kampania, chociażby w epizodach
8
Ocenił Kamil Kościelniak
Recenzja PlayStation 4

Recenzja powstała w oparciu o rozgrywkę z konsoli PlayStation 4

Recenzje gier OpenCritic